"Gościni". Marcin Napiórkowski.

Wydana w Wydawnictwie Literackim. Kraków (2023). Ebook. 

"Gościni" przewijała się na dwóch grupach książkowych, w których jestem więc siłą rzeczy zainteresował mnie ten tytuł dość dawno temu i kiedy Syn spytał co chciałabym od Mikołaja pod choinkę powiedziałam, że mnie ucieszy zawsze książka i zażyczyłam sobie dwa tytuły, w tym właśnie ten. Dlaczego? Bo sugerowano mi horror chociaż nie taki klasyczny i szczerze, to tak tak tak, jako fanka horrorów chciałam poznać "Gościni".

I w sumie rację mają ci, którzy mówią, że nie jest to taki klasyczny horror. Jest to raczej ciekawa obyczajowa książka, poruszająca bardzo interesująco problemy świata czy społeczeństwa współczesnego z elementami grozy. Grozy, powiedziałabym, narastającej.

Zaczyna się spokojnie. Rodzina Jaworskich to rodzina-firma. Dawno temu Jaworski (ciekawe, chyba ani razu w książce nie pada imię tego bohatera) pracował w szkole jako nauczyciel. W pewnym momencie coś w nim "pękło". Trochę pod wpływam przypadku gdyż zapomniał o urodzinach własnego dziecka, zabrał syna Marka na spontaniczną wycieczkę rowerową, jako prezent. Następnie nakręciwszy film z wyprawy wstawił go na YT po czym doznał zaskoczenia albowiem film okazał się być hitem. No i poszło! Jaworski rzucił pracę w szkole i rozpoczął życie youtubera wycieczkowicza nowszącego nick Pan Wycieczka. W sprawę została zaangażowana cała jego rodzina, to znaczy w tamtym momencie żona i dwójka dzieci. W chwili rozwijania się akcji książki Jaworscy będą już z trójką potomków. Ale do brzegu!

Zaczyna się kolejna wyprawa Pana Wycieczki i jego dzieci. Dopiero co wrócili z jednej wycieczki ale kredyty nie spłacą się same. Są sponsorzy, są produkty turystyczno podróżnicze, które ma się zareklamować więc Jaworski trochę podstępem a bardziej właściwie emocjonalnym szantażem zagania rodzinę do wypożyczonego na tę wyprawę suvana i ruszają w mniej lub bardziej (raczej mniej) entuzjastycznych nastrojach na wyprawę w Beskidy.

Dość szybko jednak zdarza się coś, co nie pozwoli dotrzeć im do pierwotnego miejsca podróży, jaką była Wysowa. Najpierw o mały włos a mieliby zderzenie z ciężarówką, następnie rozpoczyna się straszna ulewa. Taka, że siłą rzeczy ich serca skłaniają ich do zabrania czekającego na podwózkę autospowicza, Heńka. 
I tak oto Pan Wycieczka, Natalia, jego żona dzieci, szesnastoletnia Marta, czternastoletni Marek i czteroletnia Marysia trafiają wraz z przygodnie zabranym Heńkiem zupełnym przypadkiem do Uśniejowa. 
Tam okazuje się, że ich podróżne auto nie jest w stanie jechać dalej ale szczęście w nieszczęściu, starsi państwo, przy domku których zatrzymała się grupa, prowadzą coś na kształt agroturystyki więc cała ta spora gromadka może przenocować. A potem jeszcze jedną noc i jeszcze jedną noc. 

