"Dziewczyna z gór". Małgorzata Warda.

Wydana w Wydawnictwie Prószyński i S-ka. Warszawa (2018). Ebook.

W sprzedaży od 02.10.2018.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa.

Nie lubię takich książek :P Spytacie dlaczego? A dlatego, że to taka książka, która aby naprawdę o niej porozmawiać, poruszyć wszystkie jej aspekty, trzeba ją już znać, mieć przeczytaną. Nie lubię więc pisać recenzji o takich książkach dlatego, że bardzo muszę się pilnować aby Wam zbyt wiele nie zdradzić a zarazem zachęcić. Bo - zdecydowanie jest do czego zachęcać. Nie pamiętam czy już tu kiedyś o tym pisałam ale Małgorzata Warda jest jedną z moich ulubionych polskich autorek. Nie, nie czytałam wszystkich książek Jej autorstwa, po niektóre nie sięgnęłam celowo ale każda, którą czytałam jest niesamowicie dobrą książką wartą polecenia. Nie inaczej jest z "Dziewczyną z gór".
Opis na stronie wydawnictwa i w materiałach promocyjnych nie zapowiada tego, co otrzymujemy. Sądziłabym po tym, co przeczytam, że będzie to raczej coś w rodzaju kryminału z mocno uwydatnionym wątkiem psychologicznym. Oto bowiem dowiadujemy się, że jedenastoletnia Nadia została pewnej nocy uprowadzona z przyczepy kempingowej, stojącej na terenie posiadłości należącej do jej rodziny. Porywacz wywiózł dziecko w górską głuszę, która nie ma nic wspólnego z cywilizacją i ślad po nich zaginął. Tymczasem po kilkunastu latach samochód w Bieszczadach zostaje zatrzymany przez młodą kobietę. Czy jest to uprowadzona przed laty Nadia? I jak to się stało, że tyle lat przebywała poza domem? Tyle materiały promocyjne. Tymczasem my , czytelnicy, już w pierwszych słowach dowiadujemy się kto jest narratorką opowieści. A jest nią sama Nadia. Teraz już młoda kobieta, w pierwszych słowach mówi, że jest uprowadzoną czternaście lat wstecz wówczas jedenastolatką. Obecnie mieszka z Jakubem, swoim porywaczem, w głębi Bieszczad, na odludziu, z rzadka zaglądając do wioski, w której, gdy jedzie tam bez Jakuba,  czekają ją od ludzi niewygodne pytania. Od razu w nas, czytelnikach budzi się coś w rodzaju lekkiego buntu, "Ale jak to? Porwana przed laty i tak spokojnie o tym mówi? Ba, żyje nieźle, ma się dobrze, prowadzi prace i badania naukowe. A jak sama przyznaje , jest niewyjaśnionym przypadkiem w policyjnych kartotekach? Jak to wszystko jest możliwe?".

Jak to wszystko jest możliwe dowiadujemy się z kart książki, która wciągnęła mnie niesamowicie, dosłownie nie byłam w stanie jej odłożyć.

Lubię styl pisania Małgorzaty Wardy. Za to, że nie podaje mi gotowych tez, gotowych rozwiązań. Że prowadzi mnie przez akcję książki i to ja bez żadnych sugestii, nacisków zadaję sobie w danej chwili bądź nie, pytanie. Zżymam się , denerwuję, irytuję, nie dowierzam.

Nadia Okołotowicz została porwana  w końcu sierpnia 2003 roku i poza domem przebywała aż czternaście lat. Dowiadujemy się co się w tym czasie działo z nią i jej porywaczem, a także stopniowo otrzymujemy odpowiedzi na nurtujące nas pytania "dlaczego nie wróciła wcześniej do domu?". Dowiadujemy się też co działo się podczas śledztwa dotyczącego uprowadzenia dziewczynki , które to śledztwo w pewnym momencie zostało przerwane gdyż nikt nie wierzył, że uda się ją odnaleźć.

"Dziewczyna z gór" to książka dotykająca mnóstwa ważnych tematów a pomimo tego, o dziwo, nie sprawia wrażenia, że jest "przeładowana", że tak może niezbyt elegancko to określę.

