"Listy do A. Mieszka z nami Alzheimer". Anna Sakowicz.

Wydana w Wydawnictwie Poradnia K. Warszawa.
Data premiery 18.09.2019.
Ilustracje Ewa Beniak-Haremska.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa.

"Listy do A." to z pewnością jedna z najbardziej przejmujących książek, jakie czytałam.
Bohaterką i narratorką jest mała dziewczynka, Anielka, która niedawno zaczęła naukę w szkole podstawowej. W domu Anielki jeszcze do niedawna mieszkało mniej osób, jej rodzice, ona i jej nastoletnia siostra,  Patrycja. Jednak od pewnego czasu w jej domu zaszły zmiany. Otóż zamieszkała z nimi mieszkająca do tej pory w innej miejscowości wraz z dziadkiem, ukochana babcia Tosia.

Babcia Tosia to osoba, którą siostry bardzo kochają. To ona lepiła z nimi wymyślne kluseczki, to ona nauczyła je czytać. Wiele wiedziała i była i jest najmądrzejszą babcią na świecie. Dużo mądrych słów i nauk wyniosły z domu babci Anielka i Patrycja. Babcia wszystko wiedziała, na wszystkim się znała i zawsze służyła radą.
Jednak babcia Tosia, która wprowadziła się do domu obecnie, jest zupełnie inna. Zapomina nazw przedmiotów, do Anielki zwraca się "Marysiu" czyli imieniem mamy dziewczynki. Nie zawsze jest w stanie zapanować nad czynnościami fizjologicznymi czy samodzielnie się ubrać.
Anielka doskonale wie, kto stoi za tą nagłą dla niej i niezrozumiałą zmianą babci na kogoś kompletnie innego. Pan A. . Wprowadził się wraz z babcią do ich mieszkania i bardzo przeszkadza. Naruszył dotychczasowy ład i porządek, namącił a najgorsze, że wygląda na to, że zagnieździł się w ich domu na dobre ! Jak tu pozbyć się tego nieproszonego gościa i sprawić aby babcia wróciła do siebie takiej jaką dziewczynka zna ją sprzed okresu gdy dopadł ją Pan A. ?

Bliscy wyjaśniają dziewczynce, że babcia choruje i ona to na jakimś poziomie oczywiście rozumie ale z drugiej strony, cały czas posiada w sobie tą nadzieję, że choroba trapiąca ukochaną babcię jest uleczalna.

Któregoś dnia dziewczynka zaczyna pisać listy do Pana A. Pana A. ,który jest winien tego całego zamieszania, bałaganu i zła, które się zjawiło w ich domu.

To przez Pana A. babcia nie jest sobą. To przez pana A. dotychczasowe czynności sprawiają jej coraz więcej problemów. To przez Pana A. dziadek został sam na gospodarstwie a mama coraz częściej płacze w ukryciu nie chcąc martwić córek.
Anielka personifikując chorobę w swój sposób usiłuje zmóc się z tematem choroby okrutnej, odbierającej bliskim pamięć, wiedzę, spokój, często wręcz bywa, że poczucie godności a im bliskim nie daje nic oprócz rozpaczliwego poczucia niemożności i przejmującego bólu gdy patrzą na cierpiących bliskich. Cierpienie nigdy nie uszlachetnia , jest to powiedzenie bezsensowne i najlepiej wiedzą właśnie ci, którzy cierpią.

W swoich pisanych co wieczór listach zostawianych na progu pokoju babci Anielka wyraża wszystko to, co ją obecnie złości, irytuje. Widać w nich jednak ogromną wrażliwość jak również lekcje życia wyniesione z babcinej mądrości. Dziewczynka nauczyła się od babci, że dobro pomaga przezwyciężyć wiele przeszkód. Dlaczego więc nie spróbować być dla Pana A. miłym ? Może wtedy zrozumie jak przeszkodził w tej rodzinie , pokaja się i sobie pójdzie? Może jeśli dostanie od Anielki prezent, piękną bransoletkę własnoręcznie przez nią wykonaną, stanie się milszy i pożałuje tego, co się stało?

Według mnie ta rewelacyjnie wymyślona graficznie książka jest mądra z wielu powodów. Po pierwsze, pokazuje nam sposób patrzenia małego dziecka na chorobę przewlekłą, która zjawia się w domu tegoż. Nie jest powiedziane, że nawet dorosły mający świadomość choroby, do końca jest w stanie się z nią u kogoś bliskiego pogodzić. Dlaczego więc miałoby przyjąć taką chorobę dotykającą bliskiego bez słowa sprzeciwu dziecko? Mamy więc tu w bardzo wiarygodny sposób ukazaną próbę zrozumienia czy może oswojenia się z problematyką choroby na poziomie kilkuletniego dziecka.
To również książka, która pokazuje jak bardzo zabrnęliśmy w świat, w którym liczy się głównie "pięknym , zdrowym i młodym a w pakiecie - bogatym".  Zmieniające się struktury rodzin i zwyczajnie, społeczeństwa, nie uczestniczą już wzajemnie ani w procesie narodzin, ani w procesie chorowania ani w procesie odchodzenia. Ongiś żyło się w stadzie, potem w rodzinie wielopokoleniowej. Obecnie tak nie jest. Oczywiście,że wiele osób pomaga swoim bliskim i nie jest tak, że wszyscy izolują się od siebie wzajemnie. Jednak chyba wciąż za dużo gloryfikuje się młodość a za mało przy tym wszystkim szanuje fakt, że większość ludzi dopadnie jednak starość. Która oby była jak najlepsza i najszczęśliwsza. Jednak może zdarzyć się i wersja z chorobą czy przypadłością, która uprzykrzy życie tej osoby.  Babcia Tosia nie jest wcale starą osobą a jednak dopadł ją Pan A. , który trzyma i nie puszcza, choćby wszyscy członkowie rodziny połączyli swoje siły w tym aby go wygonić.

