"Zaistnienia". Piotr Strzeżysz.

Wydana w Wydawnictwie Helion. Gliwice (2020). Ebook.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa.

"Zaistnienia" Piotra Strzeżysza to kolejna jego opowieść o podróżowaniu rowerem przez obie Ameryki. Tym razem jest to opowieść o drodze z Patagonii na Alaskę. 
Niestety, ze smutkiem przyznam, że lektura jej trafiła na niesprzyjający bardzo czas.
Wszyscy wiemy, co teraz się dzieje, sądzę, że niejedna osoba jest teraz w bardzo złej formie. Z akcji "Zostań w domu, czytaj książki", jestem w stanie wypełnić jedynie pierwszą część. Głowa niestety, zajęta jest zupełnie innymi myślami niż te dotyczące lektur. Nie potrafię wystarczająco skupić się na treści książek, niestety.
"Zaistnienia" to książka napisana z wielką uważnością, to jej główna cecha. Ze smutkiem więc przyznaję, że nie potrafiłam książce poświęcić tyle własnej uważności, ile bym chciała.

Autor nie potrafi żyć bez podróżowania. Przedkłada drogę ponad dom. Wydaje się, że właśnie wtedy gdy jest w ruchu , odnajduje wewnętrzny spokój. Podobnie jak wędrowne ptaki. Lubi też ludzi. Ważna jest dla niego rozmowa. "Zaistnienia" w dużej mierze składają się właśnie z rozmów autora z napotkanymi w czasie jego wędrówki, ludźmi. Widać, że Strzeżysz poświęca drugiemu człowiekowi wiele własnej uwagi i czasu. Ale też wychodzi z założenia, że te spotkania zawsze czymś jego samego ubogacą. Słuchanie drugiego człowieka to dawanie mu szansy, poznanie kogoś i jego życia, które może diametralnie różnić się od naszego. 

W książce powraca kilka mitycznych czy raczej podszytych mitologią postaci, jak Puurowia czy Pishtaco, którą straszy się ludzi i wiara w którą doprowadziła do niejednej tragedii. 

Mnie jednak najbardziej interesowały opowieści o zwykłych ludziach, których na swej drodze napotkał autor książki. Przejmująca okazała się opowieść z ust Daniela (o ile dobrze teraz pamiętam imię rozmówcy Strzeżysza) , dotycząca nauczycielki ze wsi, która to kobieta popełniła samobójstwo. Podobało mi się też motto samego rozmówcy, które stosował w swoim życiu , "(...) Nie zazdrość, nie kradnij i wierz w Boga". 

Podobały mi się też opisy drogi, zwykłych czynności wykonywanych przez autora książki. Szczęśliwie jego droga nie obfitowała w zbyt wiele dramatycznych momentów (chociaż bywało niebezpiecznie). Jednak większość drogi minęła w uporządkowanym rytmie i przebiegała zgodnie z oczekiwaniami. Nie ma tu więc nagłych zmian akcji , panuje bezpieczny ład, ład, który wprowadza spokój.
Cieszyło mnie też, jak wielu serdecznych i życzliwych ludzi spotykał Piotr Strzeżysz na swojej drodze. Obcy ludzie, którzy w Ameryce Łacińskiej zapraszali go do swoich domów w ogóle mnie nie dziwią. Wiem, że tam ludzie nauczeni są i przyzwyczajeni do tego aby z drugim człowiekiem utrzymywać kontakt, być blisko niego. Natomiast przyjemnie było dowiadywać się o tych, którzy robili podobnie w Stanach Zjednoczonych, w których , co przyznaje sam Strzeżysz, osoba jego pokroju, jest postrzegana nie jako pozytywny Włóczykij zwiedzający świat ale jako bezdomny. 

Przykro mi jest, że nie potrafiłam cieszyć się tą książką tak, jak na to zasługuje. Sądzę, że warto będzie powrócić do niej w bardziej sprzyjającym czasie.
Tymczasem, jeśli ktoś z Was ma w sobie więcej spokoju czy umie lepiej skoncentrować się na lekturze, a nie oczekuje nie wiadomo jak prędkich zmian akcji, polecam mu "Zaistnienia" Piotra Strzeżysza. 

Moja ocena to 6 / 6. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...