"Piąty akt". Wojciech Wójcik.
Wydana w Wydawnictwie Zysk i S-ka. Poznań (2024).
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa.
Nareszcie mogłam przeczytać najnowszy kryminał autorstwa jednego z moich ulubionych obecnie autorów.
Książka nosi tytuł "Piąty akt" i jak już sam tytuł może sugerować, część jej akcji dzieje się w teatrze. A konkretnie, w teatrze mieszczącym się w Pałacu Kultury w Warszawie, w którym to przybytku miało miejsce przedstawienie dyplomowe sudentów Akademii Teatralnej.
Grupa młodych ludzi przygotowywała się wraz z opiekunką roku i jednocześnie autorką scenariusza przedstawienia, panią Joanną Burzyńską do pokazania wyrywków z życia znanej i szanowanej aktorki, Niny Seneki. Nina Seneka znana jest nie tylko jako rewelacyjna aktorka, chociaż już obecnie przebywająca na zasłużonej emeryturze w Domu Artystów Weteranów, ale również jako walcząca z okupantem, a przede wszystkim z działającymi podczas IIWŚ szmalcownikami, bohaterka. Przedstawienie więc miało być również czymś na kształt podziękowania jej za czyny podczas wojennej zawieruchy, czy wręcz niemal zostało napisane na jej cześć.
Nic jednak nie poszło podczas tego wieczoru tak, jak iść powinno. Otóż po zakończeniu czwartego aktu, kiedy aktorzy występujący na scenie byli przekonani, że teraz nastąpią nie tylko brawa, ale wręczenie kwiatów zarówno bohaterce wieczoru, pani Ninie Senece, jak i Joannie Burzyńskiej, okazało się, że odgrywająca główną rolę bohaterki, Wanda Reginis musi szybko zmienić tekst podziękowań i przemowy.
Starsza pani bowiem opuściła teatr w ogromnym wzburzeniu i z wyraźnym niezadowoleniem malującym się na jej twarzy, a sama opiekunka i scenarzystka niestety, nie żyje.
Komu a przede wszystkim dlaczego zależało na śmierci Joanny Burzyńskiej? Dlaczego akurat wieczór premiery był ostatnim w jej życiu?
Ale również, dlaczego Nina Seneka nie została do końca wieczoru, a wręcz zabroniła młodym kontynuowania przedstawień opowiadających jakby nie było o jej własnym bohaterstwie?
O tym będą musieli przekonać się ci, którym zależeć będzie na prawdzie.
Piszę to z każdym razem, kiedy omawiam kryminały Wojciecha Wójcika, nie są to książki "na raz". To znaczy, jeśli komuś się to udaje, to składam gratulacje. Najwyraźniej ma więcej czasu i możliwości skupienia się na akcji, niż ja.
Natomiast ja wiem,że na lekturę muszę poświęcić parę dni, jak również uważnie notować podczas czytania, aby nic ważnego mi nie umknęło. Tym bardziej,że Wójcik nie stosuje akcji linearnej, a jak to u niego bywa, poznajemy akcję współcześnie i w przeszłości, na przemian. Jak również, spotykamy na kartach książki licznych jej bohaterów, z których każdy na swój sposób może odegrać rolę dla treści i rozwoju akcji książki.
I tak, stare grzechy rzucają bardzo długie cienie. Po raz kolejny przekonują się o tym próbujący dojść prawdy bohaterowie kryminału.
A śledztwa dzieją się po raz kolejny dwutorowo. Z jednej strony prawdy chce dojść Adam, oświetleniowiec, który ma swego rodzaju umowę z dyrektorem teatru, Sikorskim ( o tym, jaka to umowa, dowiadujemy się pod sam koniec książki), że dowie się, kto pozbawił życia Burzyńską.
Z drugiej strony młodzi aktorzy, których ktoś nagle pozbawił możliwości zagrania przedstawienia i ogólnie, pracy, którą chcą wykonywać, chcą dowiedzieć się, kto to jest i jaki jest powód i samej zbrodni i tego, że ich plany na przyszłość legły w gruzach.
Kiedy zarówno Adam, z pomocą swojej asystenki oświetlenia, Klaudią, jak i młodzi aktorzy próbująnowej roli jako śledczy, my, czytelnicy, stopniowo poznajemy przeszłość bohaterów. Ich losy podczas okupacji, to, jakich wyborów dokonywali, jakie przeżywali wzloty i upadki. I co stało się w tamtych mrocznych, pełnych zła i okrucieństwa czasach, co doprowadziło do tego, że w dwudziestym pierwszym wieku znaleziono martwą aktorkę, scenarzystkę i opiekunkę wystawiających ten swoisty hołd Senece, Burzyńską.
Co mi się podoba w kryminałach Wojciecha Wójcika, to zarówno postaci, takie możliwe do zaistnienia, prawdziwe. Ani chodzące ideały, ani tylko źli ludzie. Ale również to, że o tym, kto jest sprawcą dowiadujemy się właściwie zawsze niemal na ostatniej stronie. Tu również tak się stało. Przyznam, że nie domyśliłam się, o kogo chodzi aż do samego końca.
Tradycyjnie więc, jeśli macie chęć na dłuższy kryminał, podczas lektury którego wymagane jest większe skupienie, ale zostaje to wynagrodzone pod koniec książki, polecam Wam "Piąty akt".
Moja ocena to 6 / 6.
Komentarze
Prześlij komentarz