"Zapisane w chmurze". Beata Majewska.

Wydana w Wydawnictwie Książnica. Grupa Wydawnicza Publicat S.A. (2018). 
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa.

To chyba o ile dobrze rozumiem, ostatnia z serii "owocowych" okładek książka pani Beaty Majewskiej. Według mnie jest to najlepsza i najbardziej dojrzała z "owocowej" serii autorki. 

Początkowo wydaje się, że będzie to cóż, dość banalny romans. Magda, niemal czterdziestoletnia mężatka z dwójką pełnoletnich córek, bliźniaczek, które zaraz po wakacjach wyjeżdżają do innego miasta na studia. Magda pogubiła się w swoim życiu. Od ponad osiemnastu lat wiedzie je u boku Łukasza, przedsiębiorcy. Początkowo niczego im nie brakowało. Ani zdrowia, ani szczęścia, ani przede wszystkim miłości. Z czasem jednak, jak to w życiu, kierat domowych obowiązków a nadto fakt, że Łukasz jest mocno zaangażowany w pracę, sprawia, że ich życie dalekie od ideału. Przynajmniej według Magdy. Która czuje się po prostu niedostrzegana i zaniedbywana przez męża. Ale również coraz bardziej niepotrzebna córkom. 

Gorycz, zniechęcenie, to wszystko powoduje, że korzystając z długich wakacji (Magda jest nauczycielką geografii) kobieta decyduje się na samotny urlop w Rumunii. Początkowo chyba chce po prostu wyjechać, odpocząć, przemyśleć swoje życie i to co się z nim stało i dlaczego nie jest dla niej satysfakcjonujące. 
Kiedy na miejscu okazuje się, że zamiast przewodniczki po Rumunii oczekuje na Magdę dwudziestosześcioletni mężczyzna, Iulian, sytuacja przybiera zupełnie inny obrót. 

A nawet można powiedzieć, wymyka się spod kontroli. Magdę i Iuliana połączy romans, nagły, gwałtowny, taki aż do zachłyśnięcia się sobą wzajemnie. 
Iulian zachowuje się nie do końca etycznie. Nie, nie dlatego, że wdaje się w romans z mężatką bo tego ona również chce. Jednak w pewnym momencie chowa list od Łukasza czym nie daje Magdzie możliwości przeczytania informacji od męża i stwierdzenia czy wobec listu i słów, jakie tam zostały napisane, dalej chce podróżować z Iulianem.

Jednak, ponieważ niemal od samego początku mamy pewną wiedzę, możemy domyślić się motywacji chłopaka. Od razu napiszę, że nie, nie polubiłam go, chyba właśnie znielubiłam go za ukrycie listu. Ale cieszę się, że autorka nie uczyniła z niego chodzącego ideału. Zwłaszcza, że szybko orientujemy się dlaczego Iulian tak łyka życie, tak zachłannie, drapieżnie, na zapas?
Zwiedzają Rumunię i oddają się miłości do życia, do siebie, do świata. Ona wreszcie przez chwilę pozwala sobie na szaleństwo, zapełnia pustkę, która zbyt wypełniła jej życie. Czuje się kochana, doceniana, pożądana. On, cóż, zaborczo korzysta z życia. 

Poszczególne rozdziały książki rozpoczyna świetnie dobrana do treści rozdziałów poezja autorów rumuńskich za co z mojej strony wielkie podziękowania dla Autorki za to, że dzięki Niej zapragnęłam przeczytać coś z poezji z tamtego kraju. Bardzo mi się ten pomysł spodobał, tworzy niesamowite wypełnienie treści i z pewnością dodaje książce tego "czegoś" co sprawia, że staje się ciekawsza. 

Zabrzmię teraz strasznie cynicznie ale pomimo, że ta książka mnie wciągnęła (skończyłam ją czytać dziś w nocy o wpół do pierwszej ,a to o czymś świadczy) to nie spowodowała u mnie ona łez. Owszem, zakończenie jest bardzo emocjonalnie ale nie , nie będę udawać, że płakałam aczkolwiek czułam się poruszona. Sądzę jednak, że spora część czytelniczek znajdzie w tej książce coś na kształt swoistego katharsis więc szykujcie chusteczki, zakończenie na pewno jest pełne emocji. 

To osadzona w malowniczym krajobrazie wciąż nie do końca znanego u nas kraju historia o tym, co jest w życiu najważniejsze i jak trzeba cenić każdą jego chwilę.
Po skończeniu książki dźwięczała mi taka myśl w głowie, że w niektórych przypadkach, jedyne co zostanie po kimś to to, co zostanie zapisane na nielicznych fotografiach...ważne aby czerpać z życia jak najwięcej i zostawić po sobie jak najpiękniejsze wspomnienia. 

Moja ocena to 6 / 6.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...