"Małe ogniska". Celeste Ng.

Wydana w Wydawnictwie Papierowy Księżyc. Słupsk (2018). Premiera książki 03.10.2018.

Tytuł oryginalny Little Fires Everywhere.

Przełożyła Anna Standowicz-Chojnacka.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa.



Nie czytałam poprzedniej książki Celeste Ng, noszącej tytuł "Wszystko, czego wam nie powiedziałam" (wydana w Wydawnictwie Prószyński i S-ka) ale po lekturze "Małych ognisk" czuję, że muszę to wreszcie nadrobić. Nie mam jednak i chyba dobrze, możliwości porównania obu książek. Piszę, "dobrze" bo czytałam ją bez jakichkolwiek oczekiwań, licząc po prostu na to, że będzie to dobra książka. I taka też się okazała.

Wiem, że po lekturze tej książki wiele osób orzeknie , że jest to wnikliwa analiza stosunków i układów amerykańskiej klasy średniej żyjącej w małej miejscowości. Ale od razu zaznaczę, dla mnie "Małe ogniska" to książka przede wszystkim o matkach. Podczas lektury sporo miałam przemyśleń. Każda kobieta, która staje się matką, chce być nią jak najlepszą, to logiczne. Czy zawsze jej to wychodzi? Czy matką jest ta, która urodziła, czy ta, która wychowała? I czy mamy prawo do oceny postępowania innych matek, czy sami jesteśmy zawsze idealni?

Pierwszą z matek, o których jest mowa w "Małych ogniskach" poznajemy już na samym początku książki gdy oszołomiona obserwuje dogasający pożar własnego domu. Pożar, który został wzniecony przez jej najmłodszą córkę, Izzy. Izzy jest nastolatką i jest w tym wieku, gdy bardzo boleśnie odczuwa się ból istnienia i wyraźniej niż większość dostrzega społeczną niesprawiedliwość. Do tego ta najmłodsza latorośl Richardsonów urodzona z wielkimi problemami, jest w tej rodzinie nieco na jej marginesie.

Rodzina Richardsonów , rodzice i czwórka dzieci urodzone niemal rok po roku Lexie, Tripem, Moody'm i Izzy, zamieszkuje obszerny dom w podmiejskim mieście. Shaker Heights pod Cleveland to miasto koncepcyjne. Wszystko jest tu wyznaczone po przemyśleniu, plan ulic, sklepy, szkoły, przedszkola. To idealne miasto dla klasy średniej, która chętnie się tam sprowadza, tym bardziej, że przestępczość jest tu bardzo niska. Czyli wymarzone miejsce dla zamożnych ludzi, którzy chcą po pracy odpocząć w otoczeniu osób o podobnym statusie materialnym.

Niemniej jednak miasteczko stara się dbać o dobre samopoczucie i innych czy to mniej zamożnych czy też walczy o to aby nie panował tam rasizm. Generalnie , miejsce, w którym chce się żyć.

Elena Richardson to osoba, która ma plan na życie. Właściwie zawsze tak było. Już jako młoda dziewczyna Elena wiedziała, jak chce aby wyglądało jej życie. I z pełną konsekwencją realizuje swój plan wcielając go w życie. Pracuje w lokalnej gazecie, zajmuje się sprawami ważnymi dla lokalnej społeczności. Cóż, jej kariera nie potoczyła się tak spektakularnie jak kariera jej męża, prawnika, ale pani Richardson nie narzeka. Udaje jej się bowiem pogodzić dwie role, najważniejszą dla niej rolę matki i pracownicy. Wydaje jej się, że w miarę ogarnia swoje życie i życie swojej rodziny. Mąż ma dobrą pracę, dzieci dobrze się uczą.

Ta sielanka zostanie jednak niedługo naruszona a początek tego co się wydarzy ma miejsce z chwilą gdy Richardsonowie wynajmują domek samotnej matce i jej córce. Mia to artystka, która jednak musi się utrzymywać z prac dorywczych, z samej sztuki bowiem trudno jest jej i córce wyżyć. Pearl to piętnastolatka, która zaprzyjaźni się z Moody'm, młodszym synem Richardsonów. Ta przyjaźń spowoduje to, że Pearl zafascynowana życiem Richardsonów, praktycznie niemal zamieszka w ich domu, odwiedzając przyjaciela i spędzając czas z nim i z jego rodzeństwem.

