Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2018

"Bieguni". Olga Tokarczuk.

Wydana w Wydawnictwie Literackim. Kraków (2007). Ebook. Niełatwo jest pisać o książce, która dosłownie chwilę temu została nagrodzona. Przypominam jedynie z kronikarskiego obowiązku, że Olga Tokarczuk wraz z przekładającą na język angielski tłumaczką Jennifer Croft zostały uhonorowane nagrodą The Man Booker Prize. To tego typu książka, która według mnie oczywiście, albo się spodoba albo się nie spodoba. Według mnie nie jest w stanie wywołać emocji letnich, raczej te skrajne. Mnie się spodobała. Ale ponieważ szczęśliwie napisano o niej przede mną wiele, wiele słów i rozłożono ją na czynniki pierwsze, ja mogę skupić się na jedynie własnych subiektywnych z nią związanych odczuciach. Książka składa się z wielu, kilkudziesięciu rozdziałów. Rozdziały te dotyczą podróży, rozmaitych jej odmian i aspektów. Dlatego też bardzo podoba mi się zaproponowany przez tłumaczkę tytuł anglojęzyczny czyli "Flights". Podróże te to zarówno osobiste podróże samej autorki jak i podróże innych

Mamy w literaturze.

Maniaczytania na stronie blogu na Fb dziś pisze o mamach w literaturze.  A mnie naszło przy tej okazji na zapytanie takie. Która z literackich Mam jest dla Was Mamą idealną? I dlaczego? Moja to Mama Muminka, z którą się cichaczem identyfikuję. Za to, że jest jaka jest, że zawsze znajdzie sposób na smutki i nie tylko. I że , zacytuję, być może niedokładnie ale ci, którzy czytali , będą wiedzieli o co chodzi, "zawsze rozpozna swojego Muminka".  A jak jest u Was? 

Dzień Mamy.

Dziś mamy. Wszystkim odwiedzającym mnie Mamom życzę Zdrowia dla Was i Waszych Bliskich , mnóstwo Radości, Miłości i Spokoju (ducha:) ). Samych miłych słów i niespodzianek ze strony dzieci i jak najwięcej miodu na serce nasze, wasze czyli tych dobrych słów , które pod adresem naszych dzieci słyszymy. Tym, które bardzo chciałyby być mamami a z różnych powodów nie mogą chcę jedynie napisać "Nie traćcie nadziei". Jestem tą, która nie sądziła, zwłaszcza w roku 2011, że kiedykolwiek obejdzie to święto. Myślę też o tych, których dzieci nie ma już na ziemi. Pamiętam jak w 2011 roku Dzień Matki wypadł na dzień po pogrzebie Emilki i to poczucie i żałoby i niewiedzy czy w takiej sytuacji mogę w ogóle nazywać się mamą? Mam też w pamięci i w sercu te osoby, przy których już nie ma ich Mam. Myślę o Was ciepło. 

"Mama jest tylko jedna, a tu mamy wszystkie". Raquel Diaz Reguera.

Ilustracje Raquel Diaz Reguera. Wydana w Wydawnictwie Debit. Katowice (2018). Przełożyła (wspaniale !) Magdalena Olejnik. Tytuł oryginału Madre solo hay una y aqui estan todas. Macie już prezent dla Mamy na przypadający w najbliższą sobotę Dzień Mamy? Nie? To już macie.  "Mama jest tylko jedna, a tu mamy wszystkie" to według mnie książka niekoniecznie dla dzieci, chociaż wydawnictwo ma ją w ofercie dla dzieci ale jak najbardziej dla każdej mamy jak i po prostu, dla każdej rodziny.  Nie wiem od czego zacząć, tak jestem nią zachwycona całościowo, a wiemy, że to się zdarza rzadko aby podobało się w książce wszystko! No więc zacznę może jednak (niespodzianka), od początku? A więc od tego, że ta książka mnie "wołała". Macie tak czasem? Ja tak. Wołała mnie już gdy zauważyłam ją pierwszy raz na stronie wydawnictwa Debit. Nie czytałam nic wcześniej tej autorki wydanego w Debicie (i już widzę, że jest to zdecydowanie do nadrobienia). Miałam ją w planach

"Tańcząc na czubkach palców". Gabriela Anna Kańtor.