W domu dziewczynki Pan A. przynajmniej jeśli można tak określić, przyniósł jedno dobro. Poczucie tego, że w obliczu nieszczęścia wszyscy wzajemnie się wspierają. Nawet do tej pory często burcząca na siostrę dorastająca Patrycja rozumie, że musi być wsparciem dla Anielki, która nie jest w stanie całkowicie zrozumieć tego co się dzieje w jej domu i jak choroba babci na starszą panią wpływa.

Mała próbuje różnych metod z Panem A.. To mu grozi, to usiłuje go przekupić, to zapewnia, że kiedyś wymyśli lekarstwo na chorobę trapiącą jej babcię.
Jest też zła, że adresat jej listów nigdy do niej nie odpisał (chociaż Anielka doczeka się jednego listu od Pana A.).

Trudno jest dorosłej osobie zrozumieć tę chorobę, wciąż tak wiele o niej nie wiemy, naukowcy są wciąż na etapie badań. W chwili obecnej jak wiemy, można jedynie starać się spowalniać ją lekami. Można też starać się dbać o osoby starsze w naszym towarzystwie. Polecić dobrą lekturę, rozwiązać jakąś krzyżówkę, dbać o to aby wciąż ćwiczyły umysł , niezależnie od tego czy są chore na chorobę Alzheimera czy nie. To kolejny mądry aspekt tej książki, o której wspominałam, że ma ich tak wiele. Przypomnienie abyśmy pamiętali o naszych starszych członkach rodziny, sąsiadach, przyjaciołach.

Wspomniałam też o zachwycie nad szatą graficzną książki i jej rozplanowaniem graficznym. Otóż kartki "Listów do A." wyglądają jak wyrwane ze szkolnego zeszytu w kratkę. Ten "zabieg" oprócz ładnych ilustracji w książce, dodał jej poczucia wiarygodności i prawdziwości przeżyć Anielki i jej bliskich.

Na koniec, tak, to książka, która porusza ogromnie. Nie jest według mnie możliwe czytać ją bez chusteczek na otarcie łez. Ja musiałam czytać ją na dwa razy. Pierwsze podejście zakończyło się tak wielkim płaczem, że zwyczajnie , nie byłam w stanie w danym momencie kontynuować lektury.

Myślę, że poczucie smutku i wzruszenie wzmagała świadomość tego, z czym wiąże się powstanie tej właśnie książki. Mama autorki od paru lat choruje właśnie na chorobę Alzheimera. Myślę, że dla pani Anny Sakowicz, ta książka jest książką terapeutyczną i na swój sposób jak małej Anielki, próbą z oswojeniem się z tym, co się stało w życiu mamy pani Anny. Nie jest tak, że my, dorośli wraz z wiekiem zyskujemy wiedzę , świadomość i mądrość na każdy temat. A gdy w grę wchodzi po prostu coś wyższego jak miłość, uczucie do kogoś, zamęt bywa wielki i naprawdę trudno jest nam podjeść do tego w sposób obojętny.

Książce "Listy do A." patronuje Polskie Stowarzyszenie Pomocy Osobom z Chorobą Alzheimera.
Uważam, że jest to niezwykle ważna , potrzebna książka i bardzo dobrze, że ukazała się na naszym rynku.
Oby w zalewie różnego rodzaju literatury nie została ona zwyczajnie przegapiona. Bardzo bym nie chciała aby tak się stało. Uważam ją za niezwykle pomocną.
Na koniec pytanie, do kogo jest adresowana ta książka. Teoretycznie, do dziecka. Wskazuje na to zarówno szata graficzna jak sam styl pisania. W praktyce, według mnie to książka dla każdego, kto czy to z powodów konkretnych czy po prostu chce zapoznać się z tematyką choroby Alzheimera w nieco inny sposób niż suche medyczno naukowe fakty.
Według mnie , mamy siedmiolatka, to bardzo dobra książka , jak ją określę "baza wyjściowa" do porozmawiania o tym, jak może wyglądać starość człowieka. Niekoniecznie z przewlekłą czy śmiertelną chorobą ale z wszystkim tym, co dzieje się z organizmem człowieka i w jego życiu wraz z upływającym czasem.

Rzadko kiedy udaje mi się przeczytać tak niewielką w sumie objętościowo książkę (liczy sobie ona 136 stron) z tak mądrą, w sumie skondensowaną rewelacyjną treścią.

Wiem, ile kosztowało panią Annę Sakowicz napisanie tej książki ale sądzę, że jest to wielkie dobro, które puszczając w świat, przyniesie na pewno wiele korzyści , chociażby dla rodziców, którzy nie wiedzą, jak można porozmawiać z małym dzieckiem o czymś, co nie zawsze do końca sami są w stanie pomóc bądź to zaakceptować.

Moja ocena to 6 / 6 a właściwie , 6.5 / 6.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...