"W starym dworze". Bogusław Adamowicz.

Wydana w Wydawnictwie WasPos. Warszawa (2018). Ebook.
Książka "W starym dworze" to jak głosi podtytuł , opowieść fantastyczna. Klasyczna powieść grozy.
Napisana przez autora w roku 1908 , już samym tym budzi ciekawość i zainteresowanie. Jak się ma stareńki horror? powieść grozy jednak jest lepszym określeniem i przy takowym zostanę, do tego co współcześnie oferuje nam rynek? Nie należy zapominać, w jakim czasie powstała książka "W starym dworze". A mianowicie powstała w czasach kiedy ludzie masowo interesowali się spirytualizmem. 

Jak nawet pisała w swoich wspomnieniach Magdalena Samozwaniec, modne były w początku ubiegłego stulecia spotkania połączone z wywoływaniem duchów, nie dziwne więc , że i książki o duchach powstawać "musiały". 

"W starym dworze" rozpoczyna się w chwili gdy jednego wieczoru w pewnym pensjonacie toczy się rozmowa o niejakim profesorze Menszlu. Mężczyzna ów pragnął ogromnie udowodnić , że duchy istnieją. Jednak nie udawało mu się to. W pewnej chwili osoba, która rozpoczęła dyskusję o owym profesorze, stwierdza z lekkim strapieniem, iż Menszla sobie wymyślił. W tym momencie jednak odzywa się do tej pory milczący i siedzący z boku mężczyzna, który twierdzi, że nie jest to możliwe. Że profesor jak najbardziej istnieje. Przysiada się i rozpoczyna swoją opowieść. Oto bowiem czas jakiś temu odziedziczył on spadek. Szczęściu nie było końca, zwłaszcza, że suma była niebagatelna. Młody mężczyzna ruszył załatwiać sprawy spadkowe, które to jak zawsze, wiązały się z pewnymi niedogodnościami. Aby załatwić sprawę, musiał jednak zboczyć z obranej trasy i wstąpić do miejscowości swego urodzenia aby tam uzyskać niezbędne ku temu dokumenty. Nie bardzo chciano zawieźć go tam drogą krótką, proponowano trwający zbyt długo objazd. Wreszcie jeden z powożących wozem zgodził się na taką drogę. Ruszyli i okazało się , że faktycznie lęki i obawy, jakie żywili inni woźnice nie były takie bezpodstawne. Dziwne cienie, odgłosy, plątanie się dróg i czasu...W końcu jednak udało się podróżnikom napotkać na swej drodze dworek szlachecki. Po dotarciu tam okazało się, że jest on mocno podupadły i zamieszkały przez trzyosobową rodzinę . Leonę i jej dwójkę dziadków. Babunię i dziadziusia, słabiutkich, siwiuteńkich i stareńkich, ale serdecznych i skorych do długich wieczornych rozmów. A przede wszystkim skorych do ugoszczenia niespodziewanego gościa dłuższy czas. Leona to młoda kobieta, rozkwitła niczym piękny kwiat, i nie dziwne, że początkowo sumitujący się iż musi szybko opuścić domostwo bohater i narrator opowieści, którego to nigdy nie poznajemy z imienia i nazwiska, nie ma wcale ochoty opuszczać gościnnych progów dworku. A że mieszkańcy dziwni nieco i tacy niedzisiejsi jakby ? A że służba jest a właściwie jej nie widać? A że pojawia się wielokrotnie dziwnie posępny młodzieniec, który wydaje się psuć idylliczną atmosferę coraz to zacieśniających się między dwojgiem młodych więzów? 

W książce nie brakuje dywagacji i rozważań o duchach. Nie brak też wygłaszanych głosem dziadka Leony prawd i mądrości, anegdotek co prawda mocno już przeterminowanych. Jest też, co sądzę, że w rozkwicie spirytualizmu tamtego czasu, lekka "walka" starego i nowego oraz "serca, emocji i "mędrca szkiełka i oka" " czyli po prostu serca i rozumu.

Język powieści został podobno uwspółcześniony pod kątem językowym za to faktycznie czuje się, że jak zapewnia wydawnictwo, zachowano oryginalny charakter książki. 

Nie ma tu duchów, które pojawiają się znienacka i atakują a mimo to atmosfera grozy i niepewności została nakreślona w sposób bardzo zręczny i przyjemy dla czytelnika. 

Moja ocena to 4.5 / 6 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...