"Mindhunter". John Douglas, Mark Olshaker.

 Wydana w Wydawnictwie Znak. Kraków (2017). Ebook.

Przełożył Jacek Konieczny.
Tytuł oryginalny Minhunter: Inside The FBI's Elite Serial Crime Unit.

Jak widzą stali czytelnicy mojego blogu, pozostaję przy tematyce true crime. Tym razem, miałam okazję przeczytać niezwykle interesującą książkę, która powstała na podstawie doświadczenia i pracy jednego z najbardziej znanych jak sądzę pracowników FBI, a mianowicie profilera Johna Douglasa. 
Ten jeden z pierwszych profilerów w książce opisuje właściwie całe swoje życie zawodowe a i również, co raczej logiczne, po części i prywatne. 
Bardzo ciekawe było dla mnie poznawanie stopni kariery, po jakich musiał wdrapać się bohater książki aby dostać się tam, gdzie się dostał, czyli na szczyt i w dodatku stać się mentorem, nauczycielem i konsultantem, z którego wiedzy korzystali podczas trudnych śledztw policjanci na terenie całych Stanów Zjednoczonych. 

John Douglas dołączył do Jednostki Nauk Behawioralnych FBI w roku 1977, kiedy w jej skład wchodziło dziewięciu agentów specjalnych. Nie ukrywajmy, w chwili gdy piszę tę recenzję, profilowanie kryminalne jest już jak najbardziej znane i od dawna policjanci nie mogąc rozwiązać jakiejś sprawy, korzystają z usług profilerów nie traktując ich jak magów czy wręcz wrogów. Ale kiedy Douglas zaczynał swoją pracę w jednostce, nie było to takie oczywiste i tak naprawdę to on wraz z paroma kolegami stworzyli zawód profilera i sprawili, że jest on teraz traktowany poważnie a zdanie profilera jest brane pod uwagę podczas śledztwa. 

Jak bardzo potrzebna była praca Douglasa i jego zespołu, świadczy fakt, że w początkach lat osiemdziesiątych zajmował się on stu pięćdziesięcioma sprawami rocznie. A również około sto pięćdziesiąt dni rocznie spędzał w delegacjach, co jak nie ukrywa, miało ogromny wpływ na jego życie rodzinne. Zajmując się bowiem tragediami innych ludzi , często analizując profil sprawcy mordów na dzieciach, sam niewiele z własnymi dziećmi przebywał i mało towarzyszył ich rozwojowi. 

Wraz z kolegami z pracy narrator chciał jak najbardziej poznać to czym może kierować się sprawca zabójstwa, a zwłaszcza w sytuacji, gdy w grę wchodził morderca seryjny. Jeździli więc po więzieniach stanowych i przeprowadzali w nich długie rozmowy z osadzonymi tam, często czekającymi na egzekucję przestępcami. Jedni zaskakiwali go swoją elokwencją, inni odwrotnie. Natomiast rozmowy te, z pewnością trudne i stresujące, miały dać mu chociaż nieco odpowiedzi na pytanie czy przestępcą ktoś się rodzi czy też się nim staje?

Podobało mi się,że w książce Douglas unika niepotrzebnego epatowania okrucieństwem. Ktoś, kto chce poznać szczegóły danej sprawy z pewnością może sięgnąć po jakieś bardziej szczegółowe dane a autorowi absolutnie nie chodziło o to aby epatować zbrodnią a odwrotnie, podkreślić, jak bardzo czuje się usatysfakcjonowany tym, że dzięki jego ciężkiej pracy udawało się wykryć przynajmniej jakąś część zbrodniarzy co może w jakimś minimalnym stopniu ale pomagało bliskim ofiar. Jednym słowem, "Mindhunter" to bardzo ciekawa relacja z ciekawego życia człowieka, który wybrał pracę nielekką i mocno stresującą , za to z pewnością z rodzaju tych, która pomaga innym. 

Co zapamiętam oprócz niektórych spraw, które omówił narrator w książce to parę prawd, które przekazał autor. 
Niestety, ofiarą zbrodni może stać się tak naprawdę, każdy.
Nie wierzy on w tak zwaną resocjalizację i absolutnie nie wierzy w to, że jakakolwiek działalność w zakładzie karnym spowoduje, że po wyjściu na wolność (wyjście warunkowe itd) sprawi, że morderca, zwłaszcza seryjny, stanie się chodzącym dobrem. Nie. Wyjdzie i zabije ponownie. 
Podkreśla też fakt, o którym już parokrotnie słyszałam a mianowicie to, że niestety, seryjni mordercy zaczynają często od jakichś, jak to nazwał "incydentów". Najczęściej są też wcześniej skazani za drobniejsze przestępstwa. 
Jednak, na koniec coś może na temat tego czy autor znalazł odpowiedź na pytanie, które nurtowało go na początku pracy a więc czy przestępcą ktoś się rodzi czy jednak się nim staje i wychodzi na to, że jednak nikt zbrodniarzem się nie rodzi. Jedynie złe środowisko rodzinne i brak kogoś, kto na pewnym etapie stałby się wsparciem dla danej jednostki może zaważyć na tym, że ktoś wejdzie na drogę przestępstwa. 
I na koniec, coś, co wydaje się być oczywiste ale warto usłyszeć to i z ust profilera kryminalnego a mianowicie zdanie, że "(...) potrzebujemy przede wszystkim miłości". Brzmi truistycznie ale sądzę, że jak się tak nad tym stwierdzeniem zastanowić to ono wbrew pozorom nie jest wcale banalne.

Moja ocena tej bardzo ciekawej książki, pozbawionej niepotrzebnego nadęcia czy nieistotnych naukowych wtrętów, to 6 / 6. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...