"Chłopiec zwany Gwiazdką". Matt Haig.

 Wydana w Wydawnictwie Zysk i S-ka. Poznań (2021). 

Przełożyli Ernest Bryll i Marta Bryll.

Tytuł oryginału A Boy Called Christmas.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa. 

"Chłopiec zwany Gwiazdką" to kolejne wydanie tego tytułu, tym razem z filmową okładką, jako, że zostanie ona zekranizowana ale ja sięgnęłam po nią pierwszy raz. I szczerze się sobie samej dziwię, że zdecydowałam się na to dopiero teraz. Stali czytelnicy mojego blogu lub też zwyczajnie moi znajomi i bliscy wiedzą, że bardzo lubię motyw Świąt Bożego Narodzenia w książkach i filmach i chętnie po nie sięgam. Ostatnio jest ich tyle, że w sumie zdecydowanie ograniczyłam wybór i czytam jedynie te naprawdę lubianych przeze mnie autorek i autorów lub jak w tym przypadku, decyduję się na książki dla dzieci. Albowiem nie ma to jak dobra książka dla dzieci. W "Chłopcu zwanym Gwiazdką" w ogóle nie ma się wrażenia, że autor traktuje czytelników z jakąś taką pobłażliwością dorosłego względem dzieci i czyta się tę książkę z wielką przyjemnością. Tym bardziej, że oprócz wartkiej akcji książki, niesie ona ze sobą mądre przesłania i dobre, ciepłe myśli i rady, które warto wcielać w życie nie tylko gdy się jest dzieckiem. 

"Chłopiec zwany Gwiazdką" to można by powiedzieć, preaquel losów i działalności Świętego Mikołaja. Ale nie tego Świętego z Miry, znanego z hagiografii lecz tego nie zważającego na dietę i zdrową żywność, wiecznie uśmiechniętego, brodatego mężczyznę w czerwonej czapce, który raz w roku z zaprzęgiem reniferów organizuje podniebny rajd po świecie, w czasie którego rozdaje dzieciom prezenty. 

Mikołaja poznajemy jako półsierotę. Mieszka on w chatynce w wioseczce gdzieś w Finlandii wraz ze swoim tatą, drwalem Joelem. Mama Mikołaja zginęła w tragicznych okolicznościach ale mimo ubogości chłopiec czuje się kochany przez tatę. Ten jedenastolatek mimo, że nie ma zbyt wiele dóbr materialnych w swoim życiu, lalkę wyrzeźbioną z rzepy przez jego mamę i sanie z wyrzeźbioną ich nazwą "Gwiazdka" jest chłopcem szczęśliwym i kochanym. A ponadto, urodzonym w Święta Bożego Narodzenia, stąd, nadana mu jeszcze przez mamę czuła nazwa czy raczej czułe przezwisko. 

Niezbyt bogatą ale spokojną i dobrą egzystencję ojca i syna przerywa nagła decyzja taty. Joel decyduje się dołączyć do ekspedycji na Daleką Północ, mającą za celu znalezienie wioski Elfów. Decyzja zostaje przez mężczyznę podjęta ze względu na brak finansów i rozpaczliwą próbę ich podratowania. Ojciec ma dość ich dotychczasowej egzystencji, wiecznej zgryzoty o finanse i braku kupienia synowi prezentów zarówno na Święta jak i na przypadające w tym samym czasie urodziny chłopca. 

Decyduje się więc na wyprawę a w tym, jak się początkowo wydaje, krótkim czasie , synem ma się opiekować ciotka Karlotta, postać rodem ze złej bajki. Nie lubiąca nikogo, oprócz samej siebie, zła i zgorzkniała osoba. W dodatku pazerna na pieniądze. Z kimś takim Mikołaj , wygoniony właściwie z własnego domostwa, nie jest w stanie wytrzymać z kobietą i kiedy wyprawa ojca z towarzyszami przeciąga się nadmiernie, Mikołaj wyrusza w drogę aby odnaleźć tatę. A towarzyszy mu zaprzyjaźniona z nim Mysz Miika. Po drodze zaś wędrowcy napotkają renifera, którego chłopiec nazwie Błyskiem. 

I tak oto ta trójka, pokonując przeszkody wyruszy na ową osławioną Daleką Północ, w którym to zakątku kraju podobno żyją Elfy. 

Akcja książki, jak już wspominałam, nie stoi w miejscu, toczy się wartko i Mikołaj wraz z towarzyszami przeżywają sporo na kartach tej okraszonej ładnymi ilustracjami Chrisa Moulda książki. 
Trafiają w rezultacie do wioski Elfów, a jakże. Tylko, że spotkanie z mieszkańcami owej wioski przebiegnie zupełnie inaczej niż to sobie początkowo Mikołaj wyobrażał. Mając na myśli Elfy sądził, że są to gościnne, ciepłe, dobre istoty i zapewne w ostatnich snach śnił, że zostanie przez nie ...wtrącony do więzienia , gdzie spotka Wróżkę Prawdy i Trolla Sebastiana. 

Co mnie urzekło w tej książce, to jej ciepło, to że zło zostanie pokonane. Że autor przypomni nam o niby oczywistych prawdach ale jednak tak często zapominanych, że powinniśmy być dla siebie wzajemnie dobrzy, serdeczni, powinniśmy o sobie wzajemnie myśleć. Że absolutnie nie powinniśmy nikomu dać odebrać sobie wiary w dobro, w to, że po czasach strasznych i mrocznych na pewno kiedyś nadejdą te dobre, lepsze, dające otuchę. Wreszcie, co warto podkreślić, spodobało mi się w tej książce to, że autor przypomina, że nasi rodzice, cóż, są tylko ludźmi , którzy popełniają błędy, nie są nieomylni ale tak naprawdę jednak w większości przypadków, zależy im przede wszystkim na nas i naszym dobru. 

Ogromnie ujął mnie też pomysł wykreowania tego, co stało się z Mikołajem, który jednak w wiosce Elfów pozostanie i który dopiero po kilkudziesięciu latach od przybycia do niej, wymyśli swój pomysł na życie, że się tak wyrażę. 
Jeśli chcesz się dowiedzieć jak właściwie Mikołaj znalazł się w tym miejscu z Elfami, reniferami i innymi przyjaciółmi i jak to właściwie się dzieje, że co roku pędzi po niebie w swoim zaprzęgu renów wypełnionym podarkami, sięgnij koniecznie po tę książkę. Dodatkowo ucieszy Cię ta lektura jeśli lubisz książki ciepłe, pokrzepiające i nie masz w sobie zgorzkniałej marudy.
Ja ogromnie się cieszę, że mogłam ją przeczytać i teraz już się cieszę na ponowną lekturę wraz z Synem. 

Moja ocena książki "Chłopiec zwany Gwiazdką" to 6 / 6. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

"Wybacz". Kamila Cudnik.

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...