"Made in China". Michał Cessanis.

Wydana w Wydawnictwie Burda Książki. Warszawa (2018).

Grałam o tę książkę na stronie wydawnictwa z pełną premedytacją. Jak bowiem niektórzy może wiedzą, interesują mnie współczesne Chiny. Kiedyś interesowałam się bardzo okresem Rewolucji Kulturalnej, zaczytywałam się w książkach czy to opartych na faktach czy poruszających w treści ten problem. Obecnie ciekawi mnie sam kraj a raczej jego spektakularny rozwój. I chociaż z bardzo wielu powodów na pewno tam nie pojadę , to tym chętniej "poznaję" go przynajmniej w taki sposób. Los mi sprzyjał i książkę udało się wygrać a więc z wielką przyjemnością przystąpiłam do lektury. I nie zawiodłam się.

Autor jest dziennikarzem pracującym w "National Geographic Travel". Nie czytałam wcześniejszej jego książki ale "Made in China" bardzo mi się podobało. Nie jest to , i dobrze, żadna tam naukowa rozprawa socjologiczno społeczna na temat współczesnych Chin ale wycinki, kilka opowieści, relacji i subiektywnych odczuć Michała Cessanisa. Ja bardzo lubię takie książki, lubię w ten sposób poznawać dany kraj. Szczegóły i fakty naukowe są do sprawdzenia drogą książkową z innych źródeł, a czytając takie reportaże, spostrzeżenia i wrażenia z podróży pozwalają mi poczuć się tak jakbym na chwile znalazła się w opisywanym kraju, w tym przypadku w Państwie Środka.

I tak, czytając "Made in China" odkryłam (nie powiem, że było to radosne odkrycie), że z Chinami łączy nas narastający i nie dający się łatwo rozwiązać problem smogu. Przyznaję, że czytałam go z wielkim niepokojem, zwłaszcza dane o chorobach i zgonach spowodowanych właśnie zanieczyszczeniami powietrza.
Opowieść autora o Chinach mogłaby być dość sztampowa, typowa, ale okazała się w kilku aspektach oryginalna i to bardzo mi się podobało. Na przykład rozdział o psach. O psim mięsie. I o ludziach, którzy starają się wyratować psy i uchronić je przed marnym ich losem, jaki może je spotkać. A pomagający mieszkają też w Polsce, nawet znany z radia dziennikarz pomagał przewieźć jednego psa z Chin do Polski.

Mnie zainteresował też rozdział o chińskim chrześcijańskim Kościele podziemnym, a także o paryskiej chińskiej dzielnicy Belleville. I autor opisując ją nie ograniczył się do opisów restauracji z czerwonymi lampionami zawieszonymi przed wejściem a ukazał szereg ciekawych i ważnych spraw, które dotyczą tej dzielnicy a przede wszystkim ludności ją zamieszkujących.

Bardzo interesujące dla mnie było przeczytanie o Chińczykach mieszkających w Polsce od dziesiątek lat, o założycielu bodajże najsłynniejszej (bo pierwszej i jakże na tamte czasy założenia jej egzotycznej dla Polaków) restauracji chińskiej o nazwie "Szanghaj", która mieściła się w Warszawie.  Zainteresował mnie też ogromnie rozdział o dwóch artystach z Polski, którzy poznali sztukę chińską, studiowali w Chinach chociaż w zupełnie odległych czasach. Jeden to Stanisław Tworzydło, który przed Rewolucją Kulturalną w Chinach miał okazję studiować tam na uczelni wyższej ceramikę i jego uczniu, malarzu urodzonym kilkadziesiąt lat potem, Wiesławie Borkowskim. Jeśli wrzucicie w wyszukiwarkę jego nazwisko, i dodacie na wszelki wypadek słowo "malarz", znajdziecie jego stronę bez trudu. Polecam, maluje naprawdę niesamowicie i jest chwalony nie tylko w kraju ale przede wszystkim w Chinach.

Oprócz tego są też rozdziały o noworocznej wędrówce, o hutongach, o Hongkongu i jeszcze inne. Myślę,że naprawdę ktoś, kto hobbistycznie interesuje się Chinami, nie powinien narzekać. Mnie się bardzo podobała ta książka jak również fotografie autora zamieszczone w niej.

Przeczytałam ją z prawdziwą przyjemnością i polecam.
Moja ocena to 5.5 / 6.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...