Tak, jak Pearl zafascynuje się życiem i stabilizacją Richardsonów, zwłaszcza stabilizacją, której jej brakuje, tak najmłodsza córka Richardsonów zafascynuje się Mią. Ta fotografka, artystka, która okazjonalnie sprzedaje swoje prace do nowojorskiej galerii, żyje z córką jak Nomad. Nic nie trzyma jej w jednym miejscu dłużej niż rok , wędruje po całych Stanach Zjednoczonych wraz Pearl. Nie przywiązuje się do miejsc ani do ludzi, realizuje swoje twórcze projekty. I Izzy stopniowo zaczyna bywać w domu Mii i Pearl Warren tak często jak Pearl w jej własnym domu.

Ponieważ już na samym początku dowiadujemy się o tym, że stało się jakieś zło, podczas lektury odkrywamy stopniowo co tak naprawdę stało się w życiu zarówno Richardsonów ale i w przeszłości Mii. Bo to, że dźwiga ona jakieś brzemię winy jest łatwe do przewidzenia. Cóż to jednak za przewinienie? Co stało się kiedyś, że teraz wraz z córką nie potrafią nigdzie na dłużej zagrzać miejsca? Mia obiecuje córce, że Shaker Heights stanie się ich przystanią na dłużej ale już na samym początku wiemy, że to się niestety, nie uda.

W "Małych ogniskach" Celeste Ng poruszyła sporo ważnych kwestii. Jest więc i tajemnica z przeszłości i kwestie rasowe i problem rodzin zastępczych. I parę innych, o których nie chcę pisać bowiem pojawiają się one w dość późnym momencie książki. Mimo tego udało się autorce uniknąć wrażenia tłoku i przesady w ilości poruszanych tematów.

To jakby nie było, opowieść o tym, jak różne są ludzkie pragnienia. Że to, co dla jednego jest proste, dla kogoś drugiego jest często nieosiągalne. To opowieść, jak już mówiłam, o matkach, o tym, jak każda z nich stara się być najlepszą matką dla swoich dzieci i jakie z tych chęci potrafią wyniknąć konsekwencje. To w końcu pytanie na ile możemy stać się sędzią w czyjejś sprawie i na ile mamy prawo w ogóle ferować jakiekolwiek wyroki? Czy nasze postępowanie w przeszłości może stać się usprawiedliwieniem dla czynów obecnych ? Jest okolicznością łagodzącą, usprawiedliwieniem dla dalszych, nie zawsze do końca etycznych czynów?

W końcu, co bardzo mi się podobało w "Małych ogniskach" to odmalowanie postaci i motywów bohaterów tej książki. Celeste Ng udało się nie stanąć wprost po stronie którejkolwiek z nich i również my czytelnicy tego nie potrafimy.

Tytułowe "Małe ogniska" to nie jedynie rozpalone w domu Richardsonów ogniska w poszczególnych pokojach, to również szereg zdarzeń, jakie wydarzają się w przeszłości i teraźniejszości, które połączone spowodują olbrzymi pożar.

Elena bywa bardziej zajęta sprawami lokalnej społeczności niż przyjrzeniem się własnej rodzinie, zauważeniu, że mają one prawdziwe problemy, z czego zresztą wyniknie wiele zła. Być może gdyby na jej drodze w pewnej chwili nie stanęła Mia Warren, życie Richardsonów toczyłoby się starym, dość przewidywalnym rytmem. Dzieci kolejno szłyby na studia, Izzy sprawiała dość przewidywalne problemy, mąż pracowałby w kancelarii, żona pisała neutralne artykuły. Może i brakowałoby w tym wszystkim iskry niosącej jakieś zmiany ale przynajmniej wiadomo byłoby jak mniej więcej potoczy się życie ich i ich bliskich.

W końcu jak myśli Elena Richardson, cytuję "(...) W ciągu całego swojego życia nauczyła się, że namiętność jest niebezpieczna jak ogień. (...) Kluczem, pomyślała, było unikanie pożogi." Pożogi, jak się okazuje, uniknąć się nie dało, w końcu zostaje postawione w tej książce pytanie "(...) Czy trzeba spalić stare, by zrobić miejsce nowemu?". I tak naprawdę pytanie to towarzyszy nam podczas lektury tej książki przez cały czas. Zwłaszcza, że o iskierkach rozpalających się we wnętrzu Izzy czytamy podczas lektury kilkakrotnie.

Ciekawie opowiedziana historia, niebanalni i prawdziwi bohaterowie, wiele pytań jakie stawia sobie czytelnik podczas lektury jak i po niej, to wszystko złożyło się na bardzo dobrą książkę, którą polecam.

Moja ocena to 6 / 6.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...