"Dzień matki". Ilona Zdziech.
Wydana w Wydawnictwo Księgarnia Akademicka. Kraków (2024).
Wspominałam już parokrotnie, że osiedlowa Książkodzielnia potrafi mnie rozpieścić jakimś włożonym ot, od niechcenia, tomikiem poezji, bądź książką, której ktoś chce się podzielić z innymi. I tak oto w moje ręce wpadł tomik poezji mieszkającej w Krakowie poetki Ilony Zdziech.
Czemu po niego sięgnęłam? Stali czytelnicy blogu dobrze wiedzą, że jestem "za" poezją i uważam, że wszyscy raz na jakiś czas powinni wręcz po coś z tego gatunku sięgnąć (czym chyba trochę staję w kontrze do wyrażonej opinii Noblistki w jej wierszu "Niektórzy lubią poezję"). Nic jednak nie poradzę, że uważam, że wszyscy (tak, w tym ja sama) czytamy jej za mało. I dlatego, kiedy zobaczyłam wiersze w książkowym miejscu a do tego z tak frapującym tytułem, nie mogłam się oprzeć, aby nie zajrzeć do środka, chociaż nazwisko osoby zupełnie nie było mi znane.
Tomik "Dzień matki" zawiera pięćdziesiąt cztery wiersze dotyczące (cóż za niespodzianka po tytule :) ) głównie macierzyństwa, bycia matką i rozmaitych aspektów tegoż.
Wiersze według mnie nie są równe. Bywają takie, które wydają się być jakby zapiskiem myśli, która pojawiła się w głowie i przy całej mojej sympatii do wierszy ogólnie, jako specjalnie odkrywcze ich nie zaliczam. Do takich zaliczam na przykład "Operacja bojowa" czy "Masaż", ale w całym tomie znalazłam wiersze, które dotknęły mnie tak ogromnie, były dla mnie tak czytelne i zrozumiałe, że dosłownie aż przeszły mnie dreszcze podczas ich lektury.
Ostatnio brałam udział w rozmowie na temat zaznaczania karteczkami czy to fragmentów prozy, czy to innych miejsc, które chce się w danej książce zapamiętać i stwierdziłam, że najwyraźniej albo pamięć nie ta już, albo wygoda i chęć sięgnięcia po coś, co się zaznaczyło właśnie natychmiast, a nie wertowania. I oto i tu karteczki zaznaczają wiersze, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie.
Najbardziej dotknęły mnie te dotyczące straty dziecka, czyli noszący przejmujący tytuł "Kosz na dzieci" (odczytuję tu niezwykle bolesne doświadczenie poronienia na przykład, ale oczywiście mogę się mylić) czy zaczynający się, cytuję "Od zarania dziejów...". Ten wiersz zresztą jest chyba moim prywatnym numerem jeden w tym tomie, pomimo, że jest przerażająco smutny i tragiczny w wymowie, bo dotyczy straty dziecka i tego, co czuje mama po takim doświadczeniu.
Nie brakuje tu jednak też takich prób uchwycenia tak szybko przemijającego życia i jego chwil, właśnie często tych zwykłych, codziennych przyjemności, zwykłości, które nadają naszemu życiu poczucia dobra i szczęścia. Są to nie noszacy tytułu a zaczynający się od "Masz sześć lat" tekst o tym, że nasze dzieci wydają się dorośleć dosłownie w momencie, gdy mrugniemy okiem. Dopiero co byłaś dla kogoś niemal wyrocznią a za chwilę ktoś inny będzie pytany o rady. Tak tak.
"Z córką w kawiarni", to przyjemny opis współnie spędzonego w kawiarni czasu matki i córki właśnie. Takich chwil, które często po latach możemy wspominać jako te, które niby zwykłe, niby nic nadzwyczajnego nie niosące ze sobą a na swój sposób budujące poczucie spokoju i szczęścia właśnie chyba dzięki wspólnie spędzonym chwilom.
Wiersz "Kiedy wyjeżdżają" jest jak dla mnie nieco zbyt przegadany, ale zawiera bardzo celne stwierdzenie, czy raczej obawę dotyczącą znów szybkiego upływu czasu i obawy przed tym, że kiedyś nasze domowe gniazdo opustoszeje i niezgodę na to, aby stało się to zbyt prędko.
Czasem podczas czytania wiersza trafia się jakiś, czy to cały, czy jego fragment, czy zaledwie fraza, który powoduje, że masz odczucie, że ktoś wyjął myśl z twojej własnej głowy. Coś takiego miało miejsce podczas lektury wiersza "W tramwaju". Nie wiem oczywiście, jaki był zamysł poetki, mnie kojarzy się on bezsprzecznie z nieuporządkowanym żalem za czymś, co albo straciliśmy i już nie odzyskamy albo czymś, co mieliśmy nadzieję, że się nam w życiu zdarzy, ale do czego nie dojdzie i nie jesteśmy w stanie szybko przyjąć tego do świadomości.
Jak już napisałam wcześniej i oczywiście to po prostu moje wrażenie po lekturze, moje subiektywne zdanie, nie wszystkie wiersze nazwałabym "równymi", ale nie szkodzi. Jak sądzę, to nawet dobrze bo pokazuje, jak się zmieniamy, ewoluujemy. A co dopiero czyjaś twórczość. Dla mnie osobiście ogromnym plusem było tak głębokie zajęcie się tematem macierzyństwa, ale też dopuszczam świadomość, że są osoby kompletnie taką tematyką nie zainteresowane.
Na koniec plus za dedykację odnoszącą się zapewne do przyjaciółek i bliskich Ilonie Zdziech kobiet. Natomiast ponieważ pada tam wersja imienia, jakim wszyscy się do mnie zwracają, pozwalam sobie "zawłaszczyć" tę część dedykacji dla własnej, skromnej osoby.
Moja ocena to 5 / 6.
Komentarze
Prześlij komentarz