"Pokój kołysanek". Natasza Socha.

Wydana w Wydawnictwie Edipresse Książki. Warszawa (2018). Ebook.

Ach, jaka to jest piękna książka. Tak, właśnie tak ją określę, jako piękną. Ta książka to jedna z najbardziej dopracowanych, wycyzelowanych książek. Począwszy od okładki, zaprojektowanej przez Magdalenę Zając a zdjęcie do niej jest od Najka Photography (doceniam ogromnie pracę nad okłądką a nie wzięcie zdjęć ze stocka), przez pomysł na dwadzieścia cztery rozdziały książki wraz z fragmentami kołysanek, tworzące coś na kształt nietypowego kalendarza adwentowego dla czytelników lubiących książki świąteczne, a skończywszy na jej treści.

Już o tym kiedyś mówiłam, Natasza Socha to według mnie dość niedoceniana polska autorka, pisząca dobre i mądre książki. Obym się myliła, oby to było jedynie moje wrażenie, serdecznie tego życzę autorce aby to było jedynie moje odczucie bo zwyczajnie żal by było gdyby tak wspaniałe książki były omijane przez czytelników.

Od razu powiem, że dla mnie samej z pewnego względu była to lektura dość trudna. Ci, którzy czytają mój blog od dawna będą wiedzieli dlaczego gdy napiszę, że gros akcji rozgrywa się na oddziale neonatologii (sądząc po przypadkach musi to być OIOM) jednego ze szpitali położniczych w Poznaniu. Pomimo, że podczas lektury bywały ciężkie momenty gdy wracały się wspomnienia i obrazy, chciałam przeczytać tę książkę bo czułam, że będzie ona piękna i nie myliłam się.

Opowieść w "Pokoju kołysanek" odnosi się do prawdziwej historii amerykańskiego emerytowanego nauczyciela, który pracuje w jednym ze szpitali jako "przytulacz" noworodków, które z jakichś powodów nie mogą w danej chwili mieć przy sobie najbliższych.

Joachim to starszy pan. Ma osiemdziesiąt pięć lat. Pomimo, że nigdy nie założył rodziny, chyba nie uważa swojego życia za niepełne, pracował w wymarzonym zawodzie, bardzo dużo podróżował. Jednak chyba sądzi tak do czasu. Spontanicznie zgłasza się do pracy na oddziale noworodkowym jako "profesjonalny przytulacz". Sporo maluchów spędza na oddziale szpitalnym po urodzinach długi czas. Bardzo dużo z nich wręcz walczy o życie, jako , że są wcześniakami. Kiedy jednak udaje im się zwyciężyć i zaczynają przybierać na wadze i kiedy można już je tulić, do akcji wkracza Joachim. Nie wszystkie maluszki mogą liczyć na stałą obecność mamy. Joachim natomiast przebywa na oddziale długo i przytula, tuli, oddaje wielką miłość i ciepło a ponadto opowiada noworodkom historię swojego życia. Opowieści te traktują o jego podróżach. Jak już pisałam, mężczyzna realizował się zwiedzając świat a przebył naprawdę wiele kilometrów.

Okazuje się, że w jego życiu był kiedyś Ktoś Ważny. Kobieta, z którą jednak Joachim nie potrafił wtedy zostać, coś bowiem gnało go w świat. Teraz gdy mocno się już zestarzał, zdaje sobie sprawę z tego, że chyba jednak przez całe życie tej ważnej dla niego kobiety mu brakowało.

Dlaczego ta książka tak mnie zachwyciła? Bo jest ciepła, mądra, ładna. Bo ma ciekawych bohaterów, dla których ważni są inni ludzie. Bo nie jest to opowieść tylko o Joachimie ale o Helenie, Rozalii, Rysi, ale i o Marcie i jej partnerze, siostrze Marii pracującej na oddziale od wielu, wielu lat. Ich życie nie zawsze było lekkie, łatwe i przyjemne a pomimo tego ciekawe.

Podoba mi się też, o czym pisałam, podzielenie opowieści na dwadzieścia cztery rozdziały. Kto ma ochotę na taki rodzaj lektury, może ją sobie dawkować jak książkowy kalendarz adwentowy a lekturę rozpocząć od soboty.

To książka, która jest , tak przynajmniej ja to odczuwam, niezwykle przemyślana. To nie przypadkowa treść mająca przy okazji wypełnić świąteczny popyt na tego typu literaturę. Sama Autorka przyznaje, że podczas pisania wykorzystała oryginalne zapiski podróżne swojego Dziadka i tak, te zapiski wspaniale uzupełniają literackiego Joachima.

Niezwykły jest list, który otrzymuje Joachim pod koniec tej opowieści. Nie chcę nic zdradzać bo cała przyjemność w lekturze, ale niesamowite jak bardzo wiele zależy w życiu od przypadku i jak często możemy minąć się z kimś dosłownie o krok.

A to zakończenie !!! Wbiło mnie w powiedzonkowy fotel (bowiem nie czytam w fotelu a wczoraj książkę kończyłam już późną nocą w łóżku). Wspaniałe, wspaniałe ! Na końcu otrzymujemy klamrę spinającą pewne wydarzenia z przeszłości z teraźniejszością i otrzymujemy nadzieję na piękną kontynuację tej niezwykłej historii. I ponownie zachwyt jak wszystko w tej książce konsekwentnie wynika z siebie wzajemnie, jak się przenika i jak logicznie można to wyjaśnić.

Jestem zachwycona tą książką. I pomimo trudnych tematów w niej poruszanych a na pewno miejsca, w jakim przebywa Joachim, polecam ją jako tę , która niesie mnóstwo nadziei na to, że po złych chwilach przyjdą te dobre i że tak, szczęśliwe zakończenia jak najbardziej się zdarzają.

Moja ocena to 6.5 / 6  (tak, znów "to" zrobiłam :) ).

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

"Wybacz". Kamila Cudnik.

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...