"Niekochane". Hanna Dikta.

 Wydana w Wydawnictwie Zysk i S-ka. Poznań (2022).

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa.

Stali czytelnicy mojego blogu pamiętają na pewno moje zapowiedzi, postanowienia książkowe w początku roku. Otóż, obiecałam sobie, że nie będę szła na ilość a na jakość. Uważam, że planu trzymam się świetnie i wypełniam go dosłownie w stu procentach.

Dlatego też gdy tylko na stronie Autorki ujrzałam zapowiedź Jej najnowszej książki, wiedziałam, że muszę ją przeczytać.
Nie ukrywam, kierowałam się nazwiskiem, niekoniecznie na przykład okładką, która, niestety ale osobiście może sugerować coś nieco innego, niż to, co otrzymałam podczas lektury tej książki. 
Ale, jak może pamiętają stali czytelnicy mojego blogu, bardzo cenię i zwyczajnie, lubię, zarówno poezję jak i prozę Hanny Dikty. Albowiem, nie zapominajmy, że Autorka jest również (a może przede wszystkim?) poetką.

Cieszę się ogromnie, że Hanna Dikta pisze prozę bo robi to po prostu bardzo dobrze.
I muszę powiedzieć, że chociaż można by zarzucić autorce to, że czasem wydaje się, że porusza podobne motywy główne (samotnie wychowująca córkę matka), to ja osobiście uważam, że zdecydowanie każda książka autorki dotyczy czego innego.

W książce "Niekochane" na przykład Hanna Dikta skupia się na teorii, która pojawiła się wbrew pozorom nie tak niedawno, a mianowicie na tematcie dziedziczenia traum, lęków naszych przodków. Co przypomniało mi, że na moim czytniku wciąż czeka na swoją kolej książka dotycząca właśnie tego tematu.

Monika Winnicka, to jedna z głównych bohaterek "Niekochanych" a jednocześnie narratorka i  wychowująca sama (jest po rozwodzie z Mariuszem, tatą córki) siedemnastoletnią córkę Polę. 
Monika ma też lub raczej miała bo książka rozpoczyna się od informacji o śmierci, matkę, Ninę. Nina była alkoholiczką i córka oskarża matkę o to, że ta zmarnowała jej życie. 
Praktycznie nie utrzymywały ze sobą kontaktów aż zdarzyło się tak, że jej matka zmarła. Czy raczej, jak mówi zdanie rozpoczynające książkę, "Matka umarła tak, jak żyła, zupełnie sama". Nie wiem jak na Was ale na mnie to zdanie działa ogromnie. Kiedy je przeczytałam pierwszy raz aż przeszły mnie ciarki. 

I tak oto rozpoczyna się ta opowieść. Opowieść o Monice, która całe życie czuła się niekochana przez matkę Ninę. Jest to też opowieść o jej córce Poli, z którą to od paru lat niestety, pogorszyły się relacje Moniki. Wreszcie jest to też opowieść o Ninie, przyczynie smutku i zgryzoty Moniki, która obwinia matkę alkoholiczkę o każde niepowodzenie w swoim życiu i wreszcie, o babce Antoninie. Babce nieznanej Monice, o której to kobieta zawsze myślała, że zmarła w młodości matki a która jak się okazało, żyła jeszcze do niedawna. 
Jest to też opowieść o nietypowym spadku, który pozwoli Monice na poznanie nieznanej kompletnie historii jej rodziny i jej matki. I zrozumienie, że pewne sytuacje z jej życia, wybory jakich dokonywała, mogły dziać się za sprawą owych właśnie dziedziczonych traum.

Monika po śmierci matki dowiaduje się o tym, że odziedziczyła dom na wsi po matce. Doznaje podwójnego szoku odkrywając, że nie dość, że matka zostawiła jej spadek, czego się nie spodziewała, to jeszcze dodatkowo, że babka Antonina zmarła dopiero dziesięć lat temu, podczas gdy matka twierdziła, że gdy była nastolatką została osierocona. 
Kobieta łączy gorzką refleksję nad tym, w jakich jeszcze kwestiach okłamała ją matka, z faktem, że z niewiadomych dla siebie powodów, odczuwa lęk przed pojechaniem na wieś i zobaczeniem, co tak naprawdę dziedziczy.

