"Czarownice z Manningtree". Beth Underdown.

Wydana w Wydawnictwie Prószyński i S-ka. Warszawa (2018). Ebook.

Przełożyła Magdalena Rychlik. 
Tytuł oryginalny The Witchfinder's Sister.

Premiera książki 23.08.2018.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa.

Na to, że przeczytam tę książkę zdecydowałam się jeszcze będąc na wakacjach w naszej miejscówce na wsi sielskiej. Ponieważ jest to pod Reszlem, tym razem zdecydowałam się na obejrzenie pewnej wystawy, która jest obecnie na Zamku w Reszlu (w sumie nie wiem czy jest to wystawa stała czy tymczasowa, ale w maju kiedy byliśmy na urlopie majówkowym, P. zdecydowanie nas z wystawy wyprowadził, miał rację , zaraz wyjaśnię o co chodzi). 
Otóż jest to wystawa narzędzi tortur. Reszel ma swoją niechlubną atrakcję turystyczną, czyli fakt, że to pod tym miastem stracono na stosie ostatnią w Europie osobę oskarżoną o czary a była do Barbara Zdunk. Polecam zainteresowanym sięgnięcie do rozmaitych źródeł w celu poczytania czegoś więcej o tej niedobrej historii.  Jest wstrząsająca. Tak czy inaczej, być może właśnie dlatego na Zamku jest obecnie taka a nie inna wystawa. Kiedy w maju P. odradzał (Jasiowi to oczywiste) nam oglądanie jej, nie sądziłam,że aż tak trzeba dbać o moją wrażliwość. W sumie nie mam pojęcia czemu zwątpiłam w to, że mój Mąż dobrze mnie zna albowiem gdy teraz stwierdziłam, że w obliczu tego, że będę czytała na ten temat, warto jest chyba nieco zgłębić temat, potwierdzam jedno. Mój Mąż zna mnie najwyraźniej lepiej niż ja sama. Wystawa jest przerażająca. Narzędzia wyglądają makabrycznie, opis pomimo, że zwięzły i bez zbędnych detali, jest uwiarygadniający to, jak wiele okrucieństwa jest w stanie jeden człowiek wyrządzić drugiemu. Ja wiem, że jesteśmy po IIWŚ i tym, co wtedy ludzie uczynili drugim ale przyznam, że mając moją wyobraźnię stwierdzam, że wystawę chyba mogłam sobie darować . Zaczęłam obawiać się tej  książki. 

Niepotrzebnie. To znaczy, dalej sama książka jest ciężka biorąc pod uwagę tematykę i fakt, że autorka oparła się na prawdziwych !!! dokumentach z siedemnastego wieku w Wielkiej Brytanii. Niemniej jednak autorka oszczędziła nam niepotrzebnych a często nadużywanych przez autorów, okrutnych szczegółów na rzecz bardzo interesująco poprowadzonej historii. Opowieść poznajemy ustami a właściwie poprzez dziennik narratorki i siostry łowcy czarownic Matthew Hopkinsa. Osoby istniejącej w rzeczywistości. Jednak zarówno postać Alice, siostry Matthew, jak i pozostałe postaci, autorka wymyśliła bądź pozostawiając ich nazwiska , wymyśliła ich los, zapewne w większości wcale nie bardzo nieprawdziwy od tego jaki wiodły. 

Po łowcy czarownic jakim stał się Hopkins pozostały zarówno dokumenty jak i pewne źródła pisane przez pastora, który nie zgadzał się z metodami postępowania i śledztwa Hopkinsa. Wiemy więc z nich, że zdarzenia opisane w książce przez autorkę miały w wielu przypadkach miejsce. Jak chociażby to, że jedna z kobiet podczas procesu zeznawała przeciw własnej matce, najprawdopodobniej zmuszona do tego podczas śledztwa bądź może omamiona tym, że uda się im obu uciec spod szubienicy.

Akcja książki rozpoczyna się zimą roku 1645, kiedy to Alice Hopkins, więziona, pisze swój dziennik więźniarki, opisując to co spotkało ją po powrocie w rodzinne strony, do hrabstwa Essex.
Alice i Matthew pomimo, że byli rodzeństwem przyrodnim, wychowywali się raczej w zgodzie w domu wspólnego ojca, będącego pastorem. Brat, młodszy od narratorki o dwa lata, od dzieciństwa naznaczony bliznami, będącymi w wyniku  wypadku w dzieciństwie, zawsze był dość nietypowym dzieckiem. Jego matka była kobietą, która zmagała się z własnymi wewnętrznymi demonami, z czasem dowiemy się o niej na tyle więcej by sądzić, że możemy wiedzieć, skąd brały się jej problemy. 

Jednak w chwili gdy Alice wraca do rodzinnego domu, a właściwie do brata, jak wdowa, niczego nie jest pewna. Rozstali się w bardzo złej atmosferze. Po śmierci matki Alice jest praktycznie "skazana" na brata, z którym w przeszłości coś ją poróżniło i nie jest to dla kobiety miła myśl. 

Szybko też rozwiewa się szczątek nadziei na to, że w ogóle jest szansa na jakąś poprawę ich kontaktów gdy Alice dowiaduje się, że jej brat wyrusza w okolice i tropi tam kobiety podejrzewane o to , że są czarownicami. Najczęściej (naprawdę polecam sięgnąć do informacji o Barbarze Zdunk , o której pisałam powyżej) były to wdowy bądź samotnie wychowujące dzieci kobiety. Jednym słowem, jednostki słabsze, o których los mało kto się troszczył.

Czy to trwająca już cztery lata wojna domowa w Anglii sprawiła, czy też inne okoliczności wpłynęły na to, że oskarżenia do tej pory zwyczajnie odrzucane, w tym czasie zostały brane na poważnie, owe oskarżane kobiety były więc sprowadzane do aresztów a potem skazywane na karę śmierci ku uciesze gawiedzi. Coś jest takiego w człowieku, że o zło, które go spotyka lubi oskarżyć jakąś inną "siłę". W tamtych czasach łatwo było znaleźć sobie kozła ofiarnego w postaci jakiejś samotnej starszej pani, która być może w przeszłości czymś się naraziła sąsiadce, a być może i wcale. Ciekawe jak bardzo człowiek jest w stanie ulegać wpływom, jak bardzo potrafi dać sobie wmówić coś w imię najbardziej nieprawdopodobnych idei. Jak świat światem ma to miejsce i czasem wybucha ze zdwojoną siłą. Niebezpieczne jest to wtedy gdy ulega temu większość i daje się ponieść w przybierającym coraz bardziej niebezpieczną siłę, kierunku. 

Według mnie "Czarownice z Manningtree" są interesującym obrazem fikcji a jednak bazującym na prawdziwych wydarzeniach i postaciach, ukazującą siłę wpływu jednostki na masy. Widać, że autorka faktycznie podeszła do tematu poważnie, a również pochwalę tłumaczenie polskiej Pani tłumaczki, pani Magdaleny Rychlik. Zachowana jest stosowna archaizacja języka a mimo to nie przesadna. 

Sądzę, że ta książka jest książką, która może gdzieś umknąć a uważam, że byłoby szkoda, dlatego też staram się niniejszym zwrócić Waszą na nią uwagę. 

Moja ocena to 5.5 / 6. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

"Wybacz". Kamila Cudnik.

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...