"Gospoda pod Bocianem" . Katarzyna Droga.

Wydana w Editio. Grupa Wydawnicza Helion SA. Gliwice (2018). Ebook.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa.



Wiem, że okładki to sprawa dyskusyjna. Są tacy, którzy mówią aby nie oceniać książki po okładce (w końcu mamy też takie powiedzenie, czyż nie?) i stosują się do tej zasady. Ja niestety bądź stety, jednak na okładki patrzę i nie ukrywam, już kilka dobrych książek (na przykład Aliny Białowąs) przeszłoby mi koło nosa gdybym kierowała się okładką a nie poleceniem. Nic na to nie poradzę, że okładka tej książki mi się nie podoba, wpisuje się według mnie w nurt jak ja to nazywam na własny użytek, "motyw ładnych pań na okładce" i według mnie, może spowodować to, że parę osób przejdzie wobec tej książki obojętnie. I tak jak ja bym to zrobiła, popełni baaaardzo duży błąd. Mnie książkę "Gospoda pod Bocianem" polecił mężczyzna. Tak tak, właśnie. Ba, to mój znajomy, który mówi, że chociaż pewnie większość uważa książkę pani Katarzyny Drogiej za literaturę wpisującą się w oczekiwania raczej czytelniczek, to On książki autorki czyta i podobają mu się. I wywnioskował, że spodobają się i mnie. I co najlepsze, miał całkowitą rację. Muszę powiedzieć, że całkowicie pochłonęła mnie ta książka.

Zawdzięczam jej nie tylko wspaniały czytelniczy czas nad lekturą spędzony to coś rewelacyjnego czego do tej pory mi bardzo brakowało. Oto bowiem dzięki tej książce mam wreszcie własną ulubioną bohaterkę literacką! A jest nią ni mniej ni więcej a Teodora Bogosz. Ale do tego jeszcze wrócę.

Autorka książki i jednocześnie narratorka opowieści sama przeniosła się na Podlasie, gdzie rozgrywa się akcja książki. Nie czytałam wcześniejszych książek Katarzyny Drogiej, w których opisuje losy swojej rodziny. Sięgnęłam po tę i ponownie jest to treść oparta na faktach i realnie istniejących bohaterach. Tym razem czytelnicy poznają losy rodziny Bogoszów.

Wspaniale, że akcja książki rozpoczyna się w tak ważnym dla Polski roku jakim był rok 1918 kiedy Polska rodziła się na nowo po ponadstuletniej niewoli. Czytałam ją dodatkowo z przyjemnością, w sam raz na stulecie odzyskania przez nasz kraj niepodległości bowiem "Gospoda pod Bocianem" to wspaniały opis losów Polski i jej mieszkańców na przykładzie jednej rodziny , której losy poznajemy na przestrzeni niemal właśnie stu lat.

Teodor Bogosz przybył do Kalinowa w początkach II Rzeczpospolitej. Ożenił się z jedną z lepiej wykształconych dziewcząt w okolicy, o imieniu nawiasem mówiąc Tedora, i tak oboje państwo już Bogoszowie , zaczęli prowadzić gospodę . Gospoda pod Bocianem nosząca nazwę od gniazda bocianów, które wiernie trwają przy bohaterach, rozwija się pod ich pieczą niesamowicie. Sprzyja Bogoszom fakt, że ich gospoda i pokoje , w których oferują noclegi znajduje się na rozstaju ważnych dróg. Dróg, które obecnie są ważnymi traktami prowadzącymi z zachodu na wschód. Budząca się niepodległość Polski wiąże się z tym, że Polacy zaczynają prowadzić rozliczne interesy, zwyczajnie mówiąc, odbudowują nasz kraj na nowo. A wiążę się to między innymi z podróżami. A gościnna gospoda, gdzie można i dobrze zjeść i przespać jest świetnym miejscem tranzytowym.

Interesy idą jak po maśle, Tosia Bogoszowa bardzo dobrze odnajduje się w swojej roli. Zaczynają sypać się państwu Bogoszom dzieci, a konkretnie - Synowie.

Całą tę opowieść poznajemy dzięki narratorce, która poznaje syna Tosi i Teodora Bogoszów. Najmłodszego Konstantego. Znajomość owocuje wieloma spędzonymi nad filiżankami z herbatą z samowara godzinami i opowieściami Konstantego , starszego już pana. Wspomina on losy własnych przodków i ludzi, którzy związali się z rodziną Bogoszów wchodząc w związki małżeńskie i nie tylko. Katarzyna Droga zaś podaje nam tę opowieść tak wspaniale , że podczas lektury odnosiłam wrażenie, że albo siedzę wraz z Kasią i panem Konstantym nad parującymi filiżankami herbaty albo wręcz, tak tak, to powód do wstydu ! podsłuchuję ich rozmowy toczące się w zacisznym mieszkaniu starszego pana, które znajduje się nad atelier fotograficznym.

