"List z powstania". Anna Klejzerowicz.

Wydana w Wydawnictwie Replika. Zakrzewo (2018).

Od dawna miałam ochotę wreszcie przeczytać tę książkę i w okolicy kolejnej rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego wreszcie postanowiłam po nią sięgnąć.

Decyzja była dobra aczkolwiek "List z powstania" to książka, która nie ukrywam, bardzo, bardzo mnie przygnębiła. Nie jestem ostatnio w najlepszym nastroju, potrzebowałam czegoś, co mnie pokrzepi, tu się niestety, niezbyt udało. Natomiast bezsprzecznie jest to bardzo dobra , ciekawie napisana książka. Z wieloma aspektami. Jest to bowiem i klasyczny kryminał ale i oddany jest ciekawie rys psychologiczny postaci. Z najbardziej ciekawym motywem "zaklinowania się" na jednym, ważnym dla kogoś temacie. 

Ale od początku. Akcja książki rozpoczyna się w chwili gdy niemal w końcu Powstania Warszawskiego do willi doktorostwa Bańkowskich przybywa tajemniczy emisariusz. To ktoś, kto zna ich córkę, biorącą udział w Powstaniu, Hankę. Początkowo przerażeni, że niesie im najgorszą z możliwych wiadomości, szybko oddychają z ulgą, jednak nie na długo. Oboje bowiem zostają zamordowani przez dziwnego gościa. 
Morderca być może nie wie, że tym samym pozbawił rodziny jedyną ocalałą z wojennej pożogi, małą Julię.

Po wojnie Julią zajmuje się jedyna jej krewna, stryjenka Zuzanna. Obie przenoszą się na Ziemie Odzyskane i rozpoczynają nowe życie w Gdańsku. Nikt nie wie co stało się z siostrą Julii, która wierzy nieustająco, że jednak Hance udało się w jakiś sposób przeżyć.

Od tej pory zaczyna się historia rodziny, która ogarnięta zostaje potrzebą dowiedzenia się co tak naprawdę stało się z Hanką. 
Julii pomaga jej mąż, dziennikarz Janusz, jednak to prywatne śledztwo od początku naznaczone jest dziwnymi wydarzeniami, tajemniczymi osobami kręcącymi się wokół czy wręcz zastraszaniem. 
Dzieje się też wiele ciekawych momentów, w tym jeden przełomowy, gdy Julię "odkrywa" ktoś z Wielkiej Brytanii. 

"List z powstania" swoją okładką nie zapowiada książki, którą otrzymałam. Z interesującą zagadką kryminalną, wielowymiarową, z jak najbardziej możliwymi do zaistnienia bohaterami. Do tego bardzo dobrze oddana atmosfera wobec tego jak traktowano osoby mające za sobą powstańczą przeszłość tuż po wojnie i potem w ciągu dziesięcioleci aż do czasów współczesnych. 

Jednak, o czym wspominałam na początku tej recenzji, książka mocno mnie przygnębiła. Dobrze oddała czyjąś obsesję, graniczącą wręcz z szaleństwem. I to, że każdy z nas może wpaść w wir takiej obsesji na jakimś punkcie. Jeden można rzec, szlachetniejszej, inny niekoniecznie. Jednak to zakręcenie się w jednym temacie, mimo obaw o zdrowie czy wręcz życie swoje i najbliższych , prowadzić może do niebezpiecznych sytuacji. 

Moja ocena tej książki to 5.5 / 6. 




Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...