"Na krawędzi otchłani". Bernard Minier.

 Wydana w Domu Wydawniczym REBIS. Poznań (2019). Ebook.

Przełożyła Monika Szewc-Osiecka.

Tytuł oryginalny M, le bord de l' abime. 

Pamiętam jak reklamowali to jako thriller technologiczny a ponieważ byłam wówczas zachwycona innymi kryminałami autora, skusiłam się kiedy tylko książka pojawiła się na naszym rynku i...zapomniałam? były inne książki, po które sięgnęłam?

I oto po czterech latach przeczytałam ten trhiller z wątkiem kryminalnym chociaż nie ukrywam, wątek kryminalny nie podobał mi się i odnosiłam wrażenie, że autor "dokleił" go jedynie po to aby jakiś kryminał w tym był, podczas gdy chciał napisać interesujące spostrzeżenia na temat rozwoju technologii i stopnia nie tylko jej zaawansowania ale i wpływu tejże na nasze życie. 

Moira jest młodą Francuzką, która rozpoczyna pracę w Hongkongu. 
Ma wielkie szczęście bo udało się jej dostać pracę w jednej z najnowocześniejszych firm tego regionu, u tworzącego imperium technologiczne Jianfenga Minga. 
Moira w tej firmie trafia do działu rozwoju sztucznej inteligencji, z której zesztą sama poniekąd zmuszona jest tam korzystać chociażby nosząc na ręku specjalnie przystosowaną opaskę, która mierzy jej dane i podaje dane dotyczące jej stanu zdrowia ale również miejsca, w którym jest kobieta. 
Technologia przenika się z życiem pracowników tej firmy w sposób jak się okaże, aż nadmierny.

Podczas gdy Moira usiłuje szybko wdrożyć się w nowe obowiązki, równolegle młody policjant z Hongkongu wraz ze swoim doświadczonym współpracownikiem, usiłują rozwikłać sprawę bardzo brutalnych morderstw dokonywanych na młodych kobietach. Łączy je to, że albo pracowały w chwili popełnienia zbrodni w korporacji Minga albo kiedyś były jej pracowniczkami. Tak czy inaczej, firma Minga, z którym chińskie władze mają również na pieńku, przewija się w tych śledztwach z regularnością. 

Moira rozpoczyna więc pracę w technologicznym imperium i zajmuje się pracą nad rozwojem chatbota o imieniu, nieprzypadkowym zresztą, Deus. Rola zespołu zajmującego się Deusem ma polegać na modelowaniu w nim ludzkich zachowań mających pomóc zarówno chatbotowi jak i jego przyszłym użytkownikom w podejmowaniu właściwych życiowych decyzji. 
Każda ingerencja w jego specyfikę może jednak wpłynąć na jego pracę a co za tym idzie, kiedyś doprowadzić do nieodwracalnego błędu. Czy wręcz do katastrofy.

Do niedawna brzmiało to może dziwnie, wszak książka ukazała się cztery lata temu ale czytałam ją teraz, parę tygodni zaledwie po krążącej po internecie wiadomości o mężczyźnie, który tak zawierzył sztucznej inteligenci, że pod jej wpływem popełnił samobójstwo. Do niedawna nie sądziłam, że coś takiego może w ogóle być możliwe a jednak...

Jednym słowem, twórcy Deusa biorą na siebie ogromną odpowiedzialność, bo jak doskonale wiemy, nie każdy użytkownik sieci bądź korzystający ze sztucznej inteligencji, której wpływ na nasze życie jest w ostatnich miesiącach lawinowo narastające, ma uczciwe zamiary. I oto ktoś, kto ma je nieczyste, może tak wpłynąć na sztuczną inteligencję, że ta, zamiast być pomocą człowieka, stanie się dla niego zagrożeniem.

Jak wcześniej wspomniałam, policja usiłuje dociec, kto morduje młode kobiety w Hongkongu a jednocześnie Moira ma swoje własne śledztwo. Oto bowiem orientuje się, że ktoś ingeruje w Deusa. Chatbot zaczyna wymykać się spod kontroli. A to może owocować bardzo nieprzewidywalnymi następstwami. 

I tak jak napisałam wcześniej. Miałam wrażenie, że cały wątek kryminalny został niejako dodany na doczepkę a najciekawszy jest opis pomysłu na Deusa, na to jakie ma się podczas lektury refleksje na tenże temat. Zwłaszcza, że nie wiem jak  u was ale moja przestrzeń internetowa w mediach społecznościwych jest przepełniona doniesieniami z frontu spotkań z chatbotem, z najrozmaitszymi efektami.
Nie ukrywam, że paradoksalnie moje opóźnienie lektury tej książki wpłynęło pozytywnie na jej odbiór, bowiem wyraźnie miałam świadomość, że to nie są czcze ostrzeżenia Miniera a realnie mogąca nastąpić sytuacja. Bądź ich splot.
Przyczepię się jednak do czegoś a mianowicie do brutalności opisów morderstw. Nie były one potrzebne w takim nadmiarze, naprawdę nie trzeba było czytelnikowi aż takiej szczegółowości. To więc jak dla mnie zdecydowany minus. Nie ukrywam, omijałam te opisy nic na tym nie tracąc.

Ale gdyby nie to, nie mam zastrzeżeń a "Na krawędzi otchłani" pozostawia mnie ze zdecydownie sporą ilością refleksji i przemyśleń dotyczących rozwoju technologii i wpływu tego rozwoju na nasze życie. Czy tego chcemy czy też, co bardziej możliwe, czy nie chcemy.

Moja ocena to 5.5 / 6.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...