Wydana w Wydawnictwie mg. Warszawa (2018). Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Autorki.  "Tańcząc na czubkach palców" nie jest pierwszą książką Gabrieli Kańtor ale pierwszą przeze mnie czytaną książką tej autorki. Przyznaję się, że faktycznie, pewnie bym po nią nie sięgnęła gdyby Autorka sama nie zwróciła się do mnie z pytaniem czy może chciałabym przeczytać Jej książkę. Chciałam. I nie żałuję.  "Tańcząc na czubkach palców" to bowiem bardzo dobrze napisana proza obyczajowa. Opowieść o życiu kobiety w trzech aktach, jakbym to nazwała. Pierwsza część to dzieciństwo, druga młodość, trzecia to czas po odchowaniu dzieci i ich usamodzielnieniu i ten moment, gdy często kobieta czuje się wbrew pozorom najmniej pewnie i stabilnie bo czuje, że wbrew temu co twierdzą inni dookoła, coś jej umknęło, czegoś nie dopilnowała, coś wymsknęło się z jej rąk. Nietrudno jednak jest znaleźć motywy łączące autorkę książki z jej bohaterką. Zapewne niektóre historie czy wspomn

Wczoraj wieczorem wielka radość.

Bo tuż niemal przed snem dotarła do nas wiadomość. Olga Tokarczuk za tłumaczoną na język angielski przez Jennifer Croft , książkę "Bieguni" otrzymała jedną z najbardziej prestiżowych nagród literackich jaką jest The Man Booker Prize. Wspaniała wiadomość. I okazało się, co za radość, że warto jest chomikować sobie ebooki. Natychmiast po wyczytaniu werdyktu, sięgnęłam po mój czytnik i okazało się, że "Bieguni" na nim są, a jakże. Wstyd się pewnie przyznać, ale jakoś do tej pory nie czytałam żadnej książki pani Olgi Tokarczuk. Dwa razy rozpoczynałam "Dom dzienny, dom nocny" i utykałam. Sięgnęłam jednak po "Biegunów" (w tłumaczeniu Croft "Flights") i oto wciągnęła mnie. A Wy lubicie książki Olgi Tokarczuk ? I co byście polecili komuś, kto dopiero zaczyna czytać jej książki, jak ja?

Sobotni wypad na Targi Książki w Warszawie.

Po raz drugi byliśmy razem z Jasiem na Targach Książki (tych w Warszawie). Oczywiście, jak rok temu, najwięcej książkowych zakupów jest dla Jasia. Ja wróciłam z miłym prezentem, podarowanym mi przez panią z wydawnictwa Poradnia K czyli "Odkrywcą" Katherine Rundell. To autorka "Dachołazów", które recenzowałam po tym jak wzięłam udział w konkursie na wybór okładki. W ogóle świetnie było poznać osobiście serdeczną panią, z którą jesienią korespondowałam na ten temat i , co mnie zaskoczyło niezmiernie miło, gdy się zgadałyśmy, że to ja pisałam recenzję, pani pamiętała moje imię. Bardzo miło mi było. No ale od początku. Zaraz po wejściu na koronę stadionu niemal wpadłam na znajomą , którą do tej pory "znałam" z sieci. W zeszłym roku niemal spotkałyśmy się na spotkaniu z Aleksandrą Marininą ale wtedy E. nie mogła. Teraz od razu się udało, fajnie było Ją poznać osobiście. Nie przeszliśmy może dwóch kroków i kto to się ukazał? Ałbena Grabowska. Wyściskałyśmy s

"Grzywa". Ewa Nowak.

Wydana w Wydawnictwie Prószyński i S-ka. Warszawa (2018). Ebook. Data wydania 24.05.2018. Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa. Ewa Nowak zdecydowanie stała się jedną z moich ulubionych autorek książek. I pomimo, że jej książki są jak rozumiem skierowane najpierw do młodzieży, uważam, że są one i dla młodzieży i dla dorosłych. Młodzież pewnie odczyta w tych książkach problemy znane ze swojego życia bądź życia swoich znajomych a dorośli. Cóż. Tak sobie cicho myślę, że książki pani Ewy Nowak właściwie powinni darować przyszłym rodzicom już na porodówkach przy wypisie. Dlaczego? Bo nieustająco poruszają te książki ważne sprawy i problemy młodzieży. A także pokazują jak rozmaite są więzi i relacje w rodzinie. O tym jednak warto przeczytać zanim dziecko podrośnie na tyle, że niewiele da się z problemami zrobić. Zdawałoby się najważniejsze relacje rodzic-dziecko potrafią być skomplikowane bądź popsuć się na skutek czy to wygórowanych ambicji rodzica, czy jego surowemu

"Made in China". Michał Cessanis.

