"Jednostka". Ninni Holmqvist.

Wydana w Wydawnictwie Editio. Grupa Wydawnicza Helion SA. Gliwice (2019). Ebook.
Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa.

Przełożyła Alicja Roseneau.
Tytuł oryginalny  Enhet.

To chyba pierwsza dystopia, którą przeczytałam. Mogę więc pozostać nieobiektywna, jako, że nie mam żadnego porównania do innych książek tego gatunku. Czy mi się podobała? Tak, bardzo. Czy ją polecę? Oczywiście, że tak.

Z góry jednak uprzedzam, że jak to książka z tego gatunku, nie jest to lektura wesoła i pokrzepiająca, oj, nie. Już zapowiedź na okładce, czyli , cytuję "A gdy władza uzna, że już się nie przydasz" brzmi mocno niepokojąco, dramatycznie i niesie za sobą zapowiedź mroku i zła tego, co wyczytamy w treści tej książki.

Oto bowiem Szwecja, w której dzieli się ludzi na lepszych i gorszych. Ci lepsi, to ci, którzy się rozmnożyli i którzy wychowują dzieci ku chwale i rozwojowi społeczeństwa i kraju. Ci gorsi, to ci, którzy nie mają dzieci, którzy jak się ich określa publicznie i bez żadnego zmiękczenia tego co za wyrażeniem idzie, są "zbędni". Gdy zbędna kobieta osiąga pięćdziesiąt lat a mężczyzna sześćdziesiąt, zostają zmuszeni (delikatnie, bez przemocy, po prostu wszyscy wiedzą, że taka jest kolej rzeczy) do przenosin do ośrodków zwanych Jednostkami. Są to Jednostki banku rezerw. W tychże Jednostkach zbędni otrzymują bardzo wygodne mieszkania, apartamenty, mają też zapewnione wiele atrakcji takich jak biblioteki, kino, teatr, siłownia itd. W zamian, żyją ze świadomością, że jako zbędni mogą się jeszcze chociaż w jakimś stopniu przydać społeczeństwu. Stając się dawcami narządów i biorąc udział w eksperymentach medyczno psychologicznych, które przydają się medycynie, firmom farmaceutycznym itd. Z jedną nerką można przecież dość długo żyć, prawda? Aż do donacji ostatecznej, o której nie mówi się wiele. W końcu gdy zbędni trafiają do Jednostki, wita ich komitet powitalny, na ich cześć organizuje się wystawne przyjęcie a i ci, którzy jakiś czas już w Jednostce przebywają nie wyglądają wcale na bardzo zmartwionych. Podejrzewam, że raczej wyglądają na przyzwyczajonych już do tego, co ich czeka w przyszłości.
Pomiędzy zbędnymi nawiązują się relacje, prawdziwe przyjaźnie , romanse, jest też miejsce na miłość. Miłość , która czasem zjawia się o wiele lat za późno ale przecież jest, rozpala emocje i zmysły bohaterów.
Opowieść o Jednostce poznajemy z ust narratorki, Dorrit, która tuż po pięćdziesiątych urodzinach zjawia się w Jednostce i tam rozpoczyna nowy rozdział swojego życia wraz z próbą literacką ujęcia w słowa tego , co przeżywa. Za sobą ma życie w samotności, z nieudanym romansem, brakiem stałej pracy, ale za to własnym domkiem przy plaży i psem, którego bardzo kochała a którego wraz z przenosinami w nowe miejsce zamieszkania musiała oddać rodzinie, która nie jest zbędna bo ma wiele dzieci.
Co mnie przygnębiało to samo przedstawienie takiej a nie innej formy podziału na ludzi potrzebnych, czy nieużytecznych w
 zależności od tego czy posiadali potomstwo czy nie. Przygnębiła mnie również forma tego jak okazano im, w jaki sposób mogą się kiedykolwiek przydać, czyli oddając się fizycznie komuś innemu. Tak jakby fakt decyzji o dziecku miał człowieka określać. Jakby to, że fakt próby spłodzenia dziecka , próby która okaże się udana, stanowić miał o wartości człowieka. Brzmi bardzo niepokojąco...

Przebywając w Jednostce ludzie stawali się lekko apatyczni, jakby przywykali do myśli, że skoro nie mają dzieci nie są nic warci. Chociaż jak już pisałam, nawiązywały się między nimi relacje, mam wrażenie, że były to relacje, których koniec był wiadomy chociaż dla każdej z nich następował on w innym momencie, w chwili gdy jedna z osób zostawała poddana donacji ostatecznej.
Opowieść Dorrit brzmi dość spokojnie, bez nadmiernego przejęcia, czy ekscytacji a prawdopodobnie właśnie dzięki temu bijącemu z niej spokojowi, nabiera ona takiej podskórnej grozy. Niby nikomu nie dzieje się krzywda wprost a wszyscy wiedzą, jak wielka się dzieje. Jednak nikt nic z tym nie robi, nie buntuje się, bo kiedyś któraś władza uprawomocniła czyjeś głupie pomysły, na które ktoś wpadł dużo wcześniej. Uprawomocnione staje się realne i najwyraźniej niewielu ma potrzeby walki z systemem w formie, jaki się narzuca społeczeństwu.
Chyba właśnie ta bijąca w oczy bierność uznanych za "zbędnych" przeraża najbardziej i stanowi największe ostrzeżenie na przyszłość.
Warto przeczytać!

Moja ocena to 5.5 / 6.

Komentarze

  1. Chiaro- przerażająca opowieść. Jestem teraz na etapie czytania różnych dystopii i antyutopii, ale ta jawi mi się bardzo, bardzo przygnębiająca. (N.C)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to bardzo ciekawa ale właśnie ogromnie przytłaczająca książka. Polecam mimo to bo według mnie jest warta przeczytania. Pozdrawiam . Chiara76

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

"Wybacz". Kamila Cudnik.

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...