"Miłość na gigancie". Anita Scharmach.

Wydana w Wydawnictwie Prószyński i S-ka. Warszawa (2019).
W sprzedaży od 18.04.2019.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa.

Moja pierwsza styczność z książką tej autorki okazała się nad wyraz udana. Cieszę się, że zdecydowałam się po nią sięgnąć . Owszem, jest to literatura obyczajowa, ba, nie dzieją się tu dramatyczne wydarzenia ani żadne większe zło i co z tego? Czasem , a nawet ostatnio bardzo często , chętnie sięgam po taką optymistyczną, pozytywną książkę, która sprawi, że mój nastrój się poprawi a nie pogorszy.

Bohaterką "Miłości na gigancie" jest Magdalena, tuż przed trzydziestką. Księgowa w biurze zarządcy nieruchomościami. I kot Magdy. Kot Maniek nazwany pod wpływem obejrzenia jednej z najpopularniejszych kreskówek jako , że pełne imię to Manfred. Kot Maniek pojawił się w życiu bohaterki czas jakiś temu, nie kupiony w hodowli a znaleziony. Czy raczej inaczej, to Maniek wybrał Magdę i zdecydował się u niej zamieszkać.
Maniek ma jednak duszę wędrowniczka i jest żądny przygód bo zdarzają mu się ucieczki. Jedna z nich kończy się na poszukiwaniach kota w piwnicy domu, w którym od starszego pana , Stanisława Maneckiego wynajmuje mieszkanie Magda. Kot zostaje znaleziony w piwnicy a Magda zapoznaje za jego sprawą wnuka pana Stanisława. Wnuk jak się okazuje niebawem zamieszka w dotychczasowym lokum Magdy. Magda nie jest szczęśliwa aczkolwiek umowa najmu faktycznie taką sytuację przewidywała. Żal jej jednak opuszczać tak lubiane mieszkanie jak i przede wszystkim swoich dotychczasowych sąsiadów. Z jedną z sąsiadek, panią Ludmiłą , mamą niepełnosprawnego dorosłego, Magda bardzo się zaprzyjaźni. Muszę przyznać, że ten wątek stał się jednym z moich ulubionych w książce. Mimo różnicy wieku obie kobiety zaprzyjaźniły się. Magda stała się motorem zmian dla pani Lusi , ta zaś chyba stanowiła coś w rodzaju wypełnienia braku w życiu Magdy po przedwczesnej śmierci mamy. Mimo tego, że z siostrą Kasią ma bardzo udane kontakty, na pewno właśnie mamy brakowało jej w życiu.

"Miłość na gigancie" napisana jest z wielkim poczuciem humoru ale jest to humor nie na siłę.
Może i mam dość proste poczucie humoru ale nie ukrywam, że wątek korespondencji Magdy z jednym z mieszkańców nieruchomości, panem Jackiem Nowakiem ogromnie mnie ubawił. Zwłaszcza odpowiedzi Magdy do pana Jacka. Magda bowiem miała jakieś niezwykłe szczęście czy raczej pecha do rozmaitych  sytuacji i osób, raz było to zabawne a innym razem nieco mniej.

Również pochwalę tę książkę za zwrócenie uwagi na koty albowiem jak już wspomniałam, kot jest jednym z najważniejszych bohaterów tej książki. Autorka w posłowiu wspomina zresztą jak doszło do napisania książki , właśnie pod wpływem zaginięcia jej własnego kota. W "Miłości na gigancie" kot stanowi pomost pomiędzy ludźmi, którzy w innych okolicznościach pewnie nigdy by się nie zetknęli a w książce razem organizują akcję poszukiwania kota przeczesując nocą pewne gdyńskie osiedle.

"Miłość na gigancie" to optymistyczna, pogodna opowieść, taka, którą chętnie czyta się gdy los nie do końca sprzyja ale również wtedy gdy jest dobrze a chcemy przeczytać coś po prostu radosnego i ze szczęśliwymi zakończeniami wątków.

Moja ocena to 5 / 6.


Komentarze

  1. Dlaczego taka ocena, ja jeszcze tej nie czytałam. Znam inne i uważam, że są super. Dla mnie 6/6.Za recenzję ślicznie dziękuję❤️ i przyznam🤔bardzo mi się podobała, pomimo tej 5☺️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje ocenianie jest subiektywne przecież i wiadomo, że nie każdy musi się ze mną zgadzać. Ci, którzy regularnie czytają moje recenzje wiedzą natomiast, że ocena 5 to jest bardzo dobra ocena . Z pewnością sięgnę po inne książki tej autorki ;) Pozdrawiam. Chiara76

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...