Szczęśliwie, nie jest to ta opowieść, w której główna bohaterka otrzymuje po babci, cioci, krewnej domek na wsi i rozpoczyna w nim nowe, cudowne życie. Nie, tego typu opowieści dzieją się na kartach innych książek.

W tej , inaczej, dom czy raczej wyprawa do niego, na którą wreszcie zdecyduje się Monika, dopingowana przez pana Stanisława, przyjaciela z młodości matki a zwanego przez nią w myślach Scroogem, okaże się jednym z większych a na pewno ważniejszych momentów w życiu kobiety. Można wręcz powiedzieć, że przełomem.
Podczas wizyt w domu babki Antoniny odnajduje pamiętniki pisane ręką starszej kobiety, z których wyłoni się niezwykła ale i przede wszystkim dramatyczna historia życia zarówno babki jak i jej matki. I to po lekturze tychże pamiętników Monice uda się nieco inaczej spojrzeć na życie zarówno matki ale i swoje. Coś jest w teorii, którą zajmuje się ostatnio przyjaciółka kobiety, Sylwia, która twierdzi, że istnieje coś takiego jak trauma pokoleniowa. 

Kobiety w książce, Antonina, Nina, Monika i Pola, to kobiety, które łączy więcej niż mogłyby przypuszczać. To, co rzuca się w oczy to fakt, że są raczej samotne a jeśli jak Monika, mają przyjaciół, to raczej jak ona jedną, sprawdzoną osobę a nie szerokie grono towarzyskie. 

Przyznaję, pierwsza część książki działała na mnie niezwykle przygnębiająco. Zarówno opis dzieciństwa i młodości Moniki u boku nieradzącej sobie z nałogiem Niny jak również opis relacji Moniki z jej nastoletnią córką Polą, to wszystko składało się na poczucie ogromnego smutku i przygnębienia podczas lektury. Aczkolwiek jak to zawsze jest u Hanny Dikty, wszystko to opisane w taki prawdziwy, realistyczny sposób. Żadnego bezsensownego lukrowania treści, a jednocześnie po prostu realizm i przebijająca z kart książki, wiarygodność postaci, ich relacji, emocji, zdarzeń. 

Dalsza jej część złagodziła początek i pojawiły się pierwsze przebłyski nadziei na to, że w życiu po złych czasach mogą przyjść lepsze i łagodniejsze dla nas.
Samoanaliza, jakiej dokonuje narratorka a jednocześnie szansa dla siebie aby próbować zrozumieć matkę i powody jej nałogu, to wszystko sprowadza się do konkluzji, którą wyciągnęłam z treści "Niekochanych". Że aby spokojnie ruszyć w przyszłość, musimy niejednokrotnie zmierzyć się z przeszłością. 
Monika, decydując się odwiedzić odziedziczony w Gieble dom (miejscowości, którą na własny użytek niejednokrotnie nazywała Piekłem), daje sobie szansę na poznanie nieznanej i dramatycznej historii własnej rodziny, przodkiń ale i na zrozumienie co z tego dziedziczy właśnie ona sama. I jak może się z tą świadomością zmierzyć, jakie plusy z tego dla siebie i swoich bliskich, wyciągnąć.

Polecam Wam z serca zarówno poezję jak i prozę Hanny Dikty a książkę "Niekochane" polecam Wam obecnie bardzo bo mam wrażenie, że potrzebujemy takiej prozy mądrej, nienachalnie łopatologicznej. Takiej, przy której spokojnie możemy się zamyślić, wyciągnąć i dla siebie jakieś refleksje, wzruszyć lub pozłościć. 

Moja ocena to 6 / 6.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

"Wybacz". Kamila Cudnik.

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...