"Pod tym samym niebem". Katarzyna Kielecka.
Wydana w Wydawnictwie Szara Godzina. Katowice (2019).
Książkę przeczytałam dzięki Autorce projektu okładki i stron tytułowych.
To jedna z tych książek z motywem świąt Bożego Narodzenia w tle, o których w tym roku chyba nie było bardzo dużo słychać. A szkoda. Skrywana bowiem pod przyjemną dla oka, zaprojektowaną przez moją ulubioną projektantkę okładek, Ilonę Gostyńską-Rymkiewicz, treść jest naprawdę dobra.
Książkę rozpoczyna list napisany w końcu listopada roku 2019. List wysłany został z Łodzi do Lilki przez nieznaną jej do tej pory cioteczną babkę Apolonię Jezierską.
Lilka mieszka w Suwałkach i list, który otrzymuje od nieznanej jej osoby budzi początkowo nieufność i poczucie, że ktoś chce jej wyciąć niezły kawał. Cioteczna babka bowiem nie bawi się w owijanie w bawełnę. Informuje nigdy nie widzianą wnuczkę siostry, że zostawia jej dom w Łodzi. I że zaprasza Lilkę do siebie na Wigilię albowiem niewiele zostało jej już czasu a ona chciałaby poznać jedyną żyjącą krewną.
Lilka, samotnie wychowująca czteroletnią córeczkę Nelę z niepełnosprawnością fizyczną, uwikłana w kompletnie bezsensowny romans z ojcem tejże i mająca na szczęście przyjaciółkę, Kingę, początkowo nie reaguje na list. Listów jednak będzie więcej, z każdym obie kobiety (Lilka omawia każdą korespondencję z przyjaciółką) poznawać będą sytuację nieznanej Lilce siostry jej babci i właśnie relacje Apolonii z babcią Lilki, Janką. Obie kobiety poróżniło coś w przeszłości, coś, co nie dało im się pogodzić przez resztę dorosłego życia. I właśnie to, co stało się przyczyną rozstania bliźniaczek, pozna wraz z rozwojem korespondencji Lilka.
W międzyczasie poznajemy też innych bohaterów, jak chociażby chłopaka Kingi, Adama Wodniaka, zwanego Lewarkiem. To też okaże się istotna postać w książce albowiem uświadomi coś nie tylko samemu sobie ale i swojej dziewczynie,
Listów do Lilki nadejdzie jeszcze parę, każdy z nich w coraz bardziej nakłaniającym kobietę do przyjazdu do Łodzi, tonie.
W pewnym momencie Lilka zdecyduje się zabrać córeczkę i pojechać niejako w nieznane aby spotkać pierwszy raz w życiu siostrę swojej babci Janki. W końcu, jak w swoich listach lubi podkreślać Apolonia, dopóki żyje się wciąż pod tym samym niebem, dopóty jest nadzieja na spotkanie, poznanie się czy pojednanie. Trzy kobiety, bowiem Kinga również wyjeżdża z przyjaciółką i Nelą, ruszą więc tuż przed Wigilią w kierunku Łodzi aby tam poznać ciekawą galerię postaci.
Święta okażą się ze wszech miar oryginalne a na pewno przyniosą wiele rozwiązań i przełomu w sytuacjach życiowych postaci opisywanych w książce.
Podobała mi się ta książka. Nie epatowała wielkimi dramatami chociaż część akcji książki rozgrywa się w czasie IIWŚ ale nie lukrowała też niepotrzebnie rzeczywistości. W książce są więc i dziecko z niepełnosprawnością i postaci wybitnie negatywne. Są tu i sytuacje, w których komuś trudno jest podjąć właściwą decyzję i te, w których są one jak najbardziej właściwie podejmowane. Postaci też są odmalowane jako jak najbardziej możliwe do zaistnienia, z ich wadami i zaletami, popełniające błędy ale i bywa, że irytujące innych. Czyli jednym słowem - życie.
Podobało mi się też jej główne przesłanie czyli to, że dopóki żyjemy pod tym samym niebem wciąż mamy szanse na dogadanie się, przegadanie, poprawę relacji czy układów. I chociaż święta nie są tu wcale opisane jako lukrowana rzeczywistość, w której wszystko dzieje się idealnie, są przedstawione jako czas okazji i nadarzających się dobrych możliwości.