Wydana w Wydawnictwie Burda Książki. Warszawa (2018). Grałam o tę książkę na stronie wydawnictwa z pełną premedytacją. Jak bowiem niektórzy może wiedzą, interesują mnie współczesne Chiny. Kiedyś interesowałam się bardzo okresem Rewolucji Kulturalnej, zaczytywałam się w książkach czy to opartych na faktach czy poruszających w treści ten problem. Obecnie ciekawi mnie sam kraj a raczej jego spektakularny rozwój. I chociaż z bardzo wielu powodów na pewno tam nie pojadę , to tym chętniej "poznaję" go przynajmniej w taki sposób. Los mi sprzyjał i książkę udało się wygrać a więc z wielką przyjemnością przystąpiłam do lektury. I nie zawiodłam się. Autor jest dziennikarzem pracującym w "National Geographic Travel". Nie czytałam wcześniejszej jego książki ale "Made in China" bardzo mi się podobało. Nie jest to , i dobrze, żadna tam naukowa rozprawa socjologiczno społeczna na temat współczesnych Chin ale wycinki, kilka opowieści, relacji i subiektywnych odczuć Mi

Rocznica...

...której nie chcę.  Dzisiaj mija siedem lat od śmierci Emilki. Zostałam przez los wtłoczona w rytm rocznic, których bym nie chciała. Od 2011 roku koniec kwietnia jest dla mnie mega trudny ,potem 3 maja, kiedyś moje imieniny, potem zmiana, oddałam ten dzień Emilce, jak to określiła moja przyjaciółka, miała rację . To Emilki był dzień. A dzisiaj, równo czternaście dni od Jej narodzin rocznica śmierci. Tamtego dnia nie padał deszcz, ale było zimno, zaskakująco dużo z niego pamiętam. I to pytanie dźwięczące wtedy w głowie "jak żyć?". Jak żyć? Dalej. I z. Z najbliższymi i dobrze, że Są. Dalej. Wstawać każdego dnia i starać się nie myśleć. I tak jest tak, że nie ma dnia aby się to wszystko nie wróciło. To się może wrócić w jednej myśli, w jakimś odnośniku, w spojrzeniu na dziewczynkę, która jest w Jej wieku i mogłaby być moją córką, w czytaniu tego, co z córkami robią inne mamy i ta myśl, że ja nigdy i już. Nie lubię jak mnie ktoś poucza, że mam być wdzięczna za to czy za tamto

truskawki

Prowadzimy nieustająco w naszym domu interesujące dialogi. Jak chociażby ten dzisiejszy. Jaś pyta się mnie "Nie będziesz jadła truskawek?". Ja "Nie, tak się objadłam lodami truskawkowymi, że nie mogę patrzeć na truskawki". P. najczęściej występujący jako głos z offu "Możesz jeść z zamkniętymi oczami".  W sumie mogę. Kurtyna :P

Czy umiesz się promować?

Tak mogłabym zatytułować dzisiejszy wpis. Nie ukrywam, ze pojawił się on niejako po przeczytaniu pewnego stwierdzenia w innym miejscu (nie chcę pisać za wiele bo wiem jak to jest, chce się dobrze a można komuś zaszkodzić). I zaczęłam myśleć jak to jest z tym promowaniem siebie. W różnych aspektach. Kiedy jesteś kimś, kto pisze na przykład (a nie promowaniem się jako matka roku czy idealna przyjaciółka :P). Pisze się jako autor, autorka lub prowadzi jakieś miejsce w sieci , gdzie słowo się liczy. Czyli na przykład blog, książkowy jak ja na przykład. Już wiem,że w tym medialnym wyścigu zostałam daleko za linią startu. Kiedy inni szykowali kopyta do biegu, ja najwyraźniej sprawdzałam tekst czy nie zawiera zbyt wielu błędów. Tak czy inaczej, w blogosferze istnieje mój blog już długo, w tym roku "stuknie" czternaście lat ale z pewnością nie mogę nazwać go blogiem najbardziej popularnym. Co nie oznacza, że nie cieszę się z każdego, podkreślam, każdego komentarza (nie dopuszczam je

"W cieniu paproci". Anika Stelmasik.

