"Och, Elvis!". Marika Krajniewska.

Wydana w Wydawnictwie Czwarta Strona. Poznań (2018). Ebook.

Parę razy widziałam w internecie migające memy ze zdjęciami kilku starszych pań a to zaśmiewających się nad czymś co piszą na komputerze a to w okolicznościach wskazujących na to, że w pewnym wieku człowiek nareszcie przestaje się przejmować tym, co powiedzą o nim czy jego zachowaniu inni ludzie. Nie wiem jak Wy, ja zawsze w takich chwilach, pomimo tego, że wiem, że to jedynie jakiś pomysł na użycie internetu, odczuwam malutką nutkę nie tyle zazdrości co sentymentu. Pojawia się uczucie tego, że chciałabym mieć taką perspektywę kilku babeczek, z którym się zestarzeję w przyjaźni, z którymi po latach będę mogła usiąść i powspominać stare, dobre a czasami trudne przecież, czasy.

O takich to przyjaciółkach, które przyjaciółkami stały się dopiero wraz z upływem czasu napisała swoją książkę nieznana mi do tej pory (zamierzam to nadrobić) autorka, Marika Krajniewska.

Gienia, Maria i Alicja. Te trzy kobiety połączył los. Z czasem może nam się wydawać, że jeden mężczyzna ale nie, nie chcę tak pisać bo osobiście uważam, że to nieprawda. Owszem , jeden mężczyzna był kimś ważnym dla każdej z nich ale połączyło je coś zupełnie innego, najwyraźniej te trzy kobiety miały ze sobą się zaprzyjaźnić i stać się dla siebie ważne.

Alicja , Gienia i Maria pomimo upływu lat są dla siebie wsparciem. Jedna z nich, Alicja, mieszka w domu spokojnej starości, którym to domem zarządza Joanna, trzydziestopięciolatka, która mieszka z nadopiekuńczą matką. Starsze, ale młode duchem dziewczyny robią sobie wypady na pobliski plac zabaw a Alicja co pewien czas daje nogę z domu opieki. Wtedy do akcji wkracza Maria albo Gienia i uspokajają Joannę, że jej podopiecznej nic się nie stało.

Do chwili, gdy Alicja umiera. Nie popełniam tu spoilera, dzieje się to szybko a stanowi trzon całej akcji książki. Oto bowiem po śmierci Alicji, która wyraziła chęć bycia skremowaną, Maria i Gienia znajdują kartkę napisaną ręką Alicji, na której to kartce zmarła rozplanowała ucieczkę. Ucieczkę jej i przyjaciółek na grób Elvisa. Tak, Elvisa.

Przyjaciółki chcąc spełnić marzenie a jakby nie było, w obecnej sytuacji jakby ostatnią wolę zmarłej, postanawiają spełnić jej pragnienie i zawieść urnę z jej prochami na grób Elvisa. To co, że muszą sie wykosztować na formalności i bilety do USA. Alicja chciała być na grobie Elvisa, to będzie ! Co do tego ani Maria ani Gienia nie mają wątpliwości. I rozpoczynają plan działania mający doprowadzić je do podróży na grób Elvisa.

W międzyczasie do Polski przyjeżdża Paweł, wnuk Alicji. Jego relacje ze zmarłą babką nie były łatwe. Te relacje jak również to jak narodziła się silna przyjaźń trzech kobiet poznajemy wraz z rozwojem akcji książki, akcja bowiem nie dzieje się linearnie czyli zarówno w roku 2017 jak i w latach sześćdziesiątych, osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku.

Czytałam o tej książce różne opinie. Że ktoś oczekiwał komedii bo sugerując coś takiego promowano tę książkę, a ktoś inny miał nadzieję na coś lekkiego i łatwego.
Nie jest to z pewnością lektura ciężka i trudna ale też z pewnością oprócz śmiechu można się podczas jej lektury zwyczajnie wzruszyć. Ja się wzruszyłam, tak. Tym jak bardzo Alicja, Maria i Gienia były ze sobą związane, mimo tego, że różne rzeczy działy się w ich wspólnym życiu, jak również wzruszyło mnie samo zakończenie opowieści. Otóż bowiem nic nie jest takie jak się nam wydaje.
Traktując kogoś lekceważąco chociażby ze względu na wiek, możemy przegapić początek ciekawej znajomości. Słuchajmy opowieści innych, to nas wzmacnia ale i sprawia, że część tak zwanej życiowej mądrości może się nam udzielać.
Nie oceniam tej książki jako komedię ani też coś lekkiego jak również mega ciężką lekturę. To ciekawie napisana i w dodatku dziejąca się na Starym Żoliborzu, miejscu przeze mnie bardzo lubianym, książka , która ma w sobie mądrą i życiową opowieść o tym, że nie wszystko jest takie łatwe i przyjemne jak mogłoby się nam wydawać. Jednak wiele jest do zniesienia gdy mamy obok siebie przyjaciela bądź przyjaciół gotowych pójść za nami wszędzie i pomóc spełnić nasze marzenia.
I właśnie między innymi za to przesłanie (tak, jestem nieustająco uzależniona od książek opowiadających o babskiej sile i przyjaźni) moja ocena książki "Och, Elvis!" to 5.5 / 6.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

"Wybacz". Kamila Cudnik.

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...