"Misery". Stephen King.

 Wydana w Wydawnictwie Prószyński i S-ka. Warszawa (2011). Ebook.

Przełożył Robert P. Lipski.

Tytuł oryginału MISERY.

Muszę powiedzieć, że albo jednak pamięć spłatała mi niezłego figla i jednak "Misery" wcześniej nie czytałam, a jedynie oglądałam świetną jej ekranizację z brawurową rolą Kathy Bates, albo zwyczajnie, nie pamiętałam nic a nic. Tak więc sięgnięcie po jakby nie było, klasykę Kinga, okazało się zdecydowanie ciekawą przygodą. 

Po pierwsze, nie pamiętałam, że książka jest aż tak brutalna. Chyba sięgnę do filmu, żeby zobaczyć, czy znów pamięć mi wybieliła wspomnienia i aż tak strasznie nie było, czy jednak reżyser zdecydował się nieco złagodzić treść. Po drugie, to jest naprawdę świetny kawałek prozy zahaczający o psychologiczne klimaty. 
Po trzecie, warto wracać do książki, co do której wydawało ci się, że dobrze ją pamiętasz, bo może okazać się to, o czym napisałam na wstępie. Że właściwie, jakbyś czytała ją na nowo. Lub, co możliwe, czytasz ją jednak pierwszy raz.

Annie Wilkes to najzagorzalsza wielbicielka prozy autora książek obyczajowych i romansów, Paula Sheldona. Tak przynajmniej się tytułuje i jest o tym przekonana. I to ona, tak, to ona właśnie, pewnej zimowej zamieci znajduje swojego ulubionego autora (czy właściwie autora ulubionego cyklu o Misery, bohaterce, którą wręcz uwielbia) w niezłych tarapatach. Auto Paula ląduje nie tam, gdzie powinno a sam mężczyzna jest poważnie ranny. I tu do akcji wkracza ona, Anna Wilkes. Nie, nie cała na biało (pomimo, że ongiś wykonywała zawód pielęgniarki, do czasu, do czasu). Ale jednak, znajduje się na miejscu wypadku autora i zabiera go do siebie do domu. Zapewne myślicie, że w czasach przed telefonami komórkowymi Anne zabrała mężczyznę po to, aby po udzieleniu mu pierwszej pomocy zadzwonić po pogotowie czy policję? Czy ogólnie, służby ratunkowe? Nic bardziej mylnego. 

A teraz uwaga SPOILERY. Może jest ktoś, kto "Misery" nie czytał a chce, więc dalej albo nie czytaj mojej wypowiedzi, albo czytaj, ale na własną odpowiedzialność.

Od samego początku orientujemy się, że Paul stał się więźniem niezrównoważonej, czy może wręcz nazwijmy to wprost, chorej psychicznie kobiety. Więźniem, który naraził się jej jednym, śmiał uśmiercić ukochaną bohaterkę serii, tytułową Misery. 
Dla Anne jest to niemożliwe i wykorzystuje ona fakt, że znalazła pisarza w sytuacji opłakanej aby, cóż, więzić mężczyznę. Więzić i zmusić do tego, aby napisał książkę przywracającą do życia Misery. Tak. Nieważne, że z ulgą (szczerze już nie cierpiał stworzonej przez siebie bohaterki) pozbył się baby, to jeszcze teraz wpadł w niezły kompot, trafiając w łapy ( i dom z niezłymi zamkami na drzwiach) niezwrówoważonej "wielbicielki".

Jak już wspomniałam, zupełnie nie pamiętałam tego, że będzie tam aż tyle brutalności. A jest. Nie jednym ciągiem, nie nie, za to, kiedy jest, to już na całego :( Anne Wilkes nie bierze jeńców w dążeniu do własnych celów i pragnień. O NIE. I nie waha się użyć siekiery, piły mechanicznej, czy nawet noża elektrycznego, aby osiągnąć to, co chce, ukarać kogo chce za wyimaginowane przewiny, czy na pokazać, kto tu rządzi. 

Dla mnie od pewnego momentu w książce fascynujące było zachowanie Paula. Więzień, najprawdopodobniej pod wpływem uzależnienia od środków przeciwbólowych, miał nieco zamglony pogląd na świat. A może jednak lęk przed konsekwencjami swoich wyborów i tym, jakie w zanadrzu kary dla niego szykowała Wilkes, sprawiły, że w pewnych momentach zachowywał się wręcz bezwolnie. 
Na szczęście jednak do czasu. 

"Misery" wciągnęła mnie niesamoiwicie w swój mroczny świat. Towarzyszyłam oszołomionemu i uzależnionemu od prochów Paulowi i kibicowałam mu szczerze, aby udało mu się wyrwać z matni.

Uważam, że to faktycznie jedna z lepszych książek Stephena Kinga. I cieszę się, że zdecydowałam się na jej lekturę, chociaż jak mówię, lekko podczas niej nie było. 

Moja ocena to 6 / 6. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Refleksyjnie, rocznicowo...

Rocznica ...

20 lat blogu !