"Odmęty śmierci". Wojciech Wójcik.

 Wydana w Wydawnictwie Zysk i S-ka. Poznań (2023). Ebook.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa. 

Wciągnęłam się w kryminały autorstwa Wojciecha Wójcika. 
Jak już pisałam parę dni temu w odniesieniu do "Dziedziectwa von Schindlerów", kryminały tego autora to nie są książki na czytanie po kawałku lub na odłożenie i "bezkarne" wrócenie po jakimś czasie. Wymagają ogromnego skupienia i uwagi. Ja, o czym również pisałam, wspomagam się solidnymi notatkami. Autor bowiem lubi umieścić w swoich książkach bardzo wiele postaci, wątków i jak się okazuje, każda z postaci jest istotna. Żaden z bohaterów nie pojawia się na kartkach książki przypadkiem. Wiem, że to może niektóre osoby irytować, dlatego tak to podkreślam. 
Mnie się to podoba, ja się w ten specyficzny dla autora styl zdążyłam wciągnąć i wiem, co mi w nich pasuje. A pasuje mi to, że po pierwsze, bohaterowie nie są chodzącymi ideałami, że mają swoje zarówno zalety jak i wady. Że motywy zbrodni to emocje i namiętności, że grono podejrzanych wbrew wszystkiemu nie jest bardzo liczne a co podoba mi się przede wszystkim, to to, że o tym, kto jest sprawcą, dowiaduję się dosłownie na ostatnich stronach książek. Mnie się to podoba, ja to "kupuję". 
Owszem, aby dojść do tego, kto jest zbrodniarzem, potrzeba przejść przez mnóstwo wydarzeń, spraw z przeszłości i poznać całą masę bohaterów ale to tworzy taki interesujący klimat, w którym czytelnik na końcu dostaje nagrodę w postaci udanego czasu spędzonego nad książką. 
A w tej dodatkowo ostatnie zdanie czy może raczej nazwisko, które pada na końcu, powoduje, że aż przeszły mnie ciarki. Ale, tu mały plusik, coś tak w pewnym momencie wydawało mi się, że to może być tak właśnie a nie inaczej chociaż potem autor znów tak zakręcił akcją książki, że wydało mi się to niemożliwe. 

Wojciech Wójcik akcję książek rozgrywa na przestrzeni kilku zaledwie dni ale jak już pisałam, sięga w przeszłość i to chwilami naprawdę odległą. Nie inaczej jest w "Odmętach śmierci".

Akcja ksiązki rozpoczyna się w lipcu 2021 roku.  Tu, podobnie jak w poprzedniej czytanej przeze mnie książce, pandemia odgrywa ważną rolę w akcji. Nie przepadam za powrotem do tamtych początkowych czasów ale tu jest to w pełni uzasadnione dla wydarzeń.
Krystyna Kalinowska, starsza pani mieszkająca w okolicach Filtrów Warszawskich, wraca pewnego upalnego popołudnia do swojego mieszkania w kamienicy, w której przyszło jej żyć całe życie niemal. A na pewno życie małżenskie i życie jako wdowy. Jej mąż, Julian Kalinowski, pełniący w pewnym momencie  funkcję dyrektora Filtrów Warszawskich ( i uhonorowany tablicą upamiętniającą ten fakt na kamienicy, w której mieszkał) został bowiem zamordowany we wrześniu 1987 roku. 
Pani Kalinowska nie zostaje nam, czytelnikom, przedstawiona w jakiś wnikliwszy sposób bowiem niemal chwilę po powrocie z, jak się okazuje, szpitala psychiatrycznego, w którym odwiedzała jednego z chorych, również pada ofiarą zbrodni a jej ciało w mieszkaniu odkrywa jej wnuczka, Laura. 
Do Warszawy ściąga cała rodzina. Laura co prawda jest na miejscu ale zarówno jej matka, Lucyna Woźniak-Lubecka wraz z ojczymem, Marcelem, jak i brat Laury, Karol z rodziną, na co dzień przebywają za granicą. Na miejscu są ciotka Monika i jej mąż brat Lucyny, Jarek ale i oni akurat w chwilach gdy wydarzyło się morderstwo Krystyny Kalinowskiej, przebywali za granicą. 
Tak więc rodzina zbiera się w stolicy Polski nie tylko w celu dojścia do siebie w tych ciężkich chwilach ale również w celu poznania testamentu starszej pani. 
Niektórzy, o tak, liczą bardzo na pieniądze bo mają poważne problemy finansowe. Inni znów pozostają obojętni na to czy i jeśli, to ile, otrzymają w spadku. 

