"Beskid bez kitu". Maria Strzelecka.



Wydana w Wydawnictwie Libra PL. Rzeszów (2020).

Ilustracje w recenzji prezentuję dzięki uprzejmości Wydawnictwa.



Na tę książkę natknęłam się zupełnie przypadkiem. W miejscu mocno niespodziewanym dla tak świetnej lektury , jaką miałam. A właściwie - mieliśmy, rodzinnie.



"Beskid bez kitu" to książka napisana przez niemal moją rówieśniczkę (i, co równie miłe, imienniczkę). To zresztą malarka , która książkę zilustrowała. Ogólnie mówiąc, co dodaję z wielkim zadowoleniem czytelniczki, "Beskid bez kitu" to książkowa perełka. O ile nie przepadam za twardymi okładkami, to tu pasuje ona idealnie. A mówiąc o okładce, może ona przywoływać na myśl książki z lat pięćdziesiątych bądź sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Wtedy to rozpoczyna się akcja książki. Widzimy na nim przodem dziewczynkę na rowerze. Stylistyka i wygląd odsyła nas w lata wczesnego PRL-u, w którym dzieje się pierwsza część książki. Biała koszula, plisowana spódnica, na głowie czerwona chusteczka.
Poznajemy małą Terkę, która wraz z rodzicami, pracownikami PGR-u, mieszka w Beskidzie Niskim. Wraz z Terką poznajemy więc i okolice , w której mieszka i kulturę Łemków. Tę kulturę i język przybliża Terce i nam, babcia Tekla. Ukochana przez dziewczynkę babcia mieszka nieopodal i mała dziewczynka wręcz nie może doczekać się wakacji gdyż spędza je właśnie z babcią Teklą.


Zaczynają się wakacje podczas których wraz z Tereską cieszymy się przyrodą, naturą, zwierzętami Beskidu Niskiego. Ponadto, dzięki opowieściom babci Tekli, dowiemy się jakie zioła i rośliny są dla człowieka ważne, a jakie trujące. Cudownie jest czytać jak niewiele do szczęścia potrzeba Terce. Przyroda, natura, słońce, możliwość podgladania cierniokrętów i ich nieco upiornych spiżarni, usłyszenie darcia się jaźwca, marzenie o ujrzeniu na własne oczy wilka, zbudowanie swojej kryjówki na drzewie.
Terka nie potrzebuje wiele, wystarczy jej wolny czas, wyobraźnia i dorosły, który umie ukierunkować jej zainteresowania czy podsunąć ciekawostki.


Tył okładki to nagły przeskok w czasie. Widzimy również podróżującą na rowerze dziewczynkę w spódniczce ale bezpsrzecznie widzimy, że dzieje się to we współczesnym nam czasie.
W drugiej części książki mała Nela podróżuję z mamą. Jak się domyślamy, mama to Terka, teraz już oczywiście, dorosła. Wczesną jesienią odbywa niezwykłą podróż z kilkuletnią córką, pokazując jej Beskid , zapoznając z jego przyrodą, ziołami, geologią. Pasja i miłość zostaną przekazane, bakcyl miłości do Beskidu został zaszczpiony.

Przyznaję od razu, że w Beskidzie nigdy jeszcze nie byłam , bądź raczej, byłam tak dawno, że właściwie nic nie pamiętam. Ale ta książka sprawiła, że chętnie odwiedzę ten niezwykły region.
Cieszy mnie, że w mnogości książek dla dzieci, odkryłam też coś, co podobało się mojemy Synowi. Opowiadające o tym, co Go interesuje. O przyrodzie, naturze. Dzięki tej książce mógł powiedzieć na lekcji online, że w języku łemkowskim, borsuk to jaźwiec. Wiedzieliście to może? Tak? Super. My dowiedzieliśmy się z tej przepięknie ilustrowanej i ciekawej merytorycznie ale bez naukowych nudnych kawałków, książki.

Jeśli macie dziecko, które oprócz gier komputerowych lubi też naturę, przyrodę i przygląda się otaczającemu go światu, sądzę,że "Beskid bez kitu" to dobra propozycja na wspólną lekturę.

A ostatnie litery książki czyli Cdn, sugerujące, że za jakiś czas poznamy resztę historii Neli i mamy, powoduje, że już się wraz z Synem na nią cieszymy.

Moja ocena to 6 / 6.

Komentarze

  1. Super! Ja uwielbiam Beskidy, a szczególnie Beskid Śląski, który kocham całym sercem bardziej niż moje rodzinne strony (Poznań). Chętnie zajrzę do tej książeczki, jeśli gdzieś ją spotkam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to myślę, że spodoba Ci się ta książka. Na nas zrobiła świetne wrażenie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

"Wybacz". Kamila Cudnik.

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...