"Dziewczyny z północy". Sheng Keyi.

 Wydana w Wydawnictwie DIALOG. Warszawa (2022).

Przełożyła Kinga Kubicka.
Angielski tytuł tej książki to Northern Girls. 

"Dziewczyny z północy" to książka, która z pewnością zainteresuje osoby, w których kręgu zainteresowań są współczesne Chiny. Nie te z opowieściami z partyjnych spotkań i patriotycznych wystąpień a Chiny zwykłych, szarych ludzi. 
Nie wiem w sumie czemu ta książka, jak napisane jest na okładce, określona jest jako ta, do publikacji której o mały włos by nie doszło. Być może chodzi o to, że w "Dziewczynach z północy" autorka opisuje współczesne Chiny ukazując nieco mnie poprawne politycznie. Ale też według mnie, nie do końca wiem, z czego ta niechęć do potencjalnego wydania mogła wynikać. Być może z tego, że jednak jestem przyzwyczajona do większej swobody wyrażania treści w naszym krau niż ma to miejsce w Państwie Środka. 
Z drugiej strony, może można to zrzucić na różnice kulturowe i to, co mnie nie szokuje w treści książki powinno szokować kogoś z Chin? Szczerze, to nie mam pojęcia. 

Jako, że jak może pamiętacie, tematyka współczesnych Chin ciekawi mnie od dawna. Co prawda swego czasu czytałam chętnie najwięcej książek opowiadających o czasie Rewolucji Kulturalnej , niemniej jednak z wielkim zainteresowaniem sięgnęłam po książkę opowiadającą o współczesnych Chinach.

Sądzę, że po pierwsze, książka "Dziewczyny z północy" zdecydowanie upodmiotawia "masę". Oto bowiem, te tłumy dziewcząt przybywających z północy kraju do większych miejscowości i podejmujące pracę, głównie w rozlicznych fabrykach produkujących sprzedawane potem na nasz rynek zabawki, ubrania, gadżety, zabawki około świąteczne itd zaczynają stawać się dzięki tej lekturze "konkretne".

Noszą swoje imiona, mają takie lub inne charaktery, walczą z przeciwnościami losu. 

Autorka, urodzona w 1973 roku umie opowiedzieć o losie przybywających za pracą dziewczynami jednocześnie ukazując rozwój i bolączki współczesnego kraju. 

Autorka na samym początku przedstawia swoją główną bohaterkę, Qian Xiaohong z Hunanu. Naukę porzuciła po gimnazjum a z rodzinnej wioski wygnała ją niechęć bliskich, problem ze zbyt dużym biustem, wielki temperament a nadto, chęć zmiany życia.

Wraz z poznaną w Shenzen młodszą o rok Li Sijiang szuka pracy a nadto, zaprzyjaźnia się z Sijiang.
Wraz z rozwojem akcji książki poznajemy zarówno kolejne miejsca pracy i zamieszkania dziewczyn, jak i ludzi, których spotykają na swojej drodze. 

Mężczyzn występuje w tej książce wielu, niekoniecznie są to bohaterowie pozytywni. Nie są to osoby, którym można zaufać, kobiety traktują bardzo przedmiotowo. 
Xiaohong to dziewczyna, która mimo braku formalnego wykształcenia jest osobą sprytną, nie dającą sobie w kaszę dmuchać ale i ona bywa, że zostaje zaskoczona przez cudze zachowanie. 
Na szczęście, potrafi wybrnąć z niemal każdej sytuacji a nawet, pomimo braku wykształcenia stopniowo rozwija swoją karierę i nawet otrzymuje coś w rodzaju awansu.
Niemniej jednak wciąż poznajemy ją, jej również przybyłe w poszukiwaniu pracy, koleżanki z mniejszych chińskich miejscowości i mężczyzn, którzy mają na te kobiety wpływ ogromny. 
Najwyraźniej rozwijający się system komunistyczny, nie przeszkodził w fakcie, że mężczyźni traktują w nim kobiety bardzo przedmiotowo a część z nich wręcz jest wciąż przekonana, że kobiety mają ich zabawiać w ten czy inny sposób. 
Na tle takiego spojrzenia, mocno wyemancypowana bohaterka, obdarzona ogromnymi potrzebami , jawi się jak nieco zbyt kolorowy ptak wśród szarych wróbli. Xiaohong jednak nie widzi w tym nic zdrożnego. Chętnie bawi się życiem i z niego korzysta. To korzystanie z życia bywa, że kończy się aborcją ale bohaterki książki korzystające z tego w szpitalach nie zdają się bardzo przeżywać tego faktu. Gorszą sprawą może być przymusowa sterylizacja, która nie zawsze jest pożądana przez osobę jej poddawaną. 

Mam z tą książką mały problem. Nie wiem, być może dlatego, że jest to debiut autorki. Być może, że nastawiłam się na coś bardziej spektakularnego. Najprawdopodobniej. 
Nie twierdzę, że jest to zła książka bo tak w żadnym przypadku nie jest. Ale albo styl pisania Keyi albo jakieś moje nie do końca spełnione oczekiwania, to wszystko sprawiło, że czegoś w niej mi zabrakło. Jedno jest pewne. Gdy następnym razem wezmę do ręki cokolwiek "Made in China" przed oczami staną mi przepełnione robotnicze pokoje z łazienkami na korytarzy hoteli dla pracowników fabryk, w których to chociaż chwilę snu usiłują złapać tytułowe dziewczyny. I wszystkie ich nadzieje, te większe i te mniejsze, ambicje, które realizują, kłopoty, które je pokonują. 


Moja ocena to 4.5 / 6.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

"Wybacz". Kamila Cudnik.

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...