I tak zaczyna się ich nieplanowany pobyt w miasteczku, o którym do tej pory wydawało im się, że żadne z nich wcześniej w ogóle nie słyszało. 
Ale zdaje się ono być idealne dla nich, prowadzących taki a nie inny biznes. Skoro i tak samochód musi zostać naprawiony w lokalnym warsztacie, Jaworski postanawia nieprzwidzianą sytuację przekuć w sukces. A jest to działanie nieco utrudnione bo ulewa, która przerwała im pierwotny plan podróży i skierowała do Uśniejowa, spowodowała też przerwę w dostawie internetu więc rodzinka jest pozbawiona możliwości kontaktu ze światem tą drogą i bezpośredniego udostępniania materiału na YT. Ale to się najwyżej wstawi później. Tak więc z przygodami,  zaczyna się tour po mieście, które z chwili na chwilę a właściwie z dnia na dzień przedstawia im coraz atrakcyjniejsze strony. Bo rodzina ma okazję zwiedzić i skansen z możliwością wypieku na miejscu chleba i ruiny średniowiecznego zamku (wraz z dowiedzeniem się legendy o Czerwonej Kasztelanowej) i obejrzenie rekonstrukcji walki na miecze. W końcu nagle okazuje się, że jest tam ogromny i ciekawy Park Dinozaurów (jak to możliwe, że wcześniej nie dostrzegli tych ogromnych makiet dinozaurów ?) i wreszcie, niezwykły aquapark z najróżniejszymi wodnymi atrakcjami. Jak dla Pana Wycieczki jest tego wbród aby nakręcić masę materiału na kanał i zbić na tym jeszcze większe profity i oglądalność. 
W czasie gdy Jaworski z żoną, Markiem i Marysią zwiedzają wszystkie atrakcje turystyczne miasteczka, Marta eksploruje je sama. O dziwo, chociaż w swojej szkole nie ma zbyt dużo znajomych tu szybko nawiązuje znajomości między innymi z nastolatką pracującą w restauracji Grapa. Tak, przez jedno "p". 
Jednak mimo początkowego enztuzjazmu po odkryciu, że przymusowa przerwa obfitować będzie w atrakcje, Marek zaczyna odczuwać coraz bardziej narastający niepokój. Jakoś tak dziwnie to wszystko zaczyna się układać. Niby nic złego się nie dzieje. Marta ma znajomych, z którymi spędza czas, rodzice są mniej nerwowi, najmłodsza latorośl mająca wypełnione dni atrakcjami nie zawraca mu głowy a jednak Marek zaczyna się coraz bardziej denerwować. Coś jest nie tak i to poczucie zaczyna coraz bardziej go uwierać.  Do tego, dlaczego Heniek wciąż jest z nimi? W końcu to przypadkowo zabrany na stopa człowiek a jakby się do nich przykleił. Ale rodzina, o dziwo, na prośbę chłopaka aby po prostu wyjechać z Uśniejowa i kontynuować podróż zgodnie z planem, nie chce opuścić miasteczka. Marta, bo wreszcie jest akceptowana, tata bo wiadomo, atrakcje i "będę miał filmów na zapas! a kredyty same się nie spłacą!", mama bo wreszcie zaczyna odczuwać dawno nie odczuwany spokój ducha, Marysia bo wiadomo, dziecko, które ma miłość rodziców i ich czas chce mieć to jak najdłużej a tu jest siostrze najwyraźniej bardzo dobrze. Jednym słowem, niepokój Marka, wzmocniony starą opowieścią zaserwowaną mu przez gospodynię domu, w którym chwilowo mieszkają, staje się bardzo nagły ale chłopak jest z tym poczuciem osamotniony. Do czasu ale jak to właśnie w klasycznym horrorze, wszyscy orientują się o realnym zagrożeniu dopiero wtedy gdy to zagląda im w twarz. 

Tak jak pisałam na początku, faktycznie "Gościni" trudno traktować jako horror ale z pewnością jest to książka z elementami grozy. Dodatkowo co mi się spodobało, to ciekawa obserwacja psychologiczna, bardzo trafny obraz współczesnego społeczeństwa, świata. I nie mówię tu o jakiejś krytyce autora bo właśnie wcale takowej się nie doczytałam. Raczej jest to sportretowanie rodziny na tle wydarzeń jakie miały miejsce w ich życiu i to jak każdy z członków rodziny Jaworskich sobie z tym radzi. 

Jeśli więc ktoś liczy na taki stricte horror ze straszakami wyłażącymi z szaf i lejącą się krwią czy zombiakami goniącymi bohaterów, zawiedzie się. Jednak ja doceniam tę książkę dlatego, że pokazuje, że największe strachy siedzą w nas samych, w naszych głowach. Strachy i pragnienia, które dobrane w niewłaściwych proporcjach mogą stać się przyczynkiem czy wręcz wyzwoleniem, najrozmaitszych zdarzeń...

Moja ocena to 5 / 6. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

"Wybacz". Kamila Cudnik.

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...