"Ella zaklęta". Gail Carson Levine.

Wydana w Poradnia K Wydawnictwo.  Warszawa (2019).

Przełożył Andrzej Polkowski.

Tytuł oryginalny Ella Enchanted.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa.

Dziś o książce dla znacznie młodszych ode mnie (co nie oznacza, że nie przeczytałam jej z prawdziwą przyjemnością) czytelników czy raczej sądzę, czytelniczek.

"Ella zaklęta" bazuje na bajce znanej nam wszystkim a mianowicie na Kopciuszku. Bazuje ale nie jest wierną kopią a raczej stanowi kanwę dalszej opowieści.
Oto Ella. Prawie piętnastoletnia dziewczyna, o której na początku opowieści dowiadujemy się iż dawno temu podczas jej narodzin Wróżka Lucynda obdarowała ją niezbyt dla Elli pozytywnym zaklęciem. Zaklęciem wiecznego posłuszeństwa. Lucynda to wróżka słynąca z mocno oryginalnych a i męczących dla "obdarowanych" zaklęć a takim właśnie stało się dla nastolatki to, które od Wróżki otrzymała niebawem po narodzinach.
Ella bowiem mieszka w krainie, w której mieszkają elfy, ogry, olbrzymy, jednorożce, centaury i wiele innych bajkowych, barwnych postaci. Takich jak wróżki ale na pewno Wróżka Lucynda jest bardzo oryginalna.

Dopóki żyła matka Elli, jej życie układało się bardzo przyjemnie. Otoczona miłością mamy i zaprzyjaźnionej Amandy, usługującej w domu rodzinnym, Ella nie znała zmartwień i problemów. Ojciec wiecznie w wyjazdach jako, że był kupcem niewiele o Elli wiedział. Nie wiedział na przykład o owym ciążącym jej zaklęciu posłuszeństwa. A Ella rosła i z dnia na dzień coraz bardziej na owo zaklęcie narzekała. Oto bowiem okazywało się, że chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że coś może być dla niej samej groźne czy niebezpieczne, musiała wykonać daną czynność i poddać się rozkazowi kogoś jeśli tylko właśnie ktoś nie wyraził prośby a wydał polecenie lub wręcz rozkaz. Trudno jest żyć z czymś takim ale właśnie jak wspomniałam, dopóki Elli towarzyszyła matka, życie nie było złe.
Po śmierci mamy nagle objawił się ojciec dziewczyny, który zadecydował, że ma ona wyjechać do szkoły dobrych manier.
Ale Ella nie jest w ciemię bita. Owszem, ma zaklęcie przeklęcie czyli narzucone jej z góry posłuszeństwo ale w końcu coś da się z tym zrobić. Doprowadzona do ostateczności dziewczyna rusza w ów zamieszkiwany przez niekiedy serdeczne a niekiedy groźne stwory i istoty świat by znaleźć ową Wróżkę, która raz na zawsze naznaczyła swoim życzeniem życie dziewczyny.
Wyprawa oczywiście nie będzie łatwa ale na osłodę można powiedzieć, trafi się pewien uroczy młodzieniec. Młodzieniec, który ...Ale nie, o tym nie będę Wam mówić. Po co streszczać książkę?

Zastanawiam się cały czas do jakiego wieku adresowana jest ta książka. Pomimo tego, że treść jest bardzo ciekawa i na pewno nie nudna, nie wiem czy dziewczyny w wieku tytułowej bohaterki zaczytują się jeszcze w tym wieku tak bajkowymi opowieściami. Z drugiej strony być może tak, być może znam zbyt mało nastolatek czytających opowieści fantasy bo "Ella zaklęta" bezsprzecznie do takich należy. Niemniej jednak sądzę, że mimo wszystko sięgną po tę książkę młodsze dzieci.

Co mi się podobało w tej książce to postać głównej bohaterki, która mając świadomość swego losu i narzuconego jej z góry posłuszeństwa zdawała sobie sprawę z bezsensowności tej sytuacji i nie czekając na żadnego księcia z bajki (sic!:) ) sama wzięła sprawy w swoje ręce i postanowiła zmierzyć się z losem a co najlepsze, wygrać z tym, co jej przeszkadzało. Oczywiście nie wszystko toczyło się lekko i pięknie, nie nie , w końcu nie zapominajmy, że książka oparta jest na motywach bajki o "Kopciuszku" ale mimo wszystko na pewno o Elli nie można powiedzieć, że jest uległa i pokorna. Ma swój charakterek i chce móc o sobie decydować. Bardzo ją polubiłam.

Przyjemnie było mi na chwilę przenieść się w zupełną krainę baśni, gdzie można spotkać tak roztrzepane czy raczej mało przewidujące wróżki jak Lucynda jak również spotkać elfy i inne magiczne postaci.
Cieszę się też, że wydawnictwo nie pokusiło się o tak od dłuższego czasu modną "filmową" okładkę. Na pewno sprzedaż podbijałoby zdjęcie znanej wielu Anne Hathaway na okładce ale jak napisałam, ogromnie cieszę się, że nie zdecydowano się na ten chwyt marketingowy. Zamiast fotosu z filmu czytelnik otrzymał oryginalną okładkę projektowaną nawiasem mówiąc przez jedną z moich ulubionych projektantek , Panią Ilonę Gostyńską-Rymkiewicz.

Moja ocena to 5 / 6.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

"Wybacz". Kamila Cudnik.

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...