Moja ocena to 5.5 / 6.
Książkę przeczytałam dzięki Autorce projektu okładki i stron tytułowych.
To jedna z tych książek z motywem świąt Bożego Narodzenia w tle, o których w tym roku chyba nie było bardzo dużo słychać. A szkoda. Skrywana bowiem pod przyjemną dla oka, zaprojektowaną przez moją ulubioną projektantkę okładek, Ilonę Gostyńską-Rymkiewicz, treść jest naprawdę dobra.
Książkę rozpoczyna list napisany w końcu listopada roku 2019. List wysłany został z Łodzi do Lilki przez nieznaną jej do tej pory cioteczną babkę Apolonię Jezierską.
Lilka mieszka w Suwałkach i list, który otrzymuje od nieznanej jej osoby budzi początkowo nieufność i poczucie, że ktoś chce jej wyciąć niezły kawał. Cioteczna babka bowiem nie bawi się w owijanie w bawełnę. Informuje nigdy nie widzianą wnuczkę siostry, że zostawia jej dom w Łodzi. I że zaprasza Lilkę do siebie na Wigilię albowiem niewiele zostało jej już czasu a ona chciałaby poznać jedyną żyjącą krewną.
Lilka, samotnie wychowująca czteroletnią córeczkę Nelę z niepełnosprawnością fizyczną, uwikłana w kompletnie bezsensowny romans z ojcem tejże i mająca na szczęście przyjaciółkę, Kingę, początkowo nie reaguje na list. Listów jednak będzie więcej, z każdym obie kobiety (Lilka omawia każdą korespondencję z przyjaciółką) poznawać będą sytuację nieznanej Lilce siostry jej babci i właśnie relacje Apolonii z babcią Lilki, Janką. Obie kobiety poróżniło coś w przeszłości, coś, co nie dało im się pogodzić przez resztę dorosłego życia. I właśnie to, co stało się przyczyną rozstania bliźniaczek, pozna wraz z rozwojem korespondencji Lilka.
W międzyczasie poznajemy też innych bohaterów, jak chociażby chłopaka Kingi, Adama Wodniaka, zwanego Lewarkiem. To też okaże się istotna postać w książce albowiem uświadomi coś nie tylko samemu sobie ale i swojej dziewczynie,
Listów do Lilki nadejdzie jeszcze parę, każdy z nich w coraz bardziej nakłaniającym kobietę do przyjazdu do Łodzi, tonie.
W pewnym momencie Lilka zdecyduje się zabrać córeczkę i pojechać niejako w nieznane aby spotkać pierwszy raz w życiu siostrę swojej babci Janki. W końcu, jak w swoich listach lubi podkreślać Apolonia, dopóki żyje się wciąż pod tym samym niebem, dopóty jest nadzieja na spotkanie, poznanie się czy pojednanie. Trzy kobiety, bowiem Kinga również wyjeżdża z przyjaciółką i Nelą, ruszą więc tuż przed Wigilią w kierunku Łodzi aby tam poznać ciekawą galerię postaci.
Święta okażą się ze wszech miar oryginalne a na pewno przyniosą wiele rozwiązań i przełomu w sytuacjach życiowych postaci opisywanych w książce.
Podobała mi się ta książka. Nie epatowała wielkimi dramatami chociaż część akcji książki rozgrywa się w czasie IIWŚ ale nie lukrowała też niepotrzebnie rzeczywistości. W książce są więc i dziecko z niepełnosprawnością i postaci wybitnie negatywne. Są tu i sytuacje, w których komuś trudno jest podjąć właściwą decyzję i te, w których są one jak najbardziej właściwie podejmowane. Postaci też są odmalowane jako jak najbardziej możliwe do zaistnienia, z ich wadami i zaletami, popełniające błędy ale i bywa, że irytujące innych. Czyli jednym słowem - życie.
Podobało mi się też jej główne przesłanie czyli to, że dopóki żyjemy pod tym samym niebem wciąż mamy szanse na dogadanie się, przegadanie, poprawę relacji czy układów. I chociaż święta nie są tu wcale opisane jako lukrowana rzeczywistość, w której wszystko dzieje się idealnie, są przedstawione jako czas okazji i nadarzających się dobrych możliwości.
Moja ocena to 5.5 / 6.
Komentarze
Prześlij komentarz