"Śmierć w Chateau Bremont". M. L. Longworth.

Wydana w Wydawnictwie Smak Słowa. Sopot (2018). Ebook.

Przełożyła Anna Krochmal.

Tytuł oryginalny Death at the Chateau Bremont. 

Za sprawą tego kryminału przeniosłam się w minionych dniach na chwilę do urokliwej Prowansji i na Lazurowe Wybrzeże. 
Oto bowiem akcja książki dzieje się w Aix-en-Provence. Bohaterowie to sędzia Antoine Verlaque i Marine Bonnet, wykładowczyni akademicka i profesor prawa. Jeszcze pół roku temu coś och łączyło. Poznajemy ich jednak po dłuższej przerwie , gdy ich drogi ponownie się przetną (z książki wynika, iż nie jest to trudne w dość hermetycznym środowisku tego miasta) podczas śledztwa. Oto bowiem pewnej soboty, w nocy z okna Chateau Bremont, zameczku letniego pewnej arystokratycznej rodziny, wypada jeden z dwóch braci, Etienne. Szybko wychodzi na jaw, że chyba nie był to zawrót głowy, tym bardziej, że mężczyzna był wysportowany, sprawny i silny. Z pewnością nikt, kogo wyglądanie przez okno strychu jest w stanie przyprawić o zawrót głowy.
Sędzia Verlaque rozpoczyna więc wraz  z policjantem Brunem Paulikiem śledztwo w sprawie zagadkowej śmierci arystokraty a ponieważ Marine znała zarówno zmarłego jak i jego brata Francoise, prosi ją o pomoc. Nie ukrywając, że chyba ma nadzieję na coś więcej niż jedynie pomoc w śledztwie. 

Z jednej więc strony wraz z bohaterami przemierzamy Aix-en- Provence i okolice poznając zarówno rodzinę zmarłego jak i jego powiązania artystyczno zawodowe, a z drugiej śledzimy perypetie sercowo uczuciowe samego Verlaque. Nie jest jasne czemu zerwał związek z Marine bo doprawdy, zarzuty nie posiadania wiedzy o winach jak zawodowy kiper czy nieznajomość subtelnych odcieni kuchni wszelakiej nie stanowi chyba poważnego powodu do zerwania związku. A jednak. Muszę przyznać, że ten wątek akurat dość mnie irytował. Verlaque nie wzbudził mojej wielkiej sympatii, owszem, stanowi miłą odskocznie od nadużywających komisarzy rozwodników, których tak dużo w książkach kryminalnych, niemniej jednak jakoś mnie ta jego postawa względem Marine mocno drażniła. Może to jednak dobrze. Lubię kiedy bohaterowie książek wzbudzają we mnie emocje. Nawet te negatywne czy chociażby po prostu gdy irytują. Verlaque więc na razie nie jest moim ulubieńcem, co prawda końcówka książki mocno go w moich oczach zrehabilitowała a zapowiedź dalszych przygód kryminalnych tego duetu jest więc już wiadomo, że muszą się przynajmniej tolerować jeśli nie coś więcej.

Sama intryga kryminalna też niczego sobie. Miałam lekkie wrażenie autorskiego "zauroczenia" kryminałami Agathy Christie bez żadnego z mojej strony rzucania hasłem o plagiatowaniu,nie nie nie. Po prostu taki klimacik, czyli więcej się dzieje w przeszłości, w rodzinie co wpływa na przyszłość, niż mogłoby się sądzić. Do tego trochę historii miasta, widoczki, Lazurowe Wybrzeże, z jego blichtrem i niebezpieczeństwami, w które to miejsce na chwilę trafiają bohaterowie. Plus interesujące spostrzeżenia przemycane w akcji książki jak to, że ciekawe jest iż ludzie z założenia wnioskują, że jeśli ktoś nosi tytuł arystokratyczny to z gruntu musi być krezusem. 
Całkiem przyjemny kryminał, mnie wciągnął i sądzę, że skuszę się na dalszy ciąg kryminalnych przygód duetu Verlaque-Bonnet. 

Moja ocena to 4.5 / 5. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

"Wybacz". Kamila Cudnik.

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...