"Siedem cudów". Agata Przybyłek.

Wydana w Wydawnictwie Czwarta Strona. Poznań (2018). Ebook.

Tak, ja jestem tą panią, która czyta te wszystkie książki z motywem Świąt Bożego Narodzenia stąd nie powinno Was dziwić , że kolejną taką książkę właśnie dopiero co skończyłam.

"Siedem cudów" to moja pierwsza książka autorstwa Agaty Przybyłek, pomimo, że na czytniku czeka na swoją kolejkę kilka innych Jej autorstwa. I sądzę, że teraz przyspieszę sobie lekturę innych książek tej autorki.

W tej książce postaci jest kilkoro i są one właściwie ściśle ze sobą powiązane. Otóż mamy rodzeństwo Monikę i Maćka i ich rodziców Jolę i Marka. Mieszkają na wsi a oboje dzieci studiuje w Gdańsku. W Gdańsku również studiuje były narzeczony Moniki, Ksawery i Ania, studentka z roku Ksawerego, dziewczyna pozostawiona przez ojca swojej córeczki. Obecnie szykuje się do roli samotnej matki, jest bowiem w siódmym miesiącu ciąży. Małgosia z kolei to dziewczyna Maćka. Maciek ma wielki plan aby w urodziny Małgosi oświadczyć się jej. Ponieważ kilkakrotnie zapewniała go, że ewentualnych oświadczyn nie chce w same Święta, chłopak wymyślił zaręczyny w urodziny dziewczyny, które przypadają na parę dni przed Świętami Bożego Narodzenia. Z tym, że Maciek po raz kolejny myli daty urodzin Małgosi z urodzinami swojej poprzedniej dziewczyny.
W ogóle , to z tymi oświadczynami Maćka będzie wiele perypetii i prawdę mówiąc, to w pewnej chwili zastanawiałam się czy jednak się odbędą.

Bohaterowie są zwyczajni, ot, tacy "z sąsiedztwa". Marek, ojciec rodziny i dobry mąż, tuż przed Świętami dowiaduje się, że stracił pracę w supermarkecie. Redukcja etatów, która go dotknęła spowoduje, że początkowo nie będzie chciał mówić o niczym rodzinie i psuć nastroju i żonie i dzieciom. Jednak Jola jest z nim tyle lat, że doskonale zna swojego męża i wyczuje, że trapi go jakieś wielkie zmartwienie.

Z kolei Ksawery i Monika cały czas nie są w stanie pogodzić się z faktem rozstania. Łączyło ich wielkie uczucie ale sprzeciwili się ich planom małżeńskim rodzice Ksawerego. Przyznaję, że ta intryga, tajemnica rodzinna, o której dowiadujemy się niemal na końcu książki, nie do końca do mnie przemówiła jako powód do stanięcia na drodze młodych, którzy wyraźnie mieli się ku sobie i faktycznie się kochali ale kto wie, być może jest to jak najbardziej możliwe do zaistnienia.

Trochę też czułam się rozbawiona faktem potencjalnych zaręczyn Małgosi i Maćka, bo oboje byli bardzo młodzi ale nawet takie trochę "Musierowiczostwo" w tej kwestii nie popsuło mi ogólnego wrażenia książki.

Tak, "Siedem cudów" jest tym, czego oczekuję po książce z motywem Świąt. Są możliwi do zaistnienia bohaterowie, są wydarzenia, które również się dzieją dookoła. Jest poczucie humoru i to, że widać, że autorka lubi swoich bohaterów. Jest też trochę dobra i ludzkiej życzliwości, pamiętania o tym, co tak naprawdę jest najważniejsze w tym czasie, który inni tak bardzo lubią nazywać "magicznym". Drugi człowiek , na którego oczywiście nie tylko w tym czasie, warto zwrócić szczególną uwagę. Jak w końcu powie Jola, akurat w odniesieniu do czerwonego barszczu ale wiemy, że chodzi ogólnie o materialne sprawy, "Można przygotować pyszną kolację bez niego, ale nie da się spędzić cudownych świąt w samotności". I tym, kończącym "Siedem cudów" książkę zdaniem kończę również moje parę słów na temat tej książki.

A moja ocena tej książki to 5 / 6.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

"Wybacz". Kamila Cudnik.

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...