"Bardzo długie popołudnie". Inga Vesper.

 Wydana w Wydawnictwie Słowne. Warszawa (2021).


Przełożył Jacek Żuławnik.

Tytuł oryginalny The long, long afternoon. 


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa.


Kalifornia, rok 1959, piękna dzielnica bogatych i , co ważne w tej książce, białych mieszkańców tego stanu. W Sunnylakes wszystko jest na swoim miejscu, zamożne rodziny mieszkają w sporych willach otoczonych wypielęgnowanymi trawnikami. Swój czas spędzają jak większość dobrze sytuowanych obywateli tamtych czasów, panowie w biurach, w których zarabiają na chleb dla rodziny, panie w domu, gdzie krzątają się po pięknych wnętrzach wychowując swoje idealne dzieciaczki. Domy świecą czystością gdyż większość z nich ma pomoc domową, najczęściej są to dziewczęta z uboższych dzielnic, najprawdopodobniej wszystkie one są Afroamerykankami. Oczywiście, w czasach, w których dzieje się akcja tego kryminału, bo tak, kryminał to jest, nikt nie używa tego typu wyrażenia a po prostu obraźliwych. 

Ruby Wright mieszka w dzielnicy zamieszkiwanej przez czarną i latynoską ludność Kalifornii. Ciężko pracuje przy sprzątaniu willi w domach białych w Sunnylakes. Ruby nie jest osobą, która poprzestaje na podstawach. Nie. Dziewczyna ma ambicje a największą to kontynuacja nauki na studiach gdyż dziewczyna chce zostać nauczycielką nauk ścisłych. Ma potencjał, jest mądra i pracowita. Niestety, nie posiada jednego. Pieniędzy. Zaciska jednak zęby i pracuje chociaż wielokrotnie jej praca to czysty wyzysk dziewczyny przez białe bogate mieszkanki dzielnicy Sunnylakes. Jednak nie wszystkie jej pracodawczynie są bezlitosne i niedobre dla niej. Jest bowiem przemiła młoda pani Joyce Haney, która nie tylko płaci uczciwie za pracę dziewczyny ale jest dla niej grzeczna, traktuje ją z szacunkiem i nawet prowadzi z nią rozmowy na tematy inne niż te co i w jakiej kolejności sprzątnąć. Joyce Haney nie jest jednak typową panią domu. Uczestniczy w spotkaniach Komitetu na rzecz Rozwoju Kobiet ale nie do końca wydaje się tam chyba pasować. Zajęta dwójką córek, niby mająca te same obowiązki co reszta zamożnych mieszkanek dzielnicy, wydaje się żyć jakoś "pomiędzy". Nie zauważa tego jednak jej mąż, Frank Haney. 

Pewnego upalnego dnia, spocona i zmęczona dłuższą niż zwykle drogą autobusem do pracy Ruby dociera do domu sąsiadki Haneyów a następnie rusza do nich samych aby zająć się swoimi zwykłymi porządkami w ich domu. Na miejscu zastaje zaskoczoną starszą córkę państwa Haney, Barbarę stojącą na zewnątrz, w środku willi zaś płaczącą drugą córkę pary, a co gorsza, nie zastaje w niej pani domu, Joyce Haney. W kuchni jednak widzi coś, co powoduje, że mimo, że dopiero co było jej gorąco, czuje lodowate zimno. Na podłodze widnieje plama krwi. 

Szybko okazuje się, że Joyce nie ma w domu a przybyła na miejsce Policja wyznacza na śledczego w sprawie zniknięcia z domu Joyce Haney, nowoprzybyłego z Nowego Jorku detektywa, który nazywa się Michael Blanke. 

To Mick zanurzy się w niby to idealny świat jak z obrazka mieszkańców dzielnicy, w którym wiele wydaje się czymś, czym nie jest za to wiele chciałoby być czymś zupełnie innym niż jest. Świat pozorów i ułudy. Koniec lat pięćdziesiątych to lata niełatwe. Dotychczasowy porządek, w którym wzrastało pokolenie Blanke'a zaczyna mocno się chwiać. Do głosu dochodzą do tej pory dyskryminowani ze względu na swoje pochodzenie obywatele Stanów Zjednoczonych. Generalnie nie wszędzie i nie zawsze jest spokojnie bo do tej pory tłamszeni i lekceważeni mieszkańcy kraju zaczynają mieć tego dość. Z drugiej strony nawet ci pełnoprawni i w żaden sposób nie prześladowani przez nikogo zaczynają rozważać swoją sytuację a nie wszyscy chcą zgadzać się z tym, co jest im narzucane. Stąd i popularność spotkań pań domu tego typu jak te wymienione w książce czyli Komitetu na rzecz Rozwoju Kobiet. Które to spotkania również budzą wiele emocji wśród niektórych.

Mick Blanke zacznie więc dochodzenie, co tak naprawdę stało się pewnego upalnego popołudnia w wypielęgnowanym i ślicznym domku. I co tak naprawdę stało się z błękitnooką Joyce Haney, która zniknęła i rozpłynęła się jak we mgle, zostawiając z własnej woli bądź co gorsza, nie, dwie malutkie córeczki i zrozpaczonego męża. Śledczy jednak szybko zorientuje się, że aby mieć pełen wgląd w sytuacją a przynajmniej jakiekolwiek jej rozjaśnienie, musi skorzystać z pomocy Ruby Wright. I chociaż on sam zachowuje się w porządku i nie jest w żaden sposób niestosowny w stosunku do młodej kobiety, musi jednak zdobyć coś, co nie jest proste, a mianowicie zaufanie pomocy domowej. Bo tak naprawdę jeśli ktoś może znać prawdę o tym, co dzieje się wewnątrz tych domostw, to osoba, której pracodawcy nie zauważają niemal nigdy (zapewne jedynie w chwili wręczania jej banknotu na koniec dnia pracy) a która wbrew pozorom ma na karku bardzo mądrą głowę. 

Roby rozpoczyna więc współpracę z detektywem, co wcale nie spotyka się z pochwałą ani jego przełożonych ani jej bliskich. 

Podobała mi się zarówno intryga kryminalna przedstawiona w tej książce jak i problemy, które pojawiły się w treści. Rasizm, nierówności społeczne, niesprawiedliwości wynikające jedynie z faktu takiego a nie innego pochodzenia obywateli, ale również powolne ocknięcie się kobiet, które zaczynają powoli rozumieć, że jak najbardziej mają prawo do tego aby nie być jedynie śliczną ozdobą męża na jego firmowej kolacji ale jak najbardziej powinny spełniać się zawodowo i społecznie. 

Kiedy sięgałam po tę książkę ,nie ukrywam, byłam nieco nastawiona negatywnie przez niezbyt pochlebną recenzję jaką przeczytałam w jednym miejscu. Ale, co zawsze podkreślam, warto jest w takim przypadku sięgnąć po coś samemu i właśnie samemu wyrobić swoje zdanie na temat książki. I jak najbardziej cieszę się, że sięgnęłam po ten właśnie tytuł bo zwyczajnie miałam dobry kawałek rozrywki a przy tym akcja książki rozgrywała się w stanie, w którym działa się poprzednia książka (też kryminał) jaki czytałam więc jest to dość zabawny zbieg okoliczności.  Nie nazwałabym jej politycznym sztandarem ale kawałkiem niezłej prozy kryminalnej poruszającej ważne tematy. 


Moja ocena tej książki to 5 / 6. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...