"Pięć osób, które spotykamy w niebie". Mitch Albom.

 Wydana w Wydawnictwie Zysk i S-ka. Poznań (2019).  Ebook.

Przełożyła Joanna Puchalska. 

Tytuł oryginaly The Five People You Meet in Heaven.

Jest to książka, po którą sięgnęłam z polecenia. Tak, tak. Ja bardzo chętnie słucham czyichś polecanek książkowych a tę poleciła mi Autorka blogu nie tylko o książkach https://maniaczytania.home.blog/

"Pięć osób, które spotykamy w niebie" to książka, po której nie wiedziałam, czego dokładnie się spodziewać ale zauroczył mnie jej tytuł.

Ta niewielka ( i chwała jej za to) w sumie objętościowo książka niesie ze sobą wystarczająco dużo wartościowej treści aby nie rozwlekać jej niepotrzebnie na ogromną ilość stron. Jest to ciepła, spokojna opowieść, która podejrzewam, że nie wszystkim czytelnikom spodobałaby się za jej spokojny klimat i raczej refleksyjną aurę. Mnie za to urzekła i swoim klimatem, niosącym spokój i pokrzepienie i całościowym wydźwiękiem mówiącym po pierwsze, że miłość jako ogólne pojęcie, zwycięża wszystko ale również to, że możliwe jest odkupienie naszych win. 

Jak we wstępie do książki napisał sam autor, każdy z nas ma swoją wizję nieba a na pewno ma ją każda z religii i , cytuję, "(...) wszystkie one zasługują na szacunek". 
Sądzę, że "Pięć osób, które spotykamy w niebie" najbardziej trafi jednak do osób, które są wierzące. Nie skupiam się teraz jaką religię wyznają ale chodzi o sam fakt. Albowiem, co prawdziwie stwierdza Mitch Albom, każdy kto jest wierzący ma jakąś swoją wizję nieba i zapewne jednak, nadzieję,że kiedyś dane mu będzie przekonać się na ile ta wizja czy oczekiwania są trafione. 
Ja na przykład od dawna zapowiedziałam, że chcę iść tylko do takiego Nieba, w którym oprócz kochanych dla mnie osób spotkam też wszystkie zwierzaki, które kochałam podczas ziemskiego życia. 

Jak powiedziałam, ta książka to niedługa opowieść o Eddiem. Eddie to starszy już mocno pan, wdowiec, który niemal całe swoje życie spędził pracując w Rubylandzie, wesołym miastezku położonym nad brzegiem oceanu.

Eddie sprawował tam rolę konserwatora urządzeń w parku rozrywki i co za tym idzie, pełnił rolę osoby, na barkach której spoczywała odpowiedzialność za bezpieczeństwo uczestników zabawy w Rubylandzie. 
Książka zaczyna się w momencie przełomowym w życiu bohatera albowiem dosłownie na chwilę przed tym jak umrze. 
Pewnego dnia, na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, dochodzi do wypadku i Eddie , usiłując ratować małą dziewczynkę, umiera i trafia do nieba. 

Tam spotyka tytułowe pięć osób, które pozwolą Eddiemu nie dość, że zrozumieć, że nikt z nas nie jest bezwartościowy , to jeszcze to, że on sam jest bardzo ważny i istotny. Eddie dowie się też, że możemy liczyć na to, że możemy odpokutować za nasze winy. 
Nie mogę stwierdzić, że "Pięć osób, które spotykamy w niebie" jest jakąś innowacją niosącą prawdy objawione. W żadnym wypadku. Jednak Mitch Albom w nienachalny sposób stosując ciekawy zabieg przypomina nam o tym, co powinno być w naszym życiu ważne jeśli nie najważniejsze. 
Rodzina, bliscy, przyjaciele. Odpuszczenie komuś tego, co nam zrobił i nie duszenie w sobie poczucia złości i pretensji. Jak usłyszy w niebie od trzeciej spotkanej osoby, jaką była Ruby, żona założyciela wesołego miasteczka, cytuję, "(...) Duszenie gniewu w sobie zatruwa. Zżera od środka". Niby znamy, niby wiemy o co chodzi, prawda? Ale tak często o tym zapominami i dajemy się ponieść jeśli nie pretensjom to wręcz często złości do kogoś za wyrządzone winy. 

Co mnie ujęło w tej książce? Jej spokój. Tak. Mimo tego, że dzieje się tu coś smutnego , bo i wypadek i śmierć i wszystkie wydarzenia opisane w książce (Eddie spotyka Niebieskiego Człowieka, swojego kapitana z wojska, panią Ruby, nieżyjącą od dawna żonę, Marguerite i małą dziewczynkę a wszyscy oni mają dla niego opowieści o tym jak się przecięły ich losy i jaki miał wpływ Eddie na nie ale i jaki miały wpływ te osoby na życie Eddiego) to ta opowieść tchnie jakimś takim spokojem, ukojeniem, pokrzepieniem. 
Pisałam to niedawno przy zupełnie innej książce a mianowicie opisując książkę "Ona i jej kot", że obecnie, tak mi się przynajmniej wydaje, potrzebujemy książek niosących ze sobą pokrzepienie i optymizm. Przekonanie, że wszystko będzie dobrze, że jakoś się nam sprawy ostatecznie poukładają. 
Ale najpiękniejsza "lekcja" jaka płynie z książki "Pięć osób, które spotykamy w niebie" to ta, że żebyśmy nie wiem jak się umniejszali, żebyśmy nie wiem jak źle o sobie myśleli, to jesteśmy niezwykle ważni i dla innych Osób i dla świata. A przede wszystkim jesteśmy ważni dla Boga. 

Moja ocena to 6 / 6.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...