Albowiem z wielką pasją i miłością prowadził on zakład fotograficzny, którego losy również (zakładu bo co do bohatera, to pewne) były również ciekawe. W pewnym momencie Kasia i pan Konstanty zgadzają się bardzo, że , określając to może nazbyt kolokwialnie, ale "robią w tym samym". Ona zapisując, czyli słowami czyniąc pamięć, bohaterów, wydarzeń, on - za sprawą fotografii, na których zatrzymuje w kadrze ludzi i ważne dla nich chwile, wydarzenia i miejsca.

Katarzyna Droga pisze pięknym językiem, literackim i takim , nazwę to w sam raz eleganckim. Mój notes pełen jest wynotowanych cytatów. Nie ma tu też tego, czego trochę się obawiałam sięgając po jakby nie było, opowieść rodzinną. Tych wszystkich motywów, które napotyka się często w podobnych do tej książce gdzie jakby nie było historia jest w tle.  Nie, tu owszem, jest historia nasza polska z jej wieloma ciężkimi momentami , ciężkimi ale i radosnymi, dodajmy ale jakoś na szczęście autorka nie epatuje nadmiarem niepotrzebnych nieszczęść. A może inaczej, wszystko to, co opisuje stwarza bardzo wiarygodną rzeczywistość , którą zna tak wiele rodzin żyjących w naszym kraju. Jak świat światem człowiek jednak najbardziej (cokolwiek by nie mówił) potrzebuje radości i szczęścia wynikającej ze stabilizacji. Z możliwości życia w spokoju, możliwości nauki i pracy, realizowania swoich mniejszych lub większych marzeń. I w takich historiach rodzinnych ludzie się schodzą, rozstają, wdają w politykę albo od niej stronią. Na tle wielkich historycznych wydarzeń dzieje się życie rodziny Bogoszów tak, jak działo się życie tak wielu innych rodzin. Wszyscy ci opisywani członkowie rodziny i bohaterowie są tacy prawdziwi, są, użyję tego słowa chociaż do tej pory dość mnie bawiło ale teraz pasuje jak ulał, mięsiści. Te namiętności i powody czynów takie do uzasadnienia , zrozumiałe. Taka ta opowieść życiowa, taka prawdziwa. To taka perła wśród opowieści z tego gatunku i naprawdę nie waham się tak ją określać.

Chciałabym napisać o jednym motywie, który wzruszał mnie do łez ale nie chcę psuć nikomu lektury, w każdym razie nie ukrywam, że były chwile gdy bardzo mocno się wzruszałam. Jest to też wątek, który związany jest z jak to napisałam na początku, moją ulubioną obecnie bohaterką literacką, panią Teodorą Bogosz, głową i sercem rodziny Bogoszów. Która, jak napisano w książce, "(...) całe życie traciła bliskich - (...) jakby wieczne szukanie miało być jej przeznaczeniem". Stała się dla mnie ulubioną bohaterką właśnie za nieustępliwość w poszukiwaniach i za to, że , cytuję "(...) Tosia nie przebierała w środkach, gdy chodziło o ludzi, których kochała".

Pomimo, że pan Konstanty mówi, że "(...) nie ma czegoś takiego jak wsze czasy. Wszystkie nasze biografie to tylko "tymczasy" to dzięki takim opowieściom, dzięki spisaniu wspomnień, stają się one jednak długowieczne. Przynajmniej zostają w naszej pamięci.

Podczas czytania "Gospody pod Bocianem" złapał mnie smutek, że swego czasu nie wypytywałam więcej własnych przodków o losy rodziny a wiem ze strzępków informacji, że też są one niełatwe, też spokojnie (jak losy nas wszystkich) stanowić by mogły podstawę do napisania interesującej książki. A na pewno szkoda, że część z tego nie zostanie gdzieś spisane po prostu "dla pamięci".

Jak te bociany rokrocznie wracające do gniazda obok Gospody pod Bocianem, tak do owego miejsca, już współcześnie powracają jej właściciele i spadkobiercy. I kto wie, może stanowić to będzie o zaczynie pomysłu na kolejną opowieść?

Ogromnie mi się podobała ta opowieść o rodzinie żyjącej na przestrzeni stu lat w Polsce, w podlaskim małym miasteczku i polecam ją Wam ogromnie.

Moja ocena chyba nikogo nie zdziwi, jest to 6 / 6.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

"Wybacz". Kamila Cudnik.

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...