"W sieci zł@". Wendy James.

Wydana w Wydawnictwie Poradnia K. Warszawa (2020).

Przełożyła Dorota Pomadowska.
Tytuł oryginalny The Golden Child.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa.

Wydawnictwo Poradnia K od dawna mnie zaskakuje (pozytywnie) wydając naprawdę interesujące mnie książki i to dla rozmaitej wiekowo grupy czytelniczej.
Mam też wrażenie, że dobrze zna moje gusty czytelnicze, bo doskonale trafia z ofertą recenzyjną.

Już sama okładka autorstwa Jana Pfeifera zapowiada to, co otrzymałam. Mroczną, niepokojącą treść "ubraną" w wydaje się zwykłą treść. Wydaje się to słowo klucz tej książki bowiem właśnie przez całą lekturę czytelnik zadaje sobie pytanie co tu jest prawdą a co tylko ułudą. I czy to, co nam się wydaje ma odzwierciedlenie w rzeczywistości?


Nasze dzieci siedzą w sieci. (Nawet nie czuję gdy rymuję). Taka jest prawda i im mniej będziemy temu zaprzeczać, tym łatwiej nam będzie przejść do konkretnych stwierdzeń a w razie problemów, spróbować znaleźć jakieś rozwiązanie, pomóc dziecku.
Jak zresztą mają w niej nie siedzieć, skoro od małego widzą dorosłych wpatrzonych w ekran smartfonów? Byłoby daleko idącą hipokryzją oczekiwać od nich samych aby zachowywali się mądrzej, czy może, rozsądniej od rodzicieli.

Akcja książki "W sieci zł@" rozpoczyna się już w Australii. Oto poznajemy matkę, żonę, blogerkę, Beth. Ponad piętnaście lat temu wyjechała ona wraz z mężem do USA gdzie on realizował się zawodowo a ona, nie mając pozwolenia na pracę, zajmowała się domem i dwiema córeczkami, starszą Lucy i młodszą, Charlotte, która to urodziła się już w Stanach.

Jako, że jak wspomniałam, Beth prowadzi blog internetowy, część akcji poznajemy z perspektywy właśnie blogowych wpisów. To też pokazuje, że nie ma co się dziwić dzieciom, że chętnie buszują po internecie i czują się z nim związane, skoro sami dorośli również upatrują w sieci wiele możliwości.

Od razu dowiadujemy się, że Beth cieszy się z tego, że to, co się wydarzyło, zdarzyło się właśnie w jej ojczyźnie a nie w Stanach Zjednoczonych gdzie zapewne byłoby o wiele więcej konsekwencji.
Jak wspomniałam, część akcji książki poznajemy dzięki wpisom na blogu Beth. Nie jest to jednak jedyny blog jaki czytamy w tej książce. Oto bowiem pojawia się miejsce w sieci, do którego odnosi się oryginalny tytuł tej książki, "Cudowne dziecko". Z wpisów, które czytamy jawi się nam iście niepokojący obraz dziecka dorastającego z silnymi zaburzeniami osobowości, wręcz małej socjopatki.

Ale oto wracamy do Stanów, w których miał miejsce pierwszy niepokojący Beth incydent. Oto Charlotte zostaje oskarżona przez szkołę o podanie koleżance liścia oleandra. Szczęśliwie nie dzieje się nic złego, dziecko trafia do szpitala, w którym otrzymuje stosowną pomoc. Niemniej jednak Charlotte jest na celowniku zarówno szkolnych opiekunów jak również ten poważny incydent zapada w pamięć rodziców. Niby nie jest to poważne, do tej pory Charlotte nie sprawiała żadnych problemów wychowawczych, jest liderką w szkole i powszechnie lubianą dziewczynką, określaną jako silna osobowość ale jakaś zadra w sercu zostaje.
W tej sytuacji być może nie tak źle jest wrócić do ojczyzny i oto rodzina Beth czyli ona, jej córki i Dan, mąż i ojciec, wracają do Australii.

Obie córki, Charlotte i Lucy zapisane zostają do nowej, żeńskiej szkoły. Powtarza się sytuacja ze szkoły w USA. Charlotte dość szybko rozpoznaje sytuację w klasie i po początkowej próbie zaprzyjaźnienia się z Sophie, z której matką polubi się Beth, dołącza do klasowej paczki trzech najpopularniejszych dziewcząt.
Lucy, trochę podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, nie jest klasową liderką ale też nie jest poniewieraną przez rówieśników. Ot, dziewczyna, którą mijasz na korytarzu szkolnym i nie jesteś po chwili w stanie określić jaki ma kolor włosów.
Sophie to z kolei osobna historia. Jeszcze do niedawna miała w klasie dwie przyjaciółki, które jednak wyjechały z rodzicami z miasta. W szkole jest dla stypendium oferowanemu zdolnym uczniom a Sophie posiada niezwykły talent, gra wspaniale na fortepianie. Szkoła pozwala jej więc na realizację pasji i pogłębianie talentu, niemniej jednak nie można powiedzieć, że przynosi jej zbyt wiele innych radości. Z początku wiąże nadzieje z nową koleżanką, Charlottą ale szybko okazuje się, że po kilku spotkaniach inicjowanych raczej przez Beth i mamę Sophie, Andi, nic z tego nie wyjdzie. Szkoda bo wygląda na to, że gdyby nie chęć rywalizacji w klasie i wtłoczenie Sophie w rolę ciamajdy i szarej myszki przez bardziej popularne koleżanki z klasy, ta znajomość Charlotte i Sophie miałaby potencjał.

Mijają tygodnie i pewnego dnia zdarza się zło. Zło z gatunku tych, które nie pyta czy może zajrzeć a po prostu się dzieje. I wywraca spokojne i ustabilizowane życie Beth (która nawet znalazła pracę co początkowo wydawało jej się niemal niemożliwe) do góry nogami. I każe się zdecydowanie szybko spytać samej siebie o to jaką jest matką, rodzicem. Ale przede wszystkim, kim jest jej młodsze dziecko i czy na pewno zna Charlotte tak, jak jej się wydawało?

Oto bowiem dwunastoletnia Charlotte zostaje oskarżona o dręczenie i prześladowanie Sophie. Dręczenie, które będzie miało bardzo poważne konsekwencje.

Historia i sytuacja przekazana nam jest z kilku perspektyw. Poznajemy ofiarę, jej rodzinę ale rodzinę i sytuację oskarżonej o prześladowanie koleżanki. Do tego wciąż możemy śledzić wpisy na internetowym blogu autorstwa Cudownego Dziecka. Wpisy, które powodują, że człowiekowi jeży się włos na głowie.
Kiedy już dojdzie do przełomowej sytuacji obie matki, i Beth i Andi, będą musiały szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie czy poświęciły swoim córkom wystarczająco dużo czasu?
Czy zajęta blogowaniem a po przeprowadzce do ojczyzny Beth na pewno wystarczająco przyjrzała się nowej sytuacji szkolnej córek? Czy nie zlekceważyła "incydentu", jak do tej pory myślała o tym wydarzeniu, jaki miał miejsce z liściem oleandra w amerykańskiej szkole?

Z kolei Andi pochłonięta jest wychowaniem młodszego synka, który przyszedł na świat po wielokrotnych podejściach do in vitro. I również z tyłu głowy czai jej się niepokojąco prawdziwa myśl, że nie poświęcała ostatnio starszej, dorastającej córce zbyt wiele uwagi i czasu.

W "W sieci zł@" jak już pisałam, sporo dzieje się w sieci, w której tyle czasu spędza młodzież i dorośli.
Portale społecznościowe mogą zarówno sprawiać wiele radości pozwalając ludziom przypomnieć sobie starsze znajomości ale i również, jak zostało napisane w książce, cytuję "(...) wirtualny świat w równym stopniu może odsłonić wewnętrzne sympatyczne "ja", co - znacznie częściej - obudzić wewnętrznego potwora". Oczywiście, dochodzą do tego indywidualne predyspozycje i cechy, nie jest to na pewno książka, która świat internetu utożsamia z samym złem. Pokazuje nam jednak dobitnie jak bardzo ów świat mimo, że wirtualny, oddziałuje na ten rzeczywisty i jak bardzo ostrożnie należy się w nim poruszać. Anonimowość w sieci może kusić gdyż dla niektórych stanowi bodziec do pokazania się z zupełnie innej strony ale też staje się silną bronią, którą można kogoś bardzo poważnie zranić. Toksyczne znajomości ze świata rzeczywistego przeniesione do sieci stanowić mogą coś co zdecydowanie szybciej może wymknąć się spod kontroli bo zwyczajnie, nie każdy jest w stanie to kontrolować.

Podczas lektury tej książki można zadawać sobie wiele pytań. Na temat relacji rodzic - dziecko. Na temat właśnie internetu i świata sieci. Ale również na temat roli dorosłych, w tym przypadku rodzica. Na ile działać i w jaki sposób aby nie stać się "helikopterowym rodzicem", ale jednak mieć jakąkolwiek świadomość tego co dzieje się z dzieckiem, które teoretycznie się zna.
Po raz kolejny można zastanowić się nad siłą presji rówieśniczej jak również nad tym jak silna jest chęć, potrzeba, bycia "w grupie", nie zaś daleko poza nią. Kto może stać się osobą dyskryminowaną i jak łatwo można dać się wciągnąć w grę , w której jest się oprawcą? Na ile znamy naszych partnerów i nasze własne dzieci? A na ile wydaje nam się,że znamy? W tej książce pokazany jest mechanizm, w którym często to, co bierzemy za oczywistość, kompletnie nią nie jest.

Wirtualny świat otacza i osacza nas , nasze dzieci. Czas przyjrzeć mu się zdecydowanie baczniej niż do tej pory, aby uniknąć sytuacji, w której znalazła się bohaterka książki, gdy jej dotychczasowe życie wymknęło jej się spod kontroli i rozbiło z wielkim hukiem a ona sama zaś została z pytaniem "Jak to wszystko w ogóle mogło wydarzyć się w jej życiu?". I, jak myśli w pewnej chwili, "(...) Jeśli Charlotte nie jest Charlotte, to kim właściwie jest Beth?".

Nie chcę zdradzać treści książki więc napiszę tylko, że bardzo podobało mi się zakończenie tej powieści. Zdecydowanie jedno z lepszych zakończeń jakie czytałam w książkach.

Moja ocena to 6 / 6.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...