"Jak sprzedać nawiedzony dom". Grady Hendrix.

 Wydana w Wydawnictwie Zysk i S-ka. Poznań (2024).

Przełożył Tomasz Bieroń. 
Tytuł oryginalny : How to Sell a Haunted House.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa. 

Muszę powiedzieć, że to książka, od której nie mogłam się oderwać i jak na moje możliwości, to pochłonęłam ją w naprawdę szybkim tempie (a ma ona równo 400 stron tekstu).
Jest to też tego typu książka, po której spodziewałam się po prostu jednego gatunku (bo jest to jednak horror) a otrzymałam coś o wiele, wiele lepszego i więcej! 
Po pierwsze, muszę powiedzieć, że ogromnie spodobał mi się podział książki na rozdziały noszące tytuł poszczególnych etapów żałoby, jakimi są : Zaprzeczenie, gniew, targowanie się, depresja i pogodzenie się. Bardzo dobrze to współbrzmi z tym, z czym praktycznie niemal od początku musi zmierzyć się bohaterka książki, Louise Joyner, trzydziestodziewięciolatka. Lata temu wyjechała z rodzinnego domu w Charleston na południu Stanów Zjednoczonych i po pomyślnym zakończeniu studiów została na stałe w San Francisco gdzie obecnie mieszka, pracuje i wychowuje pięcioletnią córkę, Poppy. 
Louise poznajemy na samym początku w chwili gdy oznajmia rodzicom, że spodziewa się dziecka a ci szczęśliwi natychmiast mają zamiar do niej przyjechać. To wstęp a następnie akcja dzieje się pięć lat później gdy kobieta odbiera najgorszy w jej dotychczasowym życiu, telefon.
Po pierwsze, dzwoni Mark, jej młodszy brat, z którym nie utrzymuje ścisłych kontaktów, a właściwie powiedzieć można, że niemal żadnych kontaktów. Po drugie, Mark oznajmia jej coś strasznego, ich rodzice nie żyją. 
I oto Louise, która na co dzień nie jest z ojcem Poppy, zostawia pięciolatkę pod opieką taty i rusza do rodzinnego miasta na pogrzeb rodziców.

Sto dwadzieścia pierwszych stron książki to szczerze mówiąc, nie jest żaden horror a raczej ogromnie dobrze napisana obyczajowo-psychologiczna książka. Oj, jakie to było życiowe, prawdziwe i mięsiste! Autor nie brał jeńców i opisał na tyle wiarygodnie rodzinę, w której jedno z dzieci było wyraźnie faworyzowane przez rodziców, że aż parę razy niemal dosłownie zazgrzytałam zębami ze złości. Kto z nas nie zna takich członków rodziny, którzy z bliżej niewiadomych powodów są faworyzowani i chyba wychowani w tymże przekonaniu, oczekują od innych bałwochwalczego podejścia i ustąpienia im we wszystkim.
Louise i Mark po latach niewidzenia się spotykają się w dodatkowo ciężkim momencie życia, tuż po stracie rodzicieli i w dodatku będąc w niezbyt przyjaznych stosunkach. 
W pewnym momencie wydaje się jakby u Louise puściła tama wspomnień i pretensji i poznajemy jej powody niechęci w stosunku do własnego brata. Jakby nie było, Mark zawsze był przez rodziców faworyzowany. Był tym dzieckiem, któremu odpuszczało się na zasadzie "Bo ty, córeczko, jesteś silna i dzielna i dajesz sobie radę a on..." (tu dyskretne zawieszenie głosu).
Tama wspomnień przedstawia nam, czytelnikom, rodzinny dom, w którym się wychowali,. Był on wystarczająco pełen emocji bo Nancy, ich matka,  zajmowała się lalkarstwem teatralnym. Kupowała lalki, pacynki, marionetki, sama takowe szyła i praktycznie można powiedzieć, że wczesnemu życiu i młodości Louise i Marka towarzyszyła liczna gromada lalek, którym mama nadawała oryginalne imiona. Swoją sztukę prezentowała jednak oczywiście nie tylko w rodzinnym gronie. A sztuka ta była właśnie pełna wzruszeń, emocji i takiego rzec można, zamieszania i zdecydowanie przenikania świata realnego z tym kreowanym przez matkę. Wystawiała przedstawienia i brała czynny udział w życiu środowiska lalkarskiego.
Ojciec kobiety, Eric, był ekonomistą i wykładowcą na miejscowej uczelni i być może stanowił dobre wyciszenie dla pełnej artyzmu i kochającej tę oryginalną sztukę, żony.

