"Powroty". Maria Paszyńska.

Wydana w Wydawnictwie Książnica. Poznań (2019). Ebook.

Czwarta i ostatnia część niezwykłej i wspaniałej serii "Owoc granatu" za mną.
Jaka to była lektura? Bardzo, bardzo dobra. Wzruszająca. Staram się nie nadużywać wyświechtanych określeń ale podsumuję to tak, szykujcie do książki pudło chusteczek aby otrzeć niejedną łzę wzruszenia, która popłynie.

Akcja książki "Powroty" rozpoczyna się w roku 2000. Polska jest już parę lat po upadku komunizmu, ludzie mają o wiele więcej możliwości niż do tej pory, również związanych z podróżowaniem. Na warszawskim lotnisku na swój lot do Iranu oczekują Halszka, jej córka Anna i mała wnuczka, Stefcia. Trzy kobiety, które do Iranu lecą po raz pierwszy. Wszystkie. Albowiem nawet Elżbieta do tego kraju noszącego wówczas inną nazwę trafiła zupełnie inną drogą niż lotnicza. Elżbieta czuje, że musi tam wrócić. Ten wewnętrzny imperatyw jak się dowiemy, nie wziął się znikąd. Teraz, po paru latach kobieta wreszcie realizuje cel i wraca do kraju, który uważa za swój dom. Swoje miejsce na ziemi. Pragnie zawieźć tam córkę i wnuczkę aby pokazać im to, co kiedyś kochała i co musiała z dnia na dzień porzucić. Chce również aby Anna zobaczyła kraj, w którym przyszła na świat i za którym tak kiedyś tęskniła.

"(...) Może traumy nie znikają, ale wędrują pomiędzy pokoleniami? (...) Może jakimś tajemniczym sposobem dziedziczymy nie tylko kolor oczu czy włosów, ale też trudne przeżycia naszych przodków?" , zastanawia się kiedyś na początku drogi do domu Halszka obserwując swoją córkę, wciąż młodą kobietę, oczekującą wraz z nią na lotnisku na lot. Patrząc na Annę widzi w niej to, przed czym sama chciała uciec czy ją uchronić, niepewność, poczucie jakiegoś wewnętrznego rozedrgania, niepewność, poczucie braku stabilizacji pomimo wydawałoby się korzystnych warunków, w których rosła i dojrzewała dziewczynka. Nie trzeba przeżyć wojny najwyraźniej a utracić ojczyznę i ukochanego tatusia aby stać się osobą nie do końca potrafiącą znaleźć spokój i ukojenie.

Czwarta część cyklu jest dopracowana co do najdrobniejszego szczegółu i za to jestem autorce ogromnie wdzięczna. Cieszę się, że nie zdecydowała się ona na ciągnięcie tej serii w nieskończoność. Okazuje się, że cztery tomy są wystarczające aby roztoczyć przed czytelnikami jedną z najlepszych opowieści o losach ludzkich jaką czytałam w minionym czasie.
Co podkreślałam w poprzednich recenzjach, bohaterki wykreowane przez Marię Paszyńską są prawdziwe, możliwe do zaistnienia. Nie są chodzącymi ideałami, a dzięki swoim grzechom czy przywarom stają się nam po ludzku bliskie. Na pewno nie możemy określić ich mianem "papierowych", o nie. Ich postaci zdają się dosłownie wychodzić z kart powieści i być wśród nas.
Doczekałam się też tego, czego bardzo jako czytelniczka tego cyklu pragnęłam a mianowicie rozwinięcia postaci Stefanii. Przez trzy poprzednie części akcja książki najwięcej skupiała się na postaci Elżbiety nazywanej Halszką. Przy czym już w "Świecie w płomieniach" autorka faktycznie napisała o wiele więcej o Stefanii dając nam , czytelnikom , szansę na poznanie jej samej, jej życia, podejścia do niego i tego, jak ją los i ludzie potraktowali.

W czwartej części Stefania otrzymuje o wiele więcej miejsca na kartach książki i nagle poznajemy tę postać od zupełnie innej strony. Dowiadujemy się skąd takie a nie inne zachowania u Stefanii a nadto, jak bardzo tak naprawdę Elżbieta nie znała własnej siostry, niestety, trochę na własne życzenie.

Poznając losy Halszki i Stefanii już w Polsce, początkowo przed wybuchem Stanu Wojennego a potem po przełomie , dowiadujemy się więcej o tym skąd takie a nie inne zachowanie zarówno bliźniaczek jak również być może Anny, córki Elżbiety. Dowiemy się też jak żyło się bliźniaczkom w Polsce, którą chyba obu trudno było określać już mianem ojczyzny, jak również jak to się stało, że Elżbieta, Anna i mała Stefcia zdecydowały się na podróż do Iranu.

Na koniec mojej recenzji po raz kolejny chciałabym napisać to, że cykl "Owoc granatu", w skład którego wchodzą książki "Dziewczęta wygnane", "Kraina snów", "Świat w płomieniach" i właśnie "Powroty" to jeden z najlepszych cykli czytelniczych jakie czytałam. Jeśli jeszcze nie macie go za sobą to z jednej strony nie mogę się nie zdziwić jak się Wam to udało a z drugiej strony budzi się we mnie ogromna zazdrość, że taka uczta czytelnicza wciąż jest dopiero przed Wami. Świetny styl i nienaganna polszczyzna autorki, jej ogromna wiedza na temat zarówno czasów IIWŚ jak i Iranu (wiem, że z wykształcenia Maria Paszyńska jest iranistką co oczywiście widać w książkach), wiarygodne postaci, które zwyczajnie da się lubić i których losom kibicujemy, to wszystko składa się na po prostu świetne książki , które wciągają w swój świat.

Moja ocena to 6 / 6.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...