"12 miesięcy ze Św. Mikołajem, czyli trawnik pełen reniferów". Friedbert Stohner.

Wydana w Wydawnictwie Prószyński i S-ka. Warszawa (2018).

Przełożył Bartosz Nowacki.
Tytuł oryginalny "Ein Rentier Kommt Selten Allein. Unser Jahr Mit Dem Weihnachtsmann".

Data premiery 23.10.2018.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa.

Raz na jakiś czas sięgam po literaturę dla dzieci z myślą o przyszłych lekturach dla Jasia. A ponieważ sama bardzo lubię książki z motywem świątecznym dlatego z ciekawością sięgnęłam po tę książkę.
Od razu napiszę, że nie do końca mnie zachwyciła. Mam wrażenie, że autor trochę nie wykorzystał naprawdę fajnego pomysłu jakim było ściągnięcie Świętego Mikołaja do domu jednej z niemieckich rodzin. 
Oto bowiem w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia do pewnej czteroosobowej rodziny składającej się z rodziców i dwójki dzieci, starszej dziewczynki o imieniu Lotte, narratorki i jej brata, Larsa, przybywa wraz z saniami i zastępem reniferów Święty Mikołaj. 

Jego tłumaczenie jest dość mętne, podobno do Laponii, gdzie przecież mieszka, ściąga tylu turystów, że nie mógłby spokojnie szykować się na następne Święta więc Biuro Bożego Narodzenia skierowało go do niemieckiej rodziny. Brzmi jak kiepska wymówka dla kogoś, kto zwyczajnie ma chęć zrobić sobie przerwę od natłoku zajęć i obowiązków, i taka argumentacja brzmiałaby dla mnie bardziej wiarygodnie. No ale dobrze, to książka dla dzieci więc tu Mikołaj nie powie szczerze, że goni w piętkę i ma ochotę zrobić sobie odpoczynek na czyjś koszt a wymówi się tym, czym się wymówi. 

I tu był moment, na który czekałam, bo stanowił bardzo dobry punkt wyjściowy dla tego co też mogło się wydarzyć w rodzinie Larsa i Lotty. Kiedy zaczynałam tę książkę nie ukrywam, że oczekiwałam jakichś bardziej spektakularnych przygód. W końcu, nie każdemu przytrafia się okazja goszczenia u siebie w domu Świętego Mikołaja i to przez okrągły rok. Niestety, nie dostałam aż takich fajerwerków, jak się spodziewałam. Owszem, sama opowieść jest poprawna, bywa zabawna , kiedy rodzina musi ukrywać obecność gościa w swoim domu i nawet dziadkowie czy sąsiedzi nie mogą wiedzieć o tym kto ich gości a obecność zastępu reniferów w ogródku tłumaczy się względami praktycznymi. Jako, że renifery świetnie pozbawiają ogród nadmiaru trawy. Ale czegoś mi zabrakło w tej opowieści. 
W sumie Święty Mikołaj okazuje się gościem mało wymagającym i sympatycznym, więc dodatkowa osoba w domu nie stanowi dla rodziny większego problemu. Szybko też niektóre osoby orientują się kim jest gość tej rodziny ale szczęśliwie nikt nie zdrada tej tajemnicy. Ale w sumie nie ma w tej książce ani jakichś emocjonujących przygód czy to samego świętego czy rodziny, u której się zatrzymał ani nie denerwujemy się, że tożsamość gościa wyjdzie na jaw. Jest spokojnie i bez napięcia. 

Przez rok, który spędzi w domu rodziny narratorki Święty Mikołaj odpocznie, a także, wraz ze swoimi licznymi pomocnikami skrzatami przygotuje prezenty na nadchodzące Święta. Plus nawiąże przyjaźń z pewną starszą panią.
Jak już jednak wspomniałam, miałam nadzieję na coś więcej niż otrzymałam. Nie musiało być od razu dwudziestu zwrotów akcji na stronie ale sądzę, że jakieś przygody Święty Mikołaj mógłby przeżywać podczas tego urlopu w Niemczech.

Plusem książki są ładne ilustracje autorstwa Katrin Engelking, nawet muszę powiedzieć, że chętnie widziałabym ich więcej. 
Książka ta według mnie dobra jest dla dzieci 6+. 

Moja ocena tej książki to 4 / 6.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...