"12 randek na Gwiazdkę". Jenny Bayliss.

 Wydana w Wydawnictwie Burda, obecnie Słowne. Warszawa (2020). Ebook.

Przełożyła Agnieszka Myśliwy.

Tytuł oryginału The Twelve Dates of Christmas. 

Hmmm...mam trochę mieszane uczucia związane z tą książką. Oby była jasność, nie oczekiwałam fajerwerków, doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że jest to czytadło ale cieszył mnie ten prezent bo książkę tę mi sprezentowano. Niemniej jednak przyznam, że w pewnym momencie życzyłam sobie aby tytułowych randek było nieco mniej :P Nużyło mnie bowiem opisywanie każdego wyjścia. 
Ale do brzegu, jak to mówią. 
Bohaterką opowieści jest trzydziestoczteroletnia Kate, singielka, namówiona przez najlepszą przyjaciółkę Laurę, na zarejestrowanie się w biurze matrymonialnym czy może raczej, randkowym, o nazwie "Rażeni Piorunem". Kate mieszka ponownie w swoim rodzinnym miasteczku, wróciła tam do ojca, którego porzuciła matka Kate uciekając z kochankiem do Hiszpanii. Przyjaźni się z Laurą ale i Mattem. Ta trójka zna się od dziecka i stanowią trójkę przyjaciół z dzieciństwa. Pomagali sobie wzajemnie w przeszłości i nie inaczej jest teraz, nawet jeśli Laura jest mężatką z dwójką dzieci a Matt prowadzi miejscową, rodzinną kafejkę "Pod Gruszą" i spotyka się z Sarą. 

Wracając jednak do momentu, w którym rozpoczyna się akcja książki, to w grudniu każda z zarejestrowanych osób ma odbyć dwanaście randek. I a nuż, tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, ktoś z nich może odnajdzie drugą połowę?
Tak czy inaczej, Kate trochę daje się namówić Laurze, bo ta pracuje w posiadłości, w której część z randek ma się odbywać a po trochu, sama zainteresowana czuje, że chciałaby się ustatkować. Jest po kilku związkach, niemniej jednak żaden z nich nie zakończył się założeniem rodziny.

No i tak rozpoczyna się randkowanie Kate. Spotkania potencjalnych zakochanych organizowane są w naprawdę ciekawy sposób. A to odbywa się konkurs na budowę domku z piernika, a to nauka tworzenia koktajli, a to odbywa się wycieczka plenerowa, a to randkowicze uczą się w szkole gotowania. Pomysły są interesujące i nawet fakt, że na pierwszej randce Kate zostaje wystawiona przez partnera, który się nie stawił na spotkanie, nie przeszkadza jej w kontynuowaniu zabawy w jej mniemaniu. 
Niemniej jednak ja już tej zabawy podczas lektury miałam trochę mniej. Nie ukrywam, że spotkań mogłoby być mniej, bo w pewnym momencie przestało mnie ciekawić, kogo Kate pozna i czy ten okaże się interesującym dla niej partnerem. 

Najbardziej podobało mi się w tej książce, szczerze mówiąc, opisywanie życia małego miasteczka w przededniu Świąt Bożego Narodzenia, całe te radosne przygotowania, szykowanie się na niezwykły czas. Jako, że miasteczko to mała społeczność, w której ludzie w większości się lubią, wiele tych przygotowań odbywa się w większym gronie, co stanowi podstawę rozwoju więzi społecznych i zwyczajnie, dobrej zabawy. 

"12 randek na Gwiazdkę" jest nieco zbyt przewidywalna i o ile w sumie w tego typu książce nie musi to być zarzutem i zarzutu w sumie nie stawiam, tak trochę szkoda, że jednak okazała się ta książka aż tak przewidująca. Tak czy inaczej, po jej lekturze najbardziej zapamiętam to, jak może być fajnie gdy społeczność ma ze sobą wzajemnie więzi i zwyczajnie lubi się a co za tym idzie, w sytuacjach kryzysowych, ludzie są gotowi wzajemnie sobie pomagać. Jak dla mnie to najważniejsza myśl płynąca z tej książki. 

Moja ocena to 4 / 6. 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

"Wybacz". Kamila Cudnik.

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...