"Emilka ze Srebrnego Nowiu". Lucy Maud Montgomery.
Wydana w Krajowej Agencji Wydawniczej. Poznań (1988).
Przełożyła Maria Rafałowicz-Radwanowa.
Tytuł oryginalny Emily of New Moon.
Ogólnie, to wracam do książek przywiezionych z rodzinnego domu, tych, które stały na dziecięco-młodzieżowej półce.
Okazało się,że Emilkę czytałam raczej niewiele razy, być może raz jedyny? Nie wiem czemu, ale chyba wtedy mnie nie zachwyciła. Do teraz. Teraz okazuje się, że o ile Anne wolę tę z pierwszej części Anne / Ani, a reszta części podobała mi się mniej (wyjątkiem jest Rilla), to Emilka ujęła mnie o wiele bardziej, przynajmniej teraz.
Cała książka podobała mi się bardzo do momentu poznania przez dziewczynkę jej dalekiego krewnego, niejakiego Deana Priesta. No, może jestem "skażona" współczesnym spojrzeniem, złośliwi orzekną, że poprzewracało się w głowie od tego dobrobytu i dbania o dzieci pod kątem wiadomym, ale ta relacja niemal od początku zawiała w moją stronę totalnie czerwoną flagą. Co Wam będę ściemniać, wiem, że autorka na pewno nie pójdzie w tą stronę, ale to jak wprowadzenie to opisu groom...gu ,no... Wykropokowuję, bo a nuż komuś się nie spodoba, że ktoś się czepia. I proszę mi nie mówić, że nadinterpretuję, ostatnio spotkałam się z inną opinią dotyczącą zupełnie innej książki, gdzie ktoś pisał, że denerwuje go w literaturze nadmierna sek...zacja dzieci w literaturze i chociaż tam tego ja nie postrzegam absolutnie (mówię o książce, o której ktoś pisał taki zarzut), to tu mnie to zmroziło i nie, nie podoba mi się to, jakie teksty serwuje DWUNASTOLATCE dwudziestosześciolatek. Poprzestanę na swojej opinii, nie trzeba się ze mną zgadzać. To ogromna łycha dziegciu, którą wywlekam na wierzch tej beczki miodu, bo generalnie, to naprawdę mi się spodobała. No a tu w sumie pod koniec takie coś :(
A tak było fajnie do tego momentu. Motyw osieroconej dziewczynki, tu-krewnej, która trafia pod opiekę sióstr matki, singielek, jak to dziś mawiamy, które są jak zły i dobry policjant, a my dobrze wiemy, że ta odgrywająca rolę tego złego, to dobra, poczciwa kobieta, tylko właśnie człowiek, a nie lukrowa figurka ustawiona na cieście do podziwiania.
Tym razem znów galeria postaci, dramaty i szczęścia, ale tak podane w formie dla mnie o wiele bardziej obecnie do strawienia, niż dalsze części Anne z Zielonych Szczytów, mimo, że nie narzekam na nie, tylko o dziwo, odkryłam, że historia Emilki teraz czyta mi się o wiele lepiej.
Przede mną dwie dalsze części opowieści o Emilce, już dojrzalszej i z nowymi doświadczeniami (oby dobrymi! nic a nic nie pamiętam z tych książek).
Moja ocena (pomimo czepiania się i pewnych translatorskich potknięć) to 6 / 6.
Komentarze
Prześlij komentarz