"Pierwiastki śladowe". Donna Leon.

 Wydana w Oficynie Literackiej Noir Sur Blanc. Warszawa (2023). Ebook.

Przełożył Marek Fedyszak.
Tytuł oryginalny Trace Elements.

Najnowszy kryminał Donny Leon dziejący się tradycyjnie w Wenecji i jej najbliższych okolicach nabyłam zaraz jak tylko miał on na naszym rynku premierę.

Muszę przyznać, że jest on dość przygnębiający i zwyczajnie - smutny. Wiem, że teoretycznie raczej każdy kryminał jest smutny, z racji tego, że najczęście jednak ktoś w nim ginie i stąd pomysł na śledztwo i rozwikłanie zagadki ale tu chodzi mi i o tematykę i o ogólny klimat jaki ma miejsce.
I nie poprawi sytuacji fakt, że rzecz dzieje się podczas jakichś absolutnie ekstremalnych upałów jakie nawiedziły miasto i doskwierają mieszkańcom i turystom. 
Aura i ogólny klimat powodują wręcz odczuwalny chłód i dreszcze.

Tym razem komisarz Brunetti wraz ze swoją koleżanką z wydziału, Griffoni, odwiedzają w hospicjum umierającą młodą kobietę, mamę dwójki córek, nieletnich. Dramatyzmu dopełnia fakt, że jakiś czas temu, relatywnie niedawno, mąż umierającej a tata dziewczynek, miał wypadek samochodowy na skutek którego zmarł. 
W hospicjum, do którego trafiają na usilną prośbę chorej, stawiają się szybko i z wielkim trudem udaje się im przeprowadzić zaledwie dwie rozmowy z chorą kobietą. 
Jednak wiadomości przekazane im przez nią staną się przyczynkiem do przeprowadzenia jednego z najbardziej trudnych dla Brunettiego pod kątem etycznym i moralnym, śledztw. 
Dwudziesty dziewiąty tom opowieści o śledczym Guido Brunettim to opowieść o tym do czego zdolni są ludzie kochający pieniądze ale również do czego są zdolni ci, którzy pieniędzy może i nie kochają, za to kochają ludzi i są w stanie zrobić dla nich niemal wszytko a może nawet właściwie i wszystko?

Nie ukrywam, że nie jest to według mnie najlepsza z książek Donny Leon z tego cyklu. Za mało było w niej tego, co w tych książkach lubię najbardziej a mianowicie opisu domu komisarza, wieczornych dysput rodzinych przy stole zastawionym suto przez wspaniale gotującą Paolę. Wiem wiem, zżymam się na nią często czy raczej na postać wykreowaną przez autorkę ale brakowało mi nawet jej w tej części a to już o czymś świadczy. Poza tym, ja rozumiem, upał upałami, ubrania klejące się do ciała i z zamierzenia brak klimatyzacji w domostwie Brunettich ale dlaczego tym razem zabrakło opisu wspaniałych kolacji dziejących się tamże a konkretnie opisu rozlicznych dań, które serwuje Paola rodzinie? Jak do tej pory gdy czytałam tę serię, zawsze nabierałam apetytu na coś z kuchni włoskiej a tym razem autorka mi tego oszczędziła. No i nie ukrywam, ciężko czytało się opis umierającej niespełna czterdziestolatki, o której wiedziało się, że osieroci już wkrótce dwie małe wciąż i potrzebujące rodziców, dziewczynki.

Donna Leon za to postarała się aby na sam koniec zaskoczył nas niemal ideał stąpający po weneckim bruku czyli ni mniej ni więcej a sam Brunetti. Tak, nawet on bywa postawiony w sytuacji bez wyjścia lub może, zmuszony do wybrania tak zwanego mniejszego zła.

Myślę, że mimo moich paru zastrzeżeń, miłośnicy weneckiego cyklu nie będą rozczarowani i z chęcią sięgną po ten kryminał.
A ja tymczasem daję mu ocenę 5.5 / 6.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...