"Wakacje w Trzeciej Rzeszy". Julia Boyd.

Podtytuł : Narodziny faszyzmu oczami zwykłych ludzi.

Wydana w Wydawnictwie Prószyński i S-ka. Warszawa (2019). Ebook.
Data premiery 30.07.2019.

Przełożyła Magdalena Moltzan-Małkowska.
Tytuł oryginalny Travellers In The Third Reich. The Rise of Fascism Through The Eyes of Everyday People.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa.

Minione dni spędziłam na można powiedzieć nietypowych bo dwutorowych wakacjach. Pierwsze, te prawdziwe, miały miejsce obecnie w najpiękniejszym mieście świata jakim jest Gdańsk (jestem zakochana bezgranicznie w tym mieście i nie zamierzam polemizować z nikim nad tym , co napisałam :) ). Drugie zaś wakacje odbyłam można rzec za sprawą literatury. Oto bowiem brytyjska historyczka Julia Boyd przeniosła mnie na "wakacje w Trzeciej Rzeszy". Do krainy przedziwnej. Z jednej strony wciąż atrakcyjnej, obdarzonej niewiarygodnym pięknem natury i zabytkami z różnych epok. Z drugiej zaś strony rządzonej i dzielonej przez dyktatora, który zdawał się nie mieć innych ambicji w życiu niż władza i podział tych, którymi rządził.

Julia Boyd zrobiła niewiarygodną pracę. Żmudnie przedzierała się przez dzienniki, korespondencje i książki, odwiedzała osoby prywatne i biblioteki aby w rezultacie przedstawić w swojej książce świadectwo osób przeróżnych, wbrew pozorom nie tylko polityków. A właściwie najmniej polityków a najwięcej osób pełniących inne zawody.  W książce więc czytamy wspomnienia i spostrzeżenia  dyplomatów, uczniów, studentów, polityków, sportowców, zwykłych ludzi, którzy przybywali do Niemiec na naukę bądź właśnie na wakacje, tym bardziej,że Niemcy w tamtym czasie bardzo starali się o to aby jak najwięcej turystów odwiedziło ich kraj. I na własne oczy przekonało się jak świetnie się tam dzieje i dobrze się żyje (prawie) wszystkim mieszkańcom.

Widzimy więc Trzecią Rzeszę rodzącą się w czasie po zakończeniu I WŚ, kiedy to politycy wykorzystywali biedę i przegraną aby wmówić narodowi, że winnymi są komuniści i Żydzi. Śledzimy dochodzenie Hitlera do władzy, właściwie przejętej w jakiś niewiarygodnie lekki i łatwy sposób. Następnie śledzimy umacnianie się jego władzy a jednocześnie coraz większą polaryzację społeczeństwa, trzymanie narodu w coraz większym kagańcu i z coraz to większą cenzurą przy jednocześnie nieustającym przekonaniu o tym, że to nie Niemcy byli tymi złymi w zakończonej wcześniej IWŚ a właściwie , że byli ofiarami tejże. Jeśli dojdzie do tego szczucie jednych na drugich przy niesamowitej sile propagandy , którą uprawiano przez radio i kino, mamy już obraz Trzeciej Rzeszy, którą odwiedzali turyści czy osoby z tego czy innego powodu odwiedzające wówczas Niemcy.
Oczywiście turyści nie widzieli prawdziwego obrazu Niemiec, jednak na litość, nie było tak, że nie było przecież ambasad, z których do krajów szły z Niemiec depesze informujące o sytuacji w kraju.
Czy mogło to zmienić nastawienie tych, którzy odwiedzali Niemcy?
Zapewne bywało różnie. W grupie turystów najsilniejszą stanowili Germanofile, którym nie mieściło się w głowie, że naród mający takie dziedzictwo kulturowe mógłby aż tak zmienić swoją optykę patrzenia na siebie, na innych obywateli Niemiec czy na inne narody. Oni kochali ten kraj, zwiedzali go wielokrotnie i prawdopodobnie starali się wciąż skupiać na jego pięknie czy kulturze (chociaż coraz bardziej cenzurowanej przez władze) niż analizować politykę. Były też osoby kompletnie nie zajęte sprawami polityki jak uczniowie, studenci na stypendiach (jak chiński student, który był w Niemczech aż do roku 1946), młodzież. Sportowców , którzy na Olimpiadzie nie stali się obiektem żadnej dyskryminacji pomimo tego, że jako Afroamerykanie byli przed tym ostrzegani, zapewne też dziwiłyby narzekania, skoro spotkali się jedynie z uprzejmością i grzecznością. W grupie odwiedzającej Niemcy przed wybuchem IIWŚ byli też wreszcie zwolennicy nazizmu

Z korespondencji i dzienników, zwłaszcza żon ambasadorów przebija jednak świadomość tego, co stopniowo narasta. W końcu, często notatki te czy korespondencja trwały latami a ważne jest też to, że nie są to kolejne analizy historyków a właśnie spostrzeżenia zwykłych jednak ludzi.
Wyraźnie w nich widać narastające przygotowania do wybuchu IIWŚ, to, że po początkowej poprawie sytuacji materialnej znów niedługo przed wojną pojawiają się obostrzenia i reglamentacje. Zaciemnienia, ograniczenia norm żywnościowych, powstające obozy koncentracyjne, w których są więźniowie,  to wszystko powoli wydawało się być jasnym znakiem tego, że kolejna wojna jest już niemal na wyciągnięcie ręki.