Mamy więc zatem po raz kolejny poruszony w prozie Wardy wątek zaginięć ludzi. Widzę, że z jakiegoś powodu (nie wnikam , z jakiego ) dla autorki zaginięcia i brak odnalezienia są ważne bo motyw ten jest przez Nią poruszany co jakiś czas. Po drugie, jest tu bardzo poważny wątek rodzin zastępczych i ich odpowiedzialności jak również autorka poruszyła kwestię doboru rodziców zastępczych dla dzieci i młodzieży. Pomiędzy słowami możemy wyczuć Jej niepewność i niepokój o to czy aby kryteria doboru nie są zbyt łagodne a może gdzieś jest jakaś inna przyczyna. W "Dziewczynie z gór" dowiemy się o "Domu Zła". Wiem, do której, bardzo głośnej , bardzo smutnej i bardzo przerażającej sprawy z pierwszych stron gazet odnosi się Małgorzata Warda. I chociaż tu zmieniła wiek dzieci, problem jest wciąż ważny. Czy każdy powinien móc podjąć się bycia rodzicem zastępczym? W jaki sposób weryfikować kandydatów. A nadto, czy w chwili zgłoszenia przez podopiecznego odpowiednim instancjom swojego cierpienia i nieszczęścia, zostają na pewno wdrożone potrzebne procedury mające stwierdzić jak sytuacja wychowanka wygląda naprawdę ? W tak delikatnej kwestii jak wychowywanie dzieci , zwłaszcza często skrzywdzonych, po traumach nie ma zapewne jednego dobrego rozwiązania. A najwyraźniej wciąż dla wielu poczucie władzy staje się narzędziem zła. Nie chciałam sama sięgać do internetu do sprawy, do której pośrednio odnosi się Warda, zostawiłam to mojemu Mężowi, który w dodatku stwierdził, że nie jest w stanie. Podał mi tylko suche fakty, które przypomniały mi to piekło, które wtedy miało miejsce. Stwierdził też z lekkim niepokojem, że jego przeszukiwanie zaowocowało zaskakująco (niestety !) licznymi wynikami dotyczącymi przemocy i nieprawidłowości dziejącymi się w rodzinach zastępczych. Z drugiej strony wiem,że krzywdziłabym tych ludzi, którzy rodzicami zastępczymi są z powołania i którzy z poświęceniem i miłością wypełniają tę niełatwą, nie ma co się ukrywać, pracę. Niedawno miałam okazję wysłuchać interesującego wywiadu z kobietą, która wraz z mężem prowadzi dom zastępczy dla sporej gromadki dzieci i młodzieży. Wywiad był interesujący o tyle, że nie koloryzował. Pani na przykład opowiadała o żmudnej logistyce dowozu dzieci do przedszkoli, szkół, na zajęcia wyrównawcze czy pracę z psychologiem. Nie ukrywała, że wieczorem najczęściej, zamiast polegiwać na kapanie i zerkać na ulubiony serial, wypisuje i układa treść pismo do najrozmaitszych placówek i instytucji. Brzmi bardzo przyziemnie, a nie wzniośle, prawda? Życie.
Wracając do książki, lubię czytać posłowia samych piszących na temat ich książek i tak, przeczytałam podziękowania i parę słów od Autorki na końcu tej książki. Gdzie zwróciłam uwagę na to, że książka powstała na skutek rzucenia hasła aby Małgorzata Warda spróbowała napisać coś o "manipulacji". To prawda, że ta książka właśnie głównie dotyczy problemu manipulacji. Powoli z jej treści dowiadujemy się co stało się w życiu Nadii, że po uprowadzeniu nie skorzystała w pewnym momencie z możliwości ucieczki. Trudno jest generalnie od tak małego jakby nie było, dziecka, oczekiwać w pełni dorosłej gotowości na wymyślenie właściwego rozwiązania każdego problemu, zwłaszcza, gdy w grę zaczyna wchodzić właśnie uczucie bycia manipulowanym. Na końcu książki dorosła już Nadia sama stwierdza, że ktoś skradł jej życie. Ale nie jest w stanie do końca stwierdzić, kto.

Autorce udało się świetnie i wiarygodnie oddać stan ducha i samopoczucia jedenastoletniej dziewczynki w tak traumatycznej sytuacji. Wielki ukłon za tę wiarygodność bo autentycznie odnosiłam wrażenie, jakbym czytała autentyczny pamiętnik ofiary porwania. Tak w ogóle psychologiczne wątki w tej książce udały się Małgorzacie Wardzie świetnie.

To bardzo dobra książka, która mam nadzieję, że nie przepadnie w zalewie nowości (również wielu zapewne tak samo interesujących, nie to, że chcę tu teraz uprawiać jakieś porównania bo nie o to mi chodzi). Chciałabym po prostu zwrócić Waszą uwagę na "Dziewczynę z gór" bo bezsprzecznie warto.

Moja ocena to oczywiście 6 / 6.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...