Dzisiaj kolejna smutna rocznica, jaką jest trzynaście lat od dnia, w którym nasze serca pękły na pół... Te wszystkie wspomnienia z maja 2011 roku wciąż są gdzieś w mojej głowie, zostaną już na zawsze to wiadomo. Narodziny Emilki, walka o Jej życie, to jaka była dzielna, w końcu śmierć i przygotowania do pogrzebu, który organizowała Osoba, która zna mnie od urodzenia (jakiś parszywy paradoks życia :( ). Wreszcie, pogrzeb, który poprosiłam aby odbył się w przeddzień Dnia Matki, żeby tej daty dodatkowo jeszcze jakoś nie naznaczać. Po raz milionowy to napiszę, wiem,że rozumieją mnie Osoby, które też są po stracie a mam takich Osób wśród znajomych niestety wiele, zbyt wiele, nie ma dnia, sekundy pewnie, żeby z tyłu głowy nie było o Niej myśli... I po raz kolejny to napiszę, jest we mnie ogromna wdzięczność za obecność Janka w naszym życiu. Nie wiem naprawdę, jakby potoczyło się ono bez Niego... Pomyślcie dziś przez chwilę o małej, walecznej Dziewczynce, która była z n...
Wydana w Wydawnictwo Księgarnia Akademicka. Kraków (2024). Wspominałam już parokrotnie, że osiedlowa Książkodzielnia potrafi mnie rozpieścić jakimś włożonym ot, od niechcenia, tomikiem poezji, bądź książką, której ktoś chce się podzielić z innymi. I tak oto w moje ręce wpadł tomik poezji mieszkającej w Krakowie poetki Ilony Zdziech. Czemu po niego sięgnęłam? Stali czytelnicy blogu dobrze wiedzą, że jestem "za" poezją i uważam, że wszyscy raz na jakiś czas powinni wręcz po coś z tego gatunku sięgnąć (czym chyba trochę staję w kontrze do wyrażonej opinii Noblistki w jej wierszu "Niektórzy lubią poezję"). Nic jednak nie poradzę, że uważam, że wszyscy (tak, w tym ja sama) czytamy jej za mało. I dlatego, kiedy zobaczyłam wiersze w książkowym miejscu a do tego z tak frapującym tytułem, nie mogłam się oprzeć, aby nie zajrzeć do środka, chociaż nazwisko osoby zupełnie nie było mi znane. Tomik "Dzień matki" zawiera pięćdziesiąt cztery wiersze dotyczące (cóż za ...
Stwierdziłam, że chcę Wam napisać, co czytałam przed Świętami, ale niespecjalnie chcę robić osobne wpisy dla poszczególnych książek, więc wyjdzie wpis zbiorczy. Udało mi się przeczytać otrzymaną na Mikołajki "Przyszedł list z Monachium" Hakana Nessera, z cyklu o inspektorze Gunnarze Barbarottim. Część akcji dzieje się podczas pierwszych Świąt Bożego Narodzenia w pandemii wiadomego wirusa, kiedy to świat nakazał ludziom spędzać te rodzinne z założenia święta raczej w bardzo kameralnym gronie. Do tych zasad nie zastosowała się pewna rodzina, a raczej jeden z braci wchodzący w jej skład, który to brat zaprosił do siebie na Święta rodzeństwo z małżonkami lub dziećmi. No i podczas tych Świąt gospodarz zostaje zabity. Taka właściwie w klimacie książek Agathy Christie, bo i odizolowana od świata osada i wąziutkie grono podejrzanych i zbrodnia, u podstaw której leżą emocje, jakby nie było. Nie jest to według mnie najlepsza książka Nessera, ale nie uważam, abym żałowała nawet minuty...
Komentarze
Prześlij komentarz