"Syn pszczelarza". Kelly Irvin.

Wydana w Wydawnictwie Prószyński i S-ka. Warszawa.
Data premiery 21.01.2020.

Przełożyła Magdalena Moltzan - Małkowska.
Tytuł oryginalny The Beekeeper's Son.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa.

Nie ukrywam, że o społeczności Amiszów wiem tyle, co nic a raczej tyle, co pamiętam z filmów emitowanych w telewizji kiedy miałam lat naście. Czyli wychodzi na to, że nawet mniej niż nic. O, któryś z odcinków jednego z moich ulubionych seriali "Kości" opowiadał o społeczności Amiszów. Tym bardziej zaciekawiła mnie książka nosząca intrygujący tytuł "Syn pszczelarza" ( w którymś z komentarzy w internecie spotkałam się z zarzutami, że "Syn pszczelarza" a na okładce dziewczyna:) ).
Tak czy inaczej, miałam ochotę na tę książkę z racji tego, że miałam chęć poznać tematykę do tej pory kompletnie mi obcą. I nie zawiodłam się a nawet muszę powiedzieć, nabrałam apetytu czytelniczego na więcej. A że "Syn pszczelarza" jest pierwszą książką z cyklu o Amiszach wydawanego przez Prószyński i S-ka autorstwa Kelly Irvin, czekam na więcej z wielką niecierpliwością!
A dodatkowo, przy okazji czytania tej książki, dowiedziałam się, że w Polsce mieszka jedna rodzina Amiszów. Czyli zyskałam dodatkową wiedzę (bo przeczytałam artykuł o tej rodzinie z wielkim zainteresowaniem).

Ale przejdźmy do "Syna pszczelarza". Książka rozpoczyna się w przełomowym momencie dla rodziny Lantz. Abigail to od dwóch lat wdowa, z piątką dzieci, czwórką córek i jednym synem. Przenosi się właśnie z rodziną ze stany Tenneessee do Teksasu. Tu mieszka jej brat i dawny adorator, Stephen. Po śmierci męża Abigail zmuszona jest zacząć rozważać ponowne zamążpójście a brat sugeruje jej dawnego zainteresowanego kobietą. Stephen od początku nie budzi naszej sympatii. Nie jest serdeczny dla dzieci, które przybyły z kobietą, nie stara się zbytnio nawiązać z nimi pozytywnych relacji. Skupiony jest jedynie na przyszłym ożenku, tym bardziej , że wciąż ma w duchu coś w rodzaju zasklepionego nie do końca żalu za to, że ponad dwadzieścia lat wstecz Abigail wybrała nie jego a swojego męża. Męża, z którym miała bardzo udane małżeństwo.

Córki i syn kobiety również czują się oszołomione zmianą. Najstarsza z nich, Debora ma w planie jak najszybszy powrót do poprzedniego miejsca zamieszkania i gminy. Tamtejsza społeczność jest jej znana od zawsze, tęskni i za przyjaciółką i za chłopcem, z którym chciałaby się związać.
Początkowe plany szybko jednak muszą ulec zmianie, jak to w życiu, gdy człowiek planuje jedno ale otrzymuje często coś odwrotnego bądź nieco zmodyfikowanego.

Wszystko jest tak inne w Teksasie. I krajobraz i klimat i jedzenie i zwierzęta, które widują podczas pracy czy odpoczynku. Niełatwo jest zmienić dotychczasowe życie i otoczenie. Jednak nie tylko Debora i jej siostry muszą nauczyć się żyć w nowym miejscu zamieszkania. Również ich matka, która zaczyna odczuwać, że pomysł z przeprowadzką niekoniecznie musiał być najwłaściwszy. Jednak brat nalegał a również wiadomo, że samemu nie jest w życiu lekko więc stąd taka a nie inna decyzja.

Zmianę w życiu obu kobiet, zarówno Debory jak i Abigail, przyniesie spotkanie z pszczelarzem, Mordechajem i jego synem, Fineaszem. Fineasz jest rówieśnikiem Debory i podobnie, jak ona , nosi w sercu smutek i żałobę. Początkowo niechętny dziewczynie z czasem zacznie zmieniać do niej stosunek.
Serdeczny i dobry Mordechaj i jego rodzina staną się wsparciem i opoką dla rodziny Lantzów w pewnym trudnym momencie życia, jaki zdarzy się po paru miesiącach od ich przyjazdu do Teksasu.

Bardzo mnie wciągnęła ta książka przede wszystkim dlatego, że miałam okazję chociaż trochę poznać społeczność Amiszów. Mimo, że autorka nie jest członkinią wspólnoty, według mnie udało jej się po trochu przenieść czytelnika w świat tej cichej, dość oddalonej chociaż nie odizolowanej (członkowie społeczności produkują na przykład przetwory czy miód i sprzedają je w miasteczku) grupy.
Dzięki książce poznałam też charakterystyczne dla Amiszów obyczaje jak na przykład wspólne śpiewanie młodych, coś w rodzaju masowej organizowanej imprezy mającej swatać młode pary, czy typowy dla nich język, w którym widać niemieckie, szwajcarskie naleciałości.

A poza tym, jest to po prostu ciekawie opowiedziana historia rodziny po przejściach, która musi odnaleźć się w nowym miejscu i nowej społeczności. Kibicujemy też losom nie tylko młodej Debory ale również jej matce, Abigail, która wciąż zasługuje na szczęście i spokój.
Ważne też jest przesłanie płynące z książki, a mianowicie to, że w życiu bardzo wiele można znieść i zdziałać, jeśli mamy obok siebie rodzinę.

Jak już pisałam na początku, książka mi się podobała i bardzo mnie wciągnęła.
Moja ocena to 5.5 / 6.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

"Wybacz". Kamila Cudnik.

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...