"Cieszę się, że moja mama umarła". Jennette McCurdy.

 Wydana w Wydawnictwie Prószyński i S-ka. Warszawa (2022).Ebook.

Przełożyła Magdalena Moltzan-Małkowska.

Tytuł oryginalny "I'M GLAD MY MOM DIED".

Niech Was nie zwiedzie okładka książki projektu Faye Orlove, utrzymana w słodkim różu. To jedynie, jak w moim, nie ukrywam, przypadku, wabik. Jak denerwują mnie okładki z "śliczną panią na okładce" jak ja to nazywam, tak w tym przypadku nie ma innej opcji a ta okładka, z autorką książki trzymającą urnę, jest właściwie najlepszą jaka mogła zostać zaprojektowana dla książki tego kalibru.

To jest ciężka książka. Tak. Dla każdego a sądzę, że dla każdego rodzica może być ona ciężka podwójnie. Czemu, spytacie? 
Ano temu, że niestety, bezlitośnie, chociaż trzeba to przyznać, w bardzo lekkim, gawędziarskim wręcz styku, Jennette McCurdy obnaża proces jakiemu zostawała poddawana przez własną matkę od szóstego roku życia. 
Powiecie, czy ktoś z nas wysyła tak małe dziecko na casting filmowy tylko dlatego, że jego rodzice nie dali mu zostać dziecięcym aktorem i nie zrealizował tym samym swoich marzeń a teraz przerzuca swoje marzenia na dziecko? Czy ktoś z nas wpędza własne dziecko w zaburzenia odżywiania tylko dlatego, że boi się, że dziecko urośnie, dorośnie i przestanie być słodką dziewczynką grającą dla dzieci w swoim wieku? Czy ktoś z nas stosuje szantaż emocjonalny, przemoc psychiczną i niestety, molestuje własne dziecko? 
No więc o co właściwie cały ten ambaras? O co ten krzyk i awantura? Czyżby zblazowanej dziuni, która ma niezłą kasę właśnie dlatego, że jej matka w odpowiednim czasie wyczaiła właściwy moment na zainstalowanie sześciolatki w showbizness,  palma odbiła bo była sławna, rozpoznawalna i swego czasu nie dość, że utrzymywała praktycznie całą (liczną) rodzinę to jeszcze teraz ma kasę na długoletnią terapię po tym co działo się w jej życiu i do czego doprowadziła ją matka?

Przyznaję, że nie znałam do czasu zobaczenia pierwszy raz zapowiedzi tej książki, jej autorki. 
Ale, jak odkryłam w komentarzach na temat książki, sporo osób oglądało serial z jej udziałem. 
Jennette McCurdy to bowiem gwiazda filmów dla dzieci i młodzieży. 
Gwiazda, która stała się gwiazdą nie z powodu własnych aspiracji a tylko dlatego, że jej matka kiedyś marzyła o zostaniu aktorką a jej rodzice nie pozwolili jej na to. Dlaczego więc nie skorzystać z tego, że ma się czwórkę dzieci, w tym jedną córkę, którą można tak pokierować aby stała się dziecięcą aktorką i przynajmniej tak zrealizować swoje marzenie?
Z tym, że, co logiczne, to co jest marzeniem dla jednego, dla kogoś innego może być koszmarem. 
No i może nie chcieć realizować marzenia naciskającej mamusi. Może? Okazuje się, że nie może bowiem matka autorki od zawsze ma mocno nieetyczną kartę przetargową w jakichkolwiek dyskusjach na temat tego co kto w tej rodzinie może chcieć realizować. Otóż, gdy Jennette miała dwa latka jej matka zachorowała na raka, mocno walczyła o życie i oto udało się jej. Teraz jednak jej choroba stała się czymś, co jak określiłam, stało się jej nieetyczną kartą przetargową. Czy chodzi o parkowanie w miejscu niedozwolonym, czy o to aby uczestniczyć podczas prób aktorskich chociaż matki pozostałych dzieci w tym czasie mają opuścić salę. Czy to córka, która usiłuje zasugerować matce fakt, że nie chce być aktorką, nie chce grać, nie chce nie mieć dzieciństwa tak jak jej rówieśnicy. Wtedy wkracza mamusia z jej szantażem emocjonalnym. Skoro jej udało się wyjść z choroby jak można być tak niewdziecznym i nie zgadzać się na jej rozkazy? 
Oczywiście wszystko to prowadzone jest bardzo rozmyślnie, w białych rękawiczkach. Matka tak przywiązuje do siebie córkę, że tej wydaje się, że jej mama naprawdę jest najważniejszą dla niej osobą (mimo, że mieszka w domu wraz z ojcem, trójką braci i dziadkami). Mamusia chce przecież dla córeczki wszystkiego najlepszego i nawet fakt, że mieszkają w zagraconym domu (matka cierpi na zbieractwo), gdzie nikt nie ma dla siebie ani odrobinę intymności, że mamusia regularnie wywala tatusia z domu urządzając karczemne awantury (te sceny agresji przydadzą się zresztą małej Jennette podczas jednego z przesłuchań aktorskich, na którym rozkazują jej zagrać furię) i żadna z ceremonii w kościele Mormonów, do którego od czasu choroby uczęszczają członkowie rodziny, nie zmieni faktu. Matka Jennette urządziła córce piekło i właściwie zniszczyła jej dzieciństwo i w części życie dorosłe. 

Życie Jennette miało szansę zmienić się dopiero w momencie nawrotu choroby matki i z chwilą gdy jej matka zmarła. Brzmi brutalnie ale prawdziwie.  Chociaż nawet po śmierci matki dowiaduje się na jak kruchych fundamentach zbudowane jest jej przekonanie o tym, co tak naprawdę w jej życiu jest prawdą. Mimo, że zaraz po śmierci matki kobieta wydawała się rzucić na zbyt głęboką wodę, z czasem udało jej się odbić od dna i wypłynąć na powierzchnię. 
Jennette McCurdy to inteligentna, młoda kobieta, która najprawdopodobniej pierwszą swoją książkę potraktowała terapeutycznie. Co nie oznacza, że nie pokaże nam swojego talentu w kolejnych swoich publikacjach, na co, nie ukrywam, ogromnie liczę. 

"Cieszę się, że moja mama umarła" to książka ciężka, taka, którą czyta się z szeroko otwartymi oczami, poczuciem złości i irytacją. A jednocześnie, zastanawiając się gdzie przebiega ta cienka granica, którą może przekroczyć każdy rodzic, kiedy i co jest dla dziecka naprawdę dobre a co wydaje się być realizacją jedynie marzeń czy oczekiwań rodzica. 

Moja ocena tej książki to 6 / 6. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

"Wybacz". Kamila Cudnik.

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...