"Wiedźmy na gigancie". Małgorzata J. Kursa.

Wydana w Wydawnictwie Lucky. Radom (2018). 

O książkę grałam celowo i z premedytacją  w konkursie na stronie Książki zamiast Kwiatka na Fb a to dlatego, że właśnie kulisy pracy tego miejsca, inicjatywy są w tej książce częściowo (bo nie jestem taka naiwna aby wierzyć, że całkowicie) zdradzone :) 

No ale oczywiście nic w tej książce nie jest nazwane wprost i żadna autorka bądź autor nie zostali wymienieni z imienia i nazwiska. Natomiast, osoba bardziej wnikliwa i siedząca w polskim światku literackim zapewne bez problemu "zidentyfikuje" bohaterów książki. Ja od razu się przyznaję , najwyraźniej nie jestem aż tak wnikliwa jakbym o sobie myśleć chciała bądź, co również prawdopodobne, nie śledzę ploteczek z życia polskich autorów bo zwyczajnie od pierwszej chwili rozpoznałam dosłownie dwie czy trzy osoby. Potem ktoś mi dopomógł ale kto, to pozostanie tym razem moją słodką tajemnicą. 

Druga sprawa, jaka do mnie dotarła po przeczytaniu tej książki, to utwierdzenie się w tym, co podejrzewałam, czyli że aby pisać i wydawać w Polsce, najpewniej trzeba mieć jednak w sobie sporo siły, odporności na ludzką zawiść i chyba być o wiele, wiele mniej wrażliwym niż jestem ja. No ale nie wiem .

"Wiedźmy na gigancie" to opowieść o literackiej agencji o nazwie TERCET. Ongiś personel składał się z zapewne trzech pań, obecnie to cztery panie i jeden pan. Piastujący w tej agencji literackiej funkcję sekretarza, a nazywanego sekretarkiem. Muszę  przyznać, że ogromnie mi się to określenie podoba. A wiec TERCET to:  założycielka Majka Potoczek, Anka Klejnik, Gośka Knypek, Ida Złotowska i Paweł Chmura (były policjant, co nie będzie bez znaczenia dla akcji książki). Jest też sunia Muza, rozpieszczana przez wszystkim i mająca "psiego nosa" w stosunku do osób, które są w porządku. 

TERCET jest mocno opiniotwórczy w środowisku literackim i biada temu, kto z tą grupą zadrze. A jednak, udaje się to niejakiemu Adamowi Grandzikowie, zapatrzonemu w swoje ego i nie mającemu krytycyzmu w stosunku do tego, co pisze, autorowi humorystycznych kryminałów. Czujący się wiecznie niedoceniany, usiłuje on zawrzeć sojusz z pewną popularną popularnością nieco niezrozumiałą autorką książek obyczajowych. Ten sojusz okupiony zostanie jednak wytoczeniem dział dla wiedźm, czyli pracownic TERCETU. Kiedy zostaje ogłoszona wojna, nie ma zmiłuj. I, jak się szybko okaże, wiedźmy w walce nie biorą jeńców. 

Adam Grandzik powodowany chęcią zemsty za potraktowanie go przez wiedźmy, wespnie się na wyżyny swojego ego i wymyśli sposób na pozbycie się wiedź. Ale ups, coś chyba wymknie się spod kontroli. 

"Wiedźmy na gigancie" to zabawna ale i bardzo ironiczna a wręcz cyniczna historia opowiedziana z poczuciem humoru ale i gdzieś tam przemyconą gorzką refleksją, że na naszym rynku nie jest tak różowo. Że być może, zwłaszcza po kolejnych Targach Książki, strony wydawców czy prywatne strony autorskie zapełniają się zdjęciami uśmiechniętych i przytulających się wzajemnie autorów ale rzeczywistość aż tak różowa i wesoła nie jest.
Wciąż jednak mam nadzieję , że i w tym świecie jednak zdarzają się prawdziwe przyjaźnie a przynajmniej szczere, normalne relacje a nie zawiść i chęć zniszczenia konkurentki czy konkurenta.

Obrazu dopełnia barwna i z pewnością nietuzinkowa galeria pobocznych bohaterów i postaci, które przewijają się przez tę książkę. Z pewnością odkrywanie kto jest kim wśród autorów stanowić może źródło uciechy i rozrywki. I stanowić początek rozważań czy jest faktycznie tak, jak to przedstawiono w książce czy jednak jest to jedynie literacka fikcja. Do przemyślenia :) 

Moja ocena to 4.5 / 6. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...