Pierwsze delikatne zapowiedzi tego, że "Jak sprzedać nawiedzony dom" to jednak horror a nie świetnie skrojona obyczajówka, są już właściwie na początku, gdy rodzeństwo spotyka się w domu rodziców a ongiś, swoim rodzinnym. Lalki, pozostawione w domu bliskich, zdają się bowiem żyć jakimś własnym tajnym życiem. Mają swoje preferencje dotyczące spędzania wolnego czasu i miejsca, w ktorym chcą przebywać. Kobieta znajduje je w miejscu, w którym na pewno nie powinny się znajdować, w dodatku w dziwnych sytuacjach. Ma dodatkowo wrażenie, że wszystkie lalki a dom jest nimi wręcz wypełniony, wpatrują się w nią i śledzą każdy jej krok.

Dodatkowym zaskoczeniem może być fakt, że po raz kolejny w jej życiu pojawia się Pupkin. Ulubiona lalka mamy, którą brała ze sobą wszędzie i która siłą rzeczy towarzyszyła Louise i jej bratu przez większość dzieciństwa. Ta niby niewinna pacynka okaże się nawiasem mówiąc równorzędnym bohaterem jak rodzeństwo Joynerów i córka Louise, Poppy.
Louise natyka się na Pupkina pewnego dnia gdy trafia do domu rodziców i ku swemu zaskoczeniu znajduje pacynkę siedzącą w ulubionym fotelu ojca i oglądającego jakiś telewizyjny program. Dziwne, bo po śmierci rodziców nikogo w domu nie ma i raczej wręcz nie powinno być. Kto więc posadził Pupkina i wyreżyserował taką sytuację?
Jednak sam początek książki nie zapowiadał horroru, który jednak jak najbardziej będzie się dział w dalszej jej książki. Na samym początku rodzeństwo głównie się kłóciło i wymawiało sobie sprawy sprzed bardzo wielu lat. Z czasem jednak narracja powoli, powoli się zmieniła a autor tak nam namieszał w tym, co poznajemy, co nam zdradza, że zaczynamy na wszystko, o czym do tej pory się dowiedzieliśmy zupełnie inaczej patrzeć. A o postaciach biorących udział w tej historii zaczynamy patrzeć w inny, niż do tej pory, sposób. 

Nie znam innych książek Hendrixa, trudno jest mi więc powiedzieć czy jest lepsza czy gorsza od poprzednich. Wiem, że "Jak sprzedać nawiedzony dom" podobała mi się do tego stopnia, że jak już wspomniałam, nie mogłam sie od niej oderwać. 

Również jak dla mnie, jest to jednak horror. Już nigdy nie spojrzę tak jak przed jej lekturą na lalki. I oczywiście dodatkiem jest świetny rys psychologiczny bohaterów jak również taki kalejdoskop emocjonalny jaki nam autor funduje, niemniej jednak jest to horror. Nie ma więc oczekiwać, że nie będzie jednak strasznie i dramatycznie. 
Miałam kiedyś możliwość poznania tematu lalek i to tak z najwyższej półki, nie takich lalek zabawkowych ale w kontekście lalek teatralnych, takich, jakie stanowiły sens życia dla Nancy Joyner. Bardzo żałuję,że gdy człowiek jest młodszy, nie dostrzega ogromu możliwości i okazji zgłębienia wiedzy, zwłaszcza na tematy, które są dla niego zupełnie obce. Z możliwości więc nie skorzystałam, bardzo tego żałowałam podczas lektury tej książki bo sądzę, że byłoby to idealnym do niej dodatkiem.

Mnie się podobała, o ile oczywiście tak można powiedzieć o horrorze. 
Oceniam "Jak sprzedać nawiedzony dom" : 6 / 6. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

"Wybacz". Kamila Cudnik.

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...