"Dwanaście niedokończonych snów". Natasza Socha.

Wydana w Wydawnictwie Pascal. Bielsko-Biała. (2017).

Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego ta książka z silnym motywem nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia a więc czasu, który lubię i do którego mam wielki sentyment, przeleżała się u mnie na półce. I dopiero zapowiedź najnowszej książki autorki spowodowała, że nareszcie po nią sięgnęłam. A kiedy już sięgnęłam, to nie byłam w stanie się oderwać.

Momo to dwudziestoośmioletnia kobieta, rozwódka, wychowywana od trzynastego roku życia przez mamę Pati i ciotkę Rebekę. Momo to skrót od jej imienia i nazwiska, który to przydomek nadał kobiecie jej tata, zanim zniknął z jej życia. Momo nosi niezabliźnioną ranę po ojcu, który pewnego dnia zniknął z życia żony i córki. Momo miała wtedy trzynaście lat, wszystko już rozumiała i nie dało się jej zamydlić oczu niczym innym niż pozwoleniem jej na zmierzenie się z prawdą. Czy jej się to udało? Niekoniecznie. Jak pisałam, kobieta nosi w sobie sporo niepoukładanych spraw, nieco smutku. I tak naprawdę, to sama siebie więzi w pudełkach ograniczeń. Ta piękna dziewczyna z rudymi włosami i piegami rozsianymi po całej twarzy, nosi na przykład jedynie czarne ubrania. Jej życie w chwili gdy ją poznajemy, pozbawione jest w sporej części barw, smaków, zapachów. Co dziwi bo zawodowo Momo jest artystką, prowadzi bowiem galerię z wykonywanymi przez siebie przedmiotami z niepotrzebnych już rzeczy. I tak, daje ona drugie życie łyżkom, opakowaniom po płytach, i wielu, wielu innym, tworząc torebki, stoliki podstawki pod umywalkę itd.

Ta stagnacja i zapętlenie w przeszłość niedającą się ruszyć naprzód Momo wkrótce się zmieni. A to za sprawą snów, które będą śnić się bohaterce i staną się wskazówkami jak ma postępować i co dalej robić ze swoim życiem. W interpretacji tych snów pomoże jej znana z "Biura przesyłek niedoręczonych", o których pisałam krótko w tym wpisie pani Mila.

Po raz kolejny i to nawet silniej niż w "Biurze..." miałam skojarzenia z filmową Amelią. Momo bowiem podobnie jak tamta, nie daje sobie początkowo zbyt wielu szans na szczęście i zmianę życia.

"Dwanaście niedokończonych snów" to książka bardzo ładna, mądra, pokrzepiająca. Tak, jest w niej motyw Świąt i to właśnie z owym cudem, który się wydarzy ale jest to opowieść pozbawiona cukru i lukru a przepełniona dobrem, ciepłem i charakterystycznym poczuciem humoru. Bardzo przypadła mi do gustu postać cioteczki Rebeki, oryginalnej i klnącej jak szewc nauczycielki historii.

Podoba mi się wrażliwość Momo, jej prawdziwość. Jej doświadczenie, które sprawiło, że zapętliła się we własnych obawach, lękach. Wreszcie - podoba mi się jej odwaga, która w pewnej chwili każe jej iść za wskazówkami, które sobie kobieta wyśniła.  Sny jej są pełne kolorów, smaków, zapachów, wszystkiego tego czego brak na co dzień w jej życiu. Z pomocą innych ale przede wszystkim samej siebie, Momo nareszcie oswoi własne lęki. Powoli, powolutku zacznie robić kroki w nowym dla siebie kierunku. Przestanie podglądać życie, jak określa jej egzystencję mama, Pati , a wstanie i otworzy szeroko drzwi do przyszłości.

To taka książka, z której wynotowałam sobie kilka cytatów, jak chociażby taki : "(...) Wspomnieniami nie wolno żyć, ale można je od czasu do czasu pogłaskać".

Bardzo to ładna i mądra, jak już pisałam książka, w takim nieco magicznym klimacie. Ogromnie się cieszę, że po nią sięgnęłam i bardzo ją Wam polecam.

Moja ocena to 6 / 6.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...