Wydana w Wydawnictwie Zysk i S-ka. Poznań (2018). Ebook. Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa. Lubię czytać debiuty. Dlaczego? Bo debiut literacki jest jedną wielką niewiadomą. Jak to dzisiaj do kogoś napisałam, trochę jest z nim tak, że nie do końca wiadomo co się z niego wykluje. Bywa, że robaczek ale bywa, że barwny motyl. "W cieniu paproci" zainteresowała mnie w chwili gdy przeczytałam o niej pierwsze wzmianki. Nie ukrywam, że oryginalne imię autorki przykuło moją uwagę do opisu. Początkowo pomyślałam, że będzie to kolejna książka obyczajowa (do książek obyczajowych jak Wiecie, nic a nic nie mam, chętnie je czytuję) , ot, a tu przyjemna niespodzianka. Owszem, jest to książka obyczajowa, ale z ciekawymi bohaterami i interesującymi problemami, które opisuje. I pomimo, że nie opisuje jakichś niezwykle oryginalnych wydarzeń, to mnie zainteresowała, wciągnęła w swój świat, sprawiła, że "kibicowałam" jej bohaterom. Ładna okładka książki projektu

"Zaklinaczki". Mariola Zaczyńska.

Wydana w Wydawnictwie Prószyński i S-ka. Warszawa (2018). Ebook. Data premiery 22.05.2018. Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa. "Zaklinaczki" są moją pierwszą książką Marioli Zaczyńskiej. I już wiem, że na pewno nie ostatnią, tak mnie wciągnęła i tak mi się spodobała. To dobrze. Cieszę się, gdy sięgając po nowe (dla mnie) nazwisko, pierwsze spotkanie jest udane i ważne.  "Zaklinaczki" na okładce reklamowane są przez Wydawcę jako, cytuję, "Pean na cześć prawdziwej, dojrzałej przyjaźni". No, z tą przyjaźnią nie do końca bym się zgodziła. A przynajmniej miałabym do tego określenia w tym przypadku sporo zastrzeżeń. Na pewno jednak można relację trzech kobiet po czterdziestce określić mianem "ważnej relacji". Gabriela, Izyda i Ewa. Trzy kobiety, które nie układały razem widoczków, które nie grały w podchody czy w gumę na podwórku Siedlec, w którym to mieście dzieje się akcja książki. A połączyło tę trójkę nieprzyjemne wydarzenie

odnaleźliśmy swoje miejsce na ziemi...

...a na pewno zrobił to Jaś. Majówkę w tym roku, podobnie jak zeszłoroczną, spędziliśmy w naszej miejscówce na wsi sielskiej warmińskiej, którą to miejscówkę zupełnie przypadkowo znalazł P. szukając czegoś w roku 2016 po tych nieudanych pierwszych wakacjach, które miały być wakacjami, a które wakacjami nie były. Od tego czasu Jaś tak się zakochał w tym miejscu z dobrym klimatem, że nie chce jeździć nigdzie indziej. Tak więc ten wyjazd był już czwarty :)  Odpoczęliśmy. Pogoda, odwrotnie niż w zeszłym roku, postanowiła nas rozpieścić. I chociaż pierwsze prognozy na weekend świąteczny były raczej niezbyt optymistyczne, na miejscu okazało się, że jest super. Praktycznie cały czas było słonecznie i ciepło, w sumie to tak, jak w zeszłym roku gdy byliśmy tam latem. Jaś wybawił się z wszystkimi psami i kotami, miał nawet przez chwilę towarzystwo. Oczywiście tradycyjnie wieczorem zbierał jaja w kurniku i okolicy (nie wiedziałam, jaką pomysłowością cechują się kury w przypadku znoszenia swoich

"Woda wiecznej młodości". Donna Leon.

Wydana w Oficynie Literackiej Noir sur Blanc. Warszawa (2018). Ebook. Przełożyła Małgorzata Kaczarowska. Tytuł oryginalny The Waters of Eternal Youth. To była jedyna książka, którą przeczytałam podczas majówki. Donna Leon jest jedną z moich ulubionych autorek. Sięgam po każdą jej książkę i generalnie nie czuję się zawiedziona. Nie zmogłam jedynie "Kwestii wiary", do której podchodziłam dwa razy i trudno, najwyraźniej nie jest to "moja" książka. "Woda wiecznej młodości" po raz kolejny zwiera stałe punkty programu opisywanego w kryminałach autorstwa Donny Leon. Czyli kolejny raz komisarz Brunetti i jego żona, Paola, mają dobę z gumy chyba bo i czas na pracę z przerwami na wino czy kawę jest, i czas na wspólną, niespieszną kolację rodzinną. I po kolacji małżeństwo spokojnie rozsiada się aby porozmawiać. Trochę zazdroszczę bo odczuwam nieustający niedoczas no ale, nie jestem komisarzem Brunettim mieszkającym w Wenecji, czyż nie? :) Są też wypowiadane