"Nieznajomy na tratwie". Mitch Albom.

 Wydana w Wydawnictwie Zysk i S-ka. Poznań (2022). 

Przełożył Robert Filipowski. 
Tytuł oryginalny The Stranger in the Lifeboat.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa.

"(...) - Jak tego dokonałeś (...) ? Jak przetrwałeś taką drogę sam? 
- Nigdy nie byłem sam - odparł mężczyzna. 

To powinno być motto tej niezwykłej książki. Sięgnęłam po nią z premedytacją i wielkimi oczekiwaniami. I , szczęśliwie, nie zawiodłam się na niej ! 
Książki Mitcha Alboma znam od niedawna, z polecenia koleżanki (za które to polecenie jestem Jej ogromnie wdzięczna). Niedawno, co pamiętają zapewne stali czytelnicy mojego blogu, przeczytałam jego autorstwa "Pięć osób, które spotykamy w niebie" i kontynuację tejże, "Kolejna osoba, którą spotkamy w niebie" i byłam nimi zachwycona. 

O tej nie do końca wiedziałam, czego się po niej mogę spodziewać. 
Na pewno domyślałam się jednego, i tym razem książka skierowana jest do osób wierzących. Wiem, że nie wszystkim może to pasować, daję znać, bo po co ktoś ma sięgnąć po książkę i tylko się irytować?

Akcja książki znana jest nam z trzech rodzajów relacji. Pierwsza to, zatytułowana "Na morzu" relacja poznawana z pamiętnika jednego z rozbitków , Benji'ego. Pisze on w notesie relację z tego co się dzieje kierując ją do dawnej miłości, niejakiej Annabelle. Druga relacja to "Na lądzie" , tu poznajemy inspektora Jarty'ego LeFleura, który dostaje wiadomość na temat tego, że została znaleziona tratwa ratunkowa z jachtu Galaxy i który odnajduje zapiski Benji'ego i czyta owe notatki bez powiadomienia o tym kogokolwiek.
Trzecia zaś relacja to Wiadomości, z których głównie poznajemy bohaterów książki. 
Sama akcja rozpoczyna się w chwili gdy poznajemy dziesięcioro rozbitków ocalałych z katastrofy jachtu Galaxy. Grupa ta składająca się z dziewięciorga dorosłych i jednej dziewczynki nazywanej przez wszystkich Alice dryfuje od pewnego czasu po Atlantyku. 
Piękny jacht odbywał rejs noszący szumną nazwę "Wielka Idea". Pokład zapełniony był i politykami i liderami technologii, biznesu. Również osoby znane ze świata sztuki i rozrywki. Wszyscy oni mieli podczas rejsu inspirować się do stworzenia idei potrzebnych do zmiany świata, oczywiście, na lepsze.
Niemniej jednak ów rejs w ostatnim jego dniu zostaje nagle przerwany gdyż zdarza się spektakularna katastrofa i jednostka niemal momentalnie tonie. 
Z jej pokładu ocalało dziesięć osób, zarówno zaproszonych na rejs gości jak i członków załogi. A są to narrator i autor notatek do Annabelle, Benji, Jason Lambert, który to jest właścicielem Galaxy, Nevin, , Geri, Yannis, pani Laghari, kucharz pochodzący z Haiti Jean Philippe i jego żona Bernadette, Nina i milcząca od samego początku dziewczynka, którą rozbitkowie nazwali Alice. 

I oto nagle okazuje się, że na falach dryfuje ktoś jeszcze. Rozbitkowie postanawiają oczywiście uratować owego mężczyznę, który to zaraz po dostaniu się na pokład tratwy oznajmia, iż ...jest Bogiem. 
I tak oto, ocalali z katastrofy rozpoczynają nowy rozdział ich dryfowania po Atlantyku. Mało kto bowiem ma okazję płynąć z samym Bogiem, prawda?
Oczywiście, że nikt nie wierzy mężczyźnie, przynajmniej - początkowo. 
Z czasem jednak zaczynają dziać się przedziwne rzeczy, które śmiało można określić cudami. 
Mężczyzna na chwilę przynajmniej uzdrawia ciężko ranną (można rzec, umierającą Bernadette), powoduje ,że wzburzone morze uspokaja się. Z drugiej jednak strony, nie spełnia tak oczekiwanego przez resztę towarzyszy tej dziwnej podróży, spektakularnego cudu i nie zostają oni nagle uratowani. Rzekomo chodzi o to aby wszyscy uwierzyli w to, że mówi on prawdę ale tak naprawdę każdy z nich zapewne ma na ten temat własną teorię. 

I tak powoli, powoli poznajemy prawdę o tym jak doszło do tego, że takie towarzystwo znalazło się na tratwie, kim są poszczególni rozbitkowie. 

Gdybym miała powiedzieć, o czym tak naprawdę jest ta książka, stwierdziłabym, że o wierze. Wierze w Boga, która nie jest nam dana raz na zawsze. O wierze, która potrafi się załamać pod wpływem trudnych i ciężkich doświadczeń niektórych osób. O wierze, która innym osobom w trudnościach pomaga i stanowi dla nich swoistego rodzaju drogowskaz. 
O tym, że , cytuję "(...) Uczucie utraty to część powodu, dla którego jesteś na ziemi. Dzięki niemu doceniasz przelotny dar ludzkiej egzystencji i uczysz się miłować świat, jaki dla ciebie stworzyłem". 
O tym, że Bóg zawsze jest przy nas, nawet jeśli wpadnięci w otchłań rozpaczy nie widzimy tego w ten sposób i że zawsze nam Pomaga.
Wreszcie o tym, że , znowu cytat, "(...) Czasami trzeba porzucić to, kim się było, żeby być tym, kim się jest".
O tym, że nasza wiara potrafi być płynna, łatwo jest nam ją utracić ale jeśli jednak damy jej szansę, potrafi ona stać się na tyle silną by zdarzyły się w naszym życiu cuda.

Mój egzemplarz wygląda jak podręcznik do matury, kolorowy od karteczek indeksujących z zaznaczonymi ważnymi dla mnie i pięknymi cytatami, które mnie poruszyły. 
Nie oddam go nikomu :)  
Jak wspomniałam na początku wpisu, wiem, że "Nieznajomy na tratwie" to książka nie dla każdego. Ale dla tych, którzy zdecydują się po nią sięgnąć, jestem pewna, że okaże się cudownym literackim ale nie tylko, bo również duchowym, przeżyciem. 
To piękna i pokrzepiająca książka. 

Bardzo, bardzo ją polecam a moja ocena to 6 / 6. 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...