Co tak najbardziej zastanawia w tej książce? Ów jednak dość spokojny ton opowieści o tym. Owszem, są niedogodności ale jednocześnie dyplomaci czy uczniowie z aż takimi problemami się nie stykają. Spora część z nich ma świadomość pewnej "taryfy ulgowej" , którą zapewnia im fakt bycia obcokrajowcem. Być może to też dodaje im owego dystansu, z jakim traktują zastaną rzeczywistość.
Ci, którzy przyjeżdżają na krótko do Niemiec w ogóle starają się najwyraźniej nie zawracać sobie głowy polityką, która ich nie dotyczy (jak krótkowzroczne i niepewne to myślenie okaże się po 1 września 1939 roku).
Nie jest tak, że tej świadomości zła nikt nie ma. Być może jednak ten czy ów sądzi, że jeśli bezpośrednio go to nie dotyczy, nie musi się tym przejmować? Świadomość jednak jest. O tym jak źle traktowani są Żydzi świadczy fakt coraz większych restrykcji im narzucanych, coraz częstszych ucieczek Żydów z Niemiec do innych krajów i również prawdopodobnie jednak jakaś minimalna próba orientowania się w polityce. Wszak podczas podróży poślubnej o ile dobrze teraz pamiętam, państwa Boyle, do młodych ludzi, podeszła pewna kobieta z piętnastoletnią córką, prosząc o wywiezienie dziecka z kraju i zajęcie się nim. Widząc nalepkę Wielkiej Brytanii na aucie młodej pary kobieta ta postąpiła dramatycznie przeczuwając co stać się może całkiem niebawem. Historia ta znalazła szczęśliwe zakończenie, dziewczynka rzeczywiście została przez parę wywieziona, przysposobiona i nawet zachowały się fotografie jej z nową rodziną na farmie w Nairobi. Historia podsuwa nam obraz tego, co stało się z tą bohaterską matką, która oddając ukochaną córkę uratowała jej życie.

Nie znalazłam jednak w tych materiałach odpowiedzi (być może wcale nie było to zamysłem autorki aby tę odpowiedź mi dawać) na pytanie "Jak to się stało, że rosnący w siłę faszyzm przeszedł obok innych narodów w taki właściwie niemal niezauważalny sposób?". Wiemy już, że marginalizowanie sytuacji politycznej w Niemczech po zakończeniu IWŚ nie doprowadziło do niczego dobrego.
Prawdopodobnie fakt, że autorka przedstawia materiały pochodzące ze strony osób nie związanych z polityką wyjaśnia wiele. Lub też, to moja refleksja, przed wybuchem najstraszliwszej z wojen, nikt przy zdrowych zmysłach nie był w stanie wyobrazić sobie tego, co może się stać bo zwyczajnie zabrakło aż tak dalekosiężnej wyobraźni czy świadomości, którą mamy obecnie. Nie wiem.

Wiem, że niezwykle czyta się spostrzeżenia osób, które z jednej strony cieszą się widokami średniowiecznych miasteczek, podziwiają czystość tychże, chwalą uprzejmość i grzeczność Niemców a z drugiej strony widzą wszechobecne marsze młodzieży z pochodniami czy gesty faszystowskich pozdrowień ( w pamięć wpadło mi wspomnienie jednej z uczestniczek jakiegoś młodzieżowego zgrupowania, dziewczyny z zagranicy, która za to, że nie podniosła ręki w geście faszystowskiego pozdrowienia została skopana w głowę przez jednego z młodzieńców, który siedział na jakimś podwyższeniu za nią).
Z drugiej strony wciąż dziwi to, że nawet wtedy dla niektórych brytyjskich bądź amerykańskich rodziców, wysłanie latorośli do Niemiec miało stanowić fakt "nabrania ogłady". Najwyraźniej depesze słane z ambasad nie były jednak masowo przez nich czytane.

Co przeraża w tej książce? Ano jakieś takie uwierające spostrzeżenie, że niektóre sprawy wciąż są aktualne, że pewne postawy i przekonania tak łatwo zmieniły optykę i znów mają rację bytu, są przyswajalne z jakąś niesamowitą łatwością. Autorka na końcu książki ostrzega, jak łatwo to , co pisze może powrócić. Sytuacja polityczna jest niepewna, to najprawdopodobniej nic nowego w historii świata, niemniej jednak gdy czyta się świadectwo zwykłych ludzi piszących o czymś, czego konsekwencje zmieniły świat raz na zawsze, nie sposób pozbyć się natrętnych myśli, jak łatwo jest poddać się złudzeniu i jak łatwo jest przyjąć zbytnio bierną postawę.

Z pewnością to książka nie dla każdego. Jak już pisałam, Julia Boyd wykonała naprawdę mrówczą pracę przekopując się przez stosy papierów i pism. Ta książka może nużyć kogoś, kto nie do końca interesuje się historią. Niemniej jednak uważam, że jest to pozycja, którą naprawdę powinno się przeczytać. A przynajmniej jakieś jej wybrane fragmenty.

Moja ocena to 5.5 / 6.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...