"Kraina Chichów". Jonathan Carroll.

Wydana w Wydawnictwie Prószyński i S-ka. Warszawa (1998). 

Przełożyła Jolanta Kozak.
Tytuł oryginalny "The Land of Laughs". 

Nie pamiętam kiedy pierwszy raz czytałam tę książkę, ale według mnie spokojnie mogło minąć około trzydziestu lat. Pamiętam, w liceum była swoista "moda" na niektórych autorów, na pewno na Carrolla wtedy była. No, z pewnością Carroll był wówczas oryginalny i inny od tego, co czytało się wcześniej.

Teraz byłam ciekawa powrotu do książki, która mi się wtedy co pamiętam, bardzo podobała. Jaki okazał się powrót? Ciekawy bo jednak okazuje się, że jestem sprzężona z wspomnieniami około lekturowymi czyli podczas czytania naprawdę dużo wspomnień mi się wróciło, ludzi wspominałam i ogólnie taki trochę wspomnieniowy kącik mi się zrobił. Ale to chyba dobrze. 

Sama lektura? W porządku ale (pewnie jest to uwarunkowane tym, że sporo od tego czasu przeczytałam) nie odkryłam w niej na nowo czegoś, co rzuciło mnie na kolana. 

Plus za psiaki, które są jednymi z bohaterów książek Carrolla a bulteriery to już szczególnie (czy dobrze pamiętam z tamtego czasu pierwszych lektur, że sam autor lubi tę rasę ?).

W "Krainie Chichów" wykładowca szkolny bierze urlop i wraz z poznaną niedawno kobietą wybywa do miasteczka, w którym życie spędził ulubiony jego autor. Tomasza i Saxony łączy z pewnością jedno, miłość do książek autora Marshalla France'a i chęć napisania jego biografii. Trafiają do miasteczka Galen, gdzie ów autor spędził gros życia. 
No i tu zaczyna się właściwa przygoda. 

Cóż, poznanie szczegółów z życia kogoś, kogo twórczość się do tej pory bezkrytycznie uwielbiało może prowadzić albo do zwiększenia natężenia owego uwielbienia albo wręcz przeciwnie...

Ogólnie podsumuję to tak, podobało mi się, cieszę się, że wróciłam do czegoś z przeszłości, zwłaszcza, że nic z treści nie pamiętałam. Powrót co prawda nie rzucił mnie na kolana ale spowodował, że poszukałam innych książek Carrolla w ebooku i zakupiłam (niestety, widać, że moda na niego minęła i niewiele jest w tym formacie). 

Tak czy inaczej, mam chęć na powrót do jego książek, widać , że wzięta z osiedlowej książkodzielni, sprawiła chęć powrotu do tego typu książek ( a może, co bardziej prawdopodobne, do wspomnień jakie z nimi przybyły?).

Moja ocena to 5 / 6.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

"Wybacz". Kamila Cudnik.

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...