"Sto kwiatów". Genki Kawamura.

 Wydana w Bo.wiem. Seria z Żurawiem. Kraków (2024). Ebook. 

Przełożył Wiktor Marczyk.
Tytuł oryginalny Hyakka.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa. 

Być może ktoś z Was zna książkę tego autora "A gdyby tak ze świata zniknęły koty?". Ja tamtej książki nie znam ale sięgnęłam po "Sto kwiatów", dlatego, że mnie zaciekawiła opisem i tematyką.

Oto bowiem mamy syna i matkę. Syn to Izumi Kasai, ma trzydzieści siedem lat i właśnie ze swoją żoną Kaori, spodziewają się pierwszego dziecka. 
Akcja książki rozpoczyna się w wieczór sylwestrowy, kiedy to do matki, Yuriko, ma przyjechać Izumi. Przybywa do domu aby rozpocząć ich matczyno synowską tradycję spędzania wieczoru razem i świętowania urodzin Yuriko, które przypadają pierwszego stycznia. Jednak w sylwestrowy wieczór mężczyzna w rodzinnym domu matki nie zastaje. 
Zmartwiony zaczyna jej szukać i udaje się mu to. Znajduje ją na opustoszałym placu zabaw. 
Od tej pory zaczynamy wraz z Izumi stopniowo odkrywać, co stoi za tym, że Yuriko od pewnego czasu zaczyna zachowywać się nieco inaczej niż do tej pory. Niemniej jednak zagoniony, bo pracujący w wytwórni muzycznej, mężczyzna, nie przyjeżdża do mamy tak często jakby sobie tego życzył. Stąd i być może opóźnienie w zorientowaniu się, co tak naprawdę się dzieje z jego rodzicielką. 

Wiedziałam, decydując się na recenzję "Stu kwiatów", że temat nie będzie lekki, łatwy i przyjemny ale nie przypuszczałam, że wzruszy mnie aż tak bardzo. A nie ukrywam, wzruszyłam się podczas lektury i były momenty, że potrzebowałam użyć chusteczek higienicznych. 

Szybko dowiadujemy się,że mama Izumi cierpi na demencję. Rozwój choroby śledzimy wraz z jej synem, który dodatkowo ma przed sobą wyzwanie jakim jest to, że wkrótce zostanie tatą. Dziewięć miesięcy wszak minie szybko. Na samym początku oboje ustalają, że mama zostanie w swoim domu, miejscu, które zna najlepiej. Z czasem zobaczą sami jak sprawa się toczy, jak szybko postępować będzie choroba i jakie podejmą kroki. Mimo, że Yuriko ma sześćdziesiąt osiem lat, lekarz stwierdza u niej dość zaawansowaną już chorobę. I tak oto z dnia na dzień życie tej rodziny się zmienia. 
Dodatkowo, wraz z rozwojem akcji książki poznajemy to jak toczyło się życie tej dwójki kiedy jeszcze Izumi był nastolatkiem i mieszkał wraz z mamą. Na samym początku dowiadujemy się, że Yuriko wychowywała chłopca samodzielnie, o ojcu właściwie nie wiemy kompletnie nic. I od samego początku sugeruje się nam, że coś kiedyś się zdarzyło, co rzutuje na ich współczesne relacje. Jakby to "coś", "tamten czas" rezonowało wciąż, pomimo upływu wielu lat.

Jak już pisałam na samym początku, ta książka ogromnie mnie wzruszyła, aż niejednokrotnie, do łez. 

To bardzo mądrze napisana książka o stawianiu się dorosłym, o braniu na siebie brzemienia odpowiedzialności, o dojrzewaniu do takich a nie innych decyzji, o wchodzeniu w nowe role. Wreszcie, to książka o tym jak jest kiedy w rodzinie zaczyna chorować jedna osoba. To także opowieść o odchodzeniu, takim fizycznym ale również o odchodzeniu naszej pamięci. O tym, jak relatywnie patrzymy na wydarzenia, które nas dotyczą i jak pamięć może nas determinować, kształtować i tworzyć. Dla mnie samej interesujący był zastosowany przez autora zabieg zestawienia początku choroby matki z informacją o ciąży żony.

Jeśli szukacie czegoś niekoniecznie długiego ale mądrego, jeśli oczekujecie, że podczas czytania i po lekturze będziecie snuć rozważania i przemyślenia, to "Sto kwiatów" jest zdecydowanie dla was. 

Moja ocena to 6 / 6. 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...