serialowo...

 Pomyślałam sobie, że dawno nie pisałam na blogu o filmach a raczej, jak w tytule postu, o serialach. 

A chętnie polecam Wam dwa, które oglądaliśmy ostatnio i które na tyle nam się spodobały, że chętnie je Wam polecę. 
Jako, że nie mamy Netflixa (tak, na świecie istnieją tacy ludzie :P ), bazuję na tym, co opłacamy czyli HBO GO i Amazon Prime Video. Na Amazon Prime ostatnio , trochę przypadkiem zresztą, obejrzeliśmy serial "Modern Love". 
Powstał on na podstawie listów czytelników "The New York Times" i każdy z odcinków ( o ile się nie mylę, ośmiu ale nie chcę teraz skłamać ) opowiada osobną opowieść, które to opowieści na samym końcu znajdą małą, spinającą je klamerkę bo nawet nie klamrę. Mnie się ten serial bardzo podobał chociaż czytałam zarzuty w Internecie, że jest on za słodki, za gładki i za ładny i że nie podnosi prawdziwych problemów współczesnego życia i ludzi. Nie wiem, mnie się wydaje, że jeśli to były listy czytelników o ich miłości , które ktoś potem wybrał, to trudno jest zarzucać tym ludziom kłamstwo i brak dramatyzmu. Najwyraźniej tęskniąca za zmarłym mężem pani w poważnym wieku, która to zakochała się w nim w owym wieku będąc wydała się komuś za nudna, za zwyczajna, nie wiem w sumie za jaka. Może to, że opisuje, że tęskni i że kochali się już jako ludzie starsi a nie nastolatki z motylami w brzuchu nie wystarczyło. Może teraz faktycznie wszystko jest na sprzedaż i należy epatować skrajnie każdą emocją , bo takie zwykłe, codzienne opowieści o miłości, która może się zdarzać bez dramatów i nie wiadomo jakich fajerwerków, nie wystarczy. Mnie wystarczyło. Tak więc tak, mnie "Modern Love" bardzo się podobał i chociaż moim ulubionym odcinkiem okazał się pierwszy, otwierający serial, to w każdym znalazłam coś co mnie rozbawiło, wzruszyło, przyniosło pokrzepienie lub nadzieję. Moja ocena to 6 /6.

Jeśli jednak dla kogoś "Modern Love" jest za słodkim ulepkiem, w którym nie odnalazł prawdziwego życia, zapraszam go na norweską Północ, a konkretnie do obejrzenia serialu "Witamy na odludziu" (tytuł oryginalny "Welcome to Utmark"), który jest na HBO GO. O, tu słodu i miodu w nadmiarze nie znajdziemy, o nie ! Znajdziemy natomiast bardzo dobrze nakręcone osiem odcinków o życiu paru osób w jednej z mniejszych norweskich miejscowości. Miejscu, w którym słońca chyba często się nie widuje, w którym każdy ma ogromny bagaż problemów (co bardziej okrutne w sądach jednostki stwierdziłyby, że w Utmark zamieszkują przegrywy ). Natomiast muszę Wam napisać, że dawno nie widzieliśmy czegoś, co aż tak nam się podobało. Według mnie "Witamy na odludziu" pokazuje świetnie życie takim, jakie jest. Z jego lepszym i gorszymi stronami. Z tym, że czasem potrafimy opuścić toksyczną rodzinę a czasem wpadamy jak śliwka w kompot. Że niektóre kobiety są silniejsze a inne nieco mniej. Że nałogi to nie problem jedynie "innych". To, co z kolei a propos tego serialu wyczytałam, co mnie rozbawiło, to porównanie "Witamy na odludziu" z "Przystankiem Alaska", tylko że w norweskiej wersji. No więc nie, seriale te nie mają ze sobą żadnej wspólnej (przypominam, że piszę o własnych odczuciach :) ) oprócz tego, że akcja obu dzieje się w bardzo małych miejscowościach z gatunku "wszyscy znają wszystkich". Nie jest to serial delikatny, nie pokazujący brudów i brzydkich stron życia ale też w genialny sposób pokazuje życie takim, jakie często jest. Nawet widoki nie są zachwycające, na ogół przybijają (mnie :) ) ale o dziwo, ja, która zdecydowanie wolę w filmach pogodność i weselsze strony życia, jestem tym serialem zachwycona. Genialnie zagrany, każda postać zagrana tak prawdziwie, że aż czasem ciarki chodzą po plecach. Oglądając go zżymałam się nad postawą niektórych dorosłych, ubolewałam nad losem dziecka, śmiałam podczas niektórych wydarzeń ale i zdarzyło mi się mocno wzruszyć. I , co ciekawe, nie ma tu tak hojnie polewanego w niektórych filmach lukru a pomimo tego okazuje się, że serial jest o wiele bardziej wiarygodny chociaż nie ukrywam, czasem potrafił mnie przybić swoją dosłownością. Czytałam o tym serialu, wywiady z osobami odgrywającymi poszczególne role pokazuje, że na planie panowała świetna atmosfera i muszę powiedzieć, że tę atmosferę odczuwa się podczas oglądania "Witamy na odludziu". 
Moja ocena to 6 / 6. 


Komentarze

  1. Ja z serialami jestem mocno na bakier. Jak mam do wyboru obejrzeć coś lub poczytać, to zawsze wygrywają książki. Chociaż zrobiłam kiedyś wyjątek dla Dra House'a i przepadłam z kretesem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo lubię seriale :) Najchętniej kryminalne ale nie tylko. Teraz oglądamy jeszcze na HBO GO "Mare z Easttown " z cudowną Kate Winslet w roli głównej. :) Medycznych nie ruszam, tak jak nie czytam żadnych książek z medycyną w tle (chociaż , skłamałam właśnie, bo przypomniałam sobie, że czytałam taki cykl o pielęgniarkach ale to zrobiłam wyjątek).

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rocznica ...

Jedenaście lat bez...

Obejrzałam "Wednesday" czyli moje pedagogiczne osiągnięcia...