Odczytanie testamentu zaskakuje. Nie dość, że ci, co liczyli na pieniądze, mogą się srogo przeliczyć to jeszcze okazuje się, że część pieniędzy otrzymała opiekunka Krystyny, Aleksandra Arbaszewska i, co zaskakuje rodzinę jeszcze bardziej, jakaś nieznana im bliżej fundacja zajmująca się poczukiwaniem osób zaginionych. 
Jeśli doda się do tego, że po rodzinie krążą plotki, że po śmierci dziadka Juliana wcale nie złożono go do grobu a podobno pochowano pustą trumnę, że Krystyna w ogóle nie opiekowała się grobem swojego zmarłego męża a nadto, że na cmentarzu,  na którym został pochowany bardzo intensywnie zajmowała się grobem zupełnie kogoś innego, mnożą się w rodzinnym, kameralnym przecież gronie, liczne i raczej pozostające bez odpowiedzi pytania. O co w tym chodzi? Dlaczego kolejna osoba w rodzinie padła ofiarą przestępstwa? Co to za tajemniczy grób, którym tak solidnie opiekowała się babcia i matka?

I, tradycyjnie dla kryminałów Wojciecha Wójcika, prowadzone są dwa niezależne, tym razem prywatne, śledztwa. Te policyjne też ale tym razem my czytelnicy znamy relację jedynie dwóch detektywów rodzinnych. Laury i Karola, czyli rodzeństwa a wnuków zmarłej. Chociaż prowadzą oni swoje śledztwa niezależnie, oboje ostatecznie dojdą prawdy.

Laura dodatkowo ma wsparcie w osobie Michała Tracza, lekarza psychiatry ze szpitala , w którym to nawiasem mówiąc przebywała w odwiedzinach jednego z pacjentów, Szymona Romanowa na chwilę przed tym, jak została zamordowana babcia młodej kobiety. Dlaczego starsza pani odwiedziła tego mężczyznę? Czy coś ich łączyło? I dlaczego pan Szymon tak źle reaguje na odgłos jakiejkolwiek płynącej wody? 

Nie ukrywam, podobają mi się kryminały Wójcika. Owszem, jak ktoś chce, może się przyczepić do chociażby tego, że autor po raz kolejny stosuje podobne "zabiegi" jak chociażby to, że po raz kolejny tworzy dość kameralne środowisko zbrodni. Że teoretycznie wszystkie postaci tego dramatu są ze sobą związane czy to rodzinnymi koneksjami czy to miejscami, w których się uczyły bądź placówką, w której przebywały. Ale, mnie to pasuje, ja się już zdążyłam do tego przyzwyczaić i wręcz oczekuję z napięciem na to, jak ładnie wszystkie te cieniutkie niteczki wątków i wydarzeń zostaną na końcu logicznie splecione w całość. 
Plusem też jest to, o czym pisałam, że niełatwo jest się domyślić kto jest sprawcą a również podoba mi się to, że nie ma tu wątków sensacyjnych a stary, dobry kryminał z motywami wynikającymi z emocji i zdarzeń dziejących się w przeszłości. 

Ja zabieram się za kolejną książkę Wojciecha Wójcika z nadzieją, że porwie mnie swoją tajemnicą i intrygą tak samo jak te do tej pory przeze mnie czytane a "Odmętom śmierci" daję notę 5.5 / 6. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

"Wybacz". Kamila Cudnik.

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...