"Owoc granatu. Kraina snów". Maria Paszyńska.

Wydana w Wydawnictwie Książnica. Grupa Wydawnicza Publicat S.A. (2018).

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa.

Pierwsza część z cyklu "Owoce granatu", o której to książce pisałam w tym wpisie pozostawiła mnie w wielkim poczuciu niedosytu.

Szczęśliwie mogłam niemal zaraz po zakończeniu książki sięgnąć po jej kontynuację.

W "Krainie snów" Elżbieta i Stefania układają sobie życie w gościnnym dla nich Iranie. Jako , że autorka z wykształcenia jest między innymi iranistką, widać jej pasję i wiedzę na temat tego kraju i jego historii. Część tej historii zaraz po zakończeniu IIWŚ poznajemy jako tło wydarzeń dla losów dziewczyn, które w tej części są już nie tyle dziewczętami co młodymi kobietami.

Książka podobnie jak część pierwsza, niesamowicie mnie wciągnęła, czyta się ją szybko i nie można jej odłożyć chcąc jak najszybciej dowiedzieć się jak potoczą się losy Stefanii ale (przynajmniej w moim przypadku tak było) przede wszystkim Elżbiety.

W poprzedniej części Elżbieta została bardzo mocno doświadczona przez los ale przede wszystkim przez ludzi. Teraz, w nowym kraju próbuje jakoś się pozbierać, co przychodzi jej raz łatwiej raz trudniej. Poznany w "Dziewczętach wygnanych" Mehrdad Taheri wciąż darzy kobietę ogromną miłością i cierpi katusze gdy kobieta nie jest w stanie odwzajemnić jego uczucia.

W tej części Stefania i Elżbieta nie mają ze sobą kontaktu. Stefania, najwyraźniej pełna niewyjaśnionych i wymyślonych pretensji do siostry bliźniaczki, zadecydowała o tym, że kontaktu nie chce utrzymywać. Jej decyzja niezrozumiała dla Elżbiety powoduje u Halszki gorycz i poczucie, że bezsensownie poświęciła się dla siostry w okresie syberyjskim.

Dodatkowo Elżbieta dźwiga brzemię wielkiego grzechu, który  zatruwa jej duszę i serce. Ciężko żyć ciągnąc za sobą taki balast winy, z której nie chce człowiek sam rozgrzeszyć. Z jednej strony umartwiająca się Halszka pragnie jednak gdzieś w głębi duszy spokoju, stabilizacji. Pierwsze ku temu kroki czyni idąc na studia. Kraj, w którym przyszło jej żyć chętnie daje możliwość kształcenia się zarówno kobietom jak i mężczyznom.

Czy jednak w jej życiu znajdzie się miejsce na jeszcze kogoś? Na jakiekolwiek uczucie? Elżbieta, złamana przez życie nie zawsze chce dać sobie na to szansę ale mocno jej przez całą książkę kibicowałam aby i dla niej samej zaświeciło wreszcie kiedyś słońce. I aby i w jej życiu zdarzyło się więcej dobra. Otoczona serdecznymi ludźmi , z którymi nie wiążą jej więzy krwi ale serdeczność, ma ku temu wyzwoleniu się z własnego samoumartwiania dużą szansę.

Książka napisana jest ładną polszczyzną, bardzo dobrym stylem , na co zawsze zwracam uwagę. Dodatkowo ta część pełna jest niesamowitych opisów potraw typowych dla tamtych stron, wręcz ma się wrażenie, że podczas lektury czuje się zapach egzotycznych potraw, przypraw jak z lokalnego suku. Szkoda, że wydawnictwo nie pokusiło się o dodatek, w postaci przepisów na wzmiankowane dania , sądzę, że stanowiłoby to bardzo atrakcyjny dodatek i stanowiło możliwość własnoręcznego wypróbowania owych pyszności, dań , napojów i deserów. Może w trzeciej, ostatniej części znajdzie się na to miejsce? Życzyłabym sobie tego jako czytelniczka.

Bardzo polecam Wam następną książkę o Elżbiecie i Stefanii , a sama z niecierpliwością będę czekała na kontynuację opowieści i nie ukrywam, że mocno i z serca kibicuję Elżbiecie aby dała sobie prawo do bycia szczęśliwą a przynajmniej spokojniejszą.

Moja ocena